Rozdział 16

819 57 5
                                    

*NEWT*

- DRODZY STREFERZY! - Mówi Minho do mikrofonu. Teraz bez problemu wszyscy go usłyszą i nie będzie trzeba szukać każdego po kolei i mówić mu o dzisiejszym wydarzeniu. - DZIŚ WIECZOREM PO ZAMKNIĘCIU WRÓT WSZYSTKICH ZAPRASZAM NA OGNISKO! JEST TO WYDARZENIE OBOWIĄZKOWE!

Chłopak wstaje obraca się w moją stronę, żebyśmy mogli przybić sobie piątki. 

- Nie ma co, fajny sprzęt - mówię przejeżdżając ręką po mikrofonie. - To co teraz robimy?

- Trzeba pozbierać drewno i załatwić dużo parówek, bo sądzę, że nie skończy się na jednej.

Zaczynamy się śmiać, a następnie wychodzimy z Bazy.

*NOAH*

  - DRODZY STREFERZY! - Z głośników płynie trochę przetworzony głos Minho. - DZIŚ WIECZOREM PO ZAMKNIĘCIU WRÓT WSZYSTKICH ZAPRASZAM NA OGNISKO! JEST TO WYDARZENIE OBOWIĄZKOWE!

Dooobra, Minho, co jest grane?

Wstaję z ziemi i kieruję się do lasku, ponieważ właśnie skończyła mi się przerwa. Jestem Budolem, ale jeszcze nic nie budowałem, tylko ciągle przygotowuję drewno. Ściąć drzewo. Pociąć na równe deski. Wyheblować. A na koniec pójść do Plastra, żeby wyjąć drzazgi. Za każdego dnia mam około dziesięciu drzazg. Patrzę na swoje ręce. Są pełne czerwonych plamek. Cholerni Stwórcy, nie uszyli porządnych rękawiczek! Wszystkie są za małe! Oczywiście nie wspominając o tym, że nawet igły i nitki przysłać nie mogli!

- Duża ręka! - Woła mnie Gally. Tak, wśród Budoli nazywają mnie Dużą Ręką. - Mam dla ciebie zadanie!

Biegnę w stronę opiekuna, a kiedy docieram na miejsce widzę go w towarzystwie Przywódcy i jego zastępcy.

- Cześć, Noah - wita się Minho. - Słyszałeś o dzisiejszym ognisku, prawda? - Kiwam głową. - Potrzebne nam będą patyki do kiełbasek.

- Nie ma sprawy, zaraz się tym zajmę.  - Mówię. - A ile ich zrobić?

- Dwadzieścia sześć powinno wystarczyć. 

- Ogay.

Odwracam się i idę w stronę kopalni patyczków. Mam na myśli miejsce na granicy lasku, w którym jest górka patyków. Biorę sobie krzesełko, nóż i zaczynam strugać. 

Pierwszy patyczek - jest gotowy.

Drugi patyczek - jest gotowy.

Trzeci patyczek - jest gotowy.

Czwarty patyczek - jest gotowy.

Piąty patyczek - AUĆ! PURWAJEGOMAĆ! 

Odrzucam na bok patyk i nóż, a następnie biegnę w stronę Szpitala. Przeciąłem sobie palec wskazujący. Rana jest głęboka, ale chyba sobie nic nie uszkodziłem, bo mogę nim ruszać.

- Plaster! - Krzyczę. - Pomocy!

Krew spływa mi z ręki i kapie na podłogę. Nagle zza rogu wybiega nie Plaster, a... Lena! Albo Bezimienna... Kto by je tam rozróżnił, przecież są identyczne!

- O matko! Chodź tu! - Woła, a ja w mgnieniu oka znajduję się obok mniej i idziemy do sali, gdzie sadza mnie na łóżku, a następnie bierze potrzebne rzeczy. Bandaż, wodę utlenioną, gaziki...

- Jak się nazywasz? - A więc to jednak Lena! 

- Noah.

- Co się stało? 

- Strugałem patyki na ognisko, kiedy nagle źle ustawiłeee... Auć! - Podskakuję, kiedy na ranę spływają pierwsze krople wody utlenionej. Dlaczego  to tak, purwa, purewsko boli?!

- Oddychaj - mówi spokojnym tonem dziewczyna. - Dokończ opowiadać.

- Ogay, więc źle ustawiłem nóż i kiedy przejechałem nim po drewnie, a zrobiłem to trochę za mocno to wbił mi się on w palec. 

- Rana jest dosyć głęboka, więc założymy Ci szwy, ale to chyba będzie wszystko. - Mówi wstając z łóżka. - Musisz uważać na siebie, Noah.

- Zapamiętam. - Mówię patrząc na nią. - Mogę Ci zadać pytanie?

- Em... Ogay, dajesz.

- Jak to się stało, że ty znów jesteś Plastrem?

- Uznali, że nie mogę siedzieć cały czas w Ciapie, ani być Zwiadowcą, więc trafiłam z powrotem tutaj. 

- A dlaczego oni wszyscy zginęli tamtego dnia?

- Jakieś dziesięć osób poszło wtedy ze mną zobaczyć wyjście i trzy z nich wyszły, ale Minho uważa, że kłamię. Więcej nie mogło wyjść, bo wtedy nagle przejście się zamknęło, a zza rogu wyszli Bóldożercy i... Wiesz, co było dalej, prawda?

- Tak... - Wzdycham. - Dzięki. Mogę iść dalej skrobać drewno?

- To chyba będzie trochę niebezpieczne...

- No tak, racja - spuszczam głowę. - Pogadam z Gallym. 

- Ogay, to pa!

- Pa i jeszcze raz dzięki!

Wychodzę ze Szpitala i kieruję się w stronę lasku, gdzie powinien być Gally. Patrzę na swój palec. Jest zabandażowany, więc za dużo nie zobaczę. Ale w nie muszę, bo wszystko czuję. 

- Dlaczego nie obierasz drewna, Duża Ręko? - Pyta znudzonym tonem opiekun Budoli.

- Bo ja... Em... - Jąkam się. - Nóż wbił mi się w palec i mam go teraz zszytego, więc Plaster powiedział, żebym dał sobie spokój na jakiś czas.

- No ładnie! - Denerwuje się chłopak. - Leć powiedzieć Quentinowi, żeby się tym zajął, a ty idź odpocznij.

- Ogay, już idę.

Wszystko załatwiam, a następnie ruszam do kuchni pogadać z Patelniakiem.

Wchodzę tylnymi drzwiami i zastaję tam Bezimienną śmiejącą się z kucharzem.

- Cześć, wszystkim! - Mówię wchodząc do pomieszczenia.

- Cześć, Noah! Ale dawno Cię nie widziałam! - Mówi dziewczyna podchodząc do mnie. Przytulam ją. 

Zaczynamy rozmawiać i na chwilę zapominam o tym, że jesteśmy w jakimś Labiryncie. Mam wrażenie, że siedzę z przyjaciółmi w kuchni ukrywając się przed dorosłymi, którzy chcą nas rozdzielić. 

Chwila... Mam piekielne deja vu! Chociaż może to wcale nie jest deja vu...?

***

Witajcie, kochani! 
Przepraszam za to, że musieliście tyle czekać skoro całymi dniami siedzę w domu i nic nie robię, ale moja wena ostatnio słabnie, co widać po tym jak często dodaję rozdziały i po tym, jakiej są jakości, czyli są nudne i nic się nie dzieje. Postaram się zrobić coś ciekawego. Jeśli macie jakieś pomysły to piszcie w komentarzach albo na priv. 

DoZo!

Zakazana Streferka || The Maze Runner FF||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz