Płakałem tam długo. Trudno mi określić ile, ponieważ mój zegarek pokazywał nadal 3:33.
To mnie przerażało. Nie mogłem uwierzyć nawet, gdzie jestem. W końcu wstałem z ziemi i otrzepałem się. W tej samej chwili nadeszły chmury. Tego jeszcze brakowało. Wichura! Po raz kolejny poczułem w głowie impuls, który chciał mi pokazać, gdzie mam iść. Poszedłem bez zawahania się. Nic gorszego od śmierci Weroniki nie mogło mnie spotkać. Sam nie wiem po co, ale spojrzałem na zegarek. Uff ! Ruszył się! Była już 3:35.
Chociaż jedna dobra wiadomość dzisiejszego strasznego dnia. Deszcz padał coraz bardziej. Mgła zakrywała mi widok. Było szaro, w sumie nie szaro, ale czarno. Tylko błyskawice rozjaśniały ten mrok. Nie słyszałem ani ludzi, ani samochodów. Pustka! Nawet lasu nie wiedziałem, który pomimo mgły pewnie byłby widoczny. Dotarliśmy na miejsce, bo mój „GPS" przestał mnie kierować. Szybko zamknąłem oczy. Nie chciałem wiedzieć, gdzie tym razem mnie zabrał. Było tu o wiele zimniej niż na cmentarzu. Nie słyszałem wiatru, a co najlepsze nie czułem deszczu. Nagle poczułem promieniujący ból w głowie. Znikał, jak otwierałem oczy. Tak jakby ktoś chciał, żebym je natychmiast otworzył. Serce waliło mi bardzo szybko, ledwo łapałem oddech.
Moje oczy zobaczyły rzekę. Już ją znałem, tylko nie wiem skąd? Dookoła była plaża, ale szara. No w sumie, jaka może być plaża w nocy ? Od razu coś mi kazało spojrzeć na zegarek. Ku mojemu zdziwieniu nie była 3:33, ale była gorsza godzina 00:13! Tak to była ulubiona godzina Weroniki. I co ? Cholera znowu się stary gracie zatrzymasz ?
Zacząłem gadać z zegarkiem. (Tak to bardzo mądre) Od razu powinni mnie zamknąć w jakimś psychiatryku. Po tej trudniej rozmowie, z samym sobą, rozejrzałem się.
Na rzece był mostek, którego też już gdzieś widziałem. To było naprawdę dziwne. Coś kazało mi na niego wejść. Nie chciałem tego robić, więc usiadłem na plaży i próbowałem sobie przypomnieć, skąd znam to miejsce. Wydaje mi się, że nie siedziałem długo. Zawiał wiatr, który dziwnie zahuczał. Jakby chciał mi coś powiedzieć. Wtedy zrozumiałem co „mówi". Przekazał mi, że to wszystko było w moim śnie. To by się zgadzało! Tylko teraz nie ma Weroniki, a wtedy była. Moje oczy ponowie były pełne łez. Nienawidzę mojej głowy ! Czemu ona każe mi iść w miejsca, gdzie tak naprawdę nie chce ?
Wtedy z moją psychiką było coraz gorzej. Gadam ze sobą, z wiatrem, z zegarkiem i co jeszcze ? Naprawdę ? Czy ja wariuje ?!
Postanowiłem poddać się głowie i pójść tam, gdzie mi każe. Nie miałem już nic do stracenia. Kiedy byłem już na mostku, zobaczyłem coś na jego końcu. Dookoła było czarno i szaro, a ta rzecz była przejrzyście biała. Pomyślałem, że to Weronika, że może tak naprawdę nie umarła! Myślałem, że wszystko, co stało się wcześniej to tylko jedno z moich omam. Podbiegłem do białej rzeczy. Podniosłem ją. Była to tylko sukienka. Ta sama sukienka, w którą była ubrana Weronika, kiedy widziałem ją we śnie. W moich oczach ponownie zawitał strach. Usłyszałem skrzypienie mostka. Bałem się odwrócić, ale znowu ten cholerny mózg mówił mi co innego ! Nienawidzę go! Upuściłem białą suknię. Odwróciłem się na pięcie.
Przede mną stanął wysokiej postury mężczyzna. Miał około dwóch metrów. Ubrany był bardzo schludnie. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tylko jego wzrok przeszywał mnie na wylot. Znowu się bałem. Mężczyzna zbliżał się do mnie. Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Zdziwiło mnie tylko, że z jego oczu zaczęły lecieć malutkie łezki. Nie wiedziałem, co się dokładnie dzieje. Próbowałem się cofnąć. W sumie to już nie miałem gdzie. Stałem na końcu mostka. Muskularny mężczyzna wyciągnął w moją stronę ręce. Czułem, że to ostatnie chwile na tym świecie.
CZYTASZ
Najpiękniejsza ŚMIERĆ
HorrorTrylogia. Pierwsza część to: "Najpiękniejsza ŚMIERĆ" (Okładka zmieniona). Druga część to: "Zmartwychwstała ŚMIERĆ" Prolog -Kocham cię. - Powiedziałem ze łzami w...