Rozdział 5

1.6K 91 1
                                    

Cały czas widzę ciemność. Nie jestem wstanie otworzyć oczu, ale może to i nawet dobrze, bo pewnie zaczęły by się setki pytań.
- Kiedy tak leżą obok siebie, to można pomyśleć, że właśnie się położyły spać po pełnym wrażeń dniu. Szkoda, że nie jest to prawda... - słyszę głos Plastra. - Lenie-z-zaświatów może nie udać się obudzić przez kilka dni, ale Lenie-Bezimiennej nie powinno to zająć dłużej niż kilka godzin.
"ALE JA NIE ŚPIĘ!"- krzyczę w myślach. Szkoda tylko, że w myślach. Nie jestem w stanie nic powiedzieć. Nawet nie mogę się poruszyć, czy otworzyć oczu. Denerwuje mnie to. O co im chodzi? Chcę wiedzieć, co się stało mojej siostrze. Chcę wiedzieć!- Plaster! Co się stało? Z Leną wszystko dobrze? - krzyczy Minho, który najprawdopodobniej właśnie wyważył drzwi kopniakiem, bo kilka chwil temu coś ciężkiego runęło na podłogę - Purwa mać, co ja narobiłem...!
- Spokojnie, Minho, będzie dobrze. Niedługo się obudzą. - pociesza Plaster Minho. - Idź się zdrzemnij. Do...
- Cholera jasna, Plaster! Nigdzie nie idę! Muszę wiedzieć, co z nią jest i nie zamierzam zmarnować ani chwili na bezsensowne czynności takie, jak spanie. Idź podręcz Newta. - mówi zdenerwowanym tonem Przywódca.

- Ktoś coś o mnie mówił? - słyszę głos Newta. - Co tu się, do cholery stało?! - Pewnie zauważył wyważone drzwi.

- Nic... - Odpowiada Minho - Nie ważne! Nie zmieniaj tematu. - Plaster mów co z nią jest! Albo obiecuję ci, że następną nockę spędzisz z Bóldożercami!

- Minho...
- Nie Minhuj mi tu, cholero jedna! Chcę wiedzieć, co się dzieje!
- Lena-z-przesłuchania zaczęła siebie sama dusić i ma niedokrwienie mózgu, a Lena druga, czyli Bezimienna po prostu zemdlała. - tłumaczy spokojnie Plaster.
- Jak ty to robisz, że podchodzisz do tego wszystkiego z takim spokojem, Plaster? - pyta Newt.
- Długi czas praktyki.
- A, tak w ogóle to gdzie jest Noah?

- Noah... Noah... On... Nie wiem - mówi Plaster. - Ostatnio widziałem go jak stał przy Lenie-bezimiennej. Później... Zniknął.

- Hmm... To dziwne. Normalnie, gdyby wszystko było w porządku byłby przy niej. Bardzo dziwne.


*NOAH*

Czasem, kiedy jest już beznadziejnie i nie mam siły nawet myśleć udają się w spokojnie miejsce takie, jak las, mury Labiryntu, czy też kuchnia Patelniaka. Tak, udaję się do kuchni. Tam jest spokój, bo, co, jak co, ale ściany oddzielające stołówkę od kuchni są wyjątkowo grube i nie słychać nic z zewnątrz. A najlepiej jest gdy Patelniak zamknie okienko... Nic tylko ja, moja szafka i monotonne odgłosy garnków używanych przez kucharza... Raj na Ziemi! Jeśli tylko jeszcze jest gdzieś możliwy taki raj...

- Co cię tak trapi, chłopie? - pyta się Patelniak, kiedy ja wchodzę do kuchni tylnym wejściem.

- Szkoda gadać... Obie Leny leżą w szpitalu, a ja nawet nie mam siły tam pójść, po tym, jak zobaczyłem białą jak kredę Bezimienną...

- Biedak... Może chcesz coś pomieszać? Mi to zawsze pomaga na smutki. - zaprasza mnie gestem ręki w stronę szafek z różnymi cieczami i przyprawami.

Decyduję się na użycie spirytusu. Wlewam go do garnka i podgrzewam. Szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia, co robię, ale przyjemnie jest zająć głowę czymś bezsensownym. Wyciągam z szafki paprykę chilli i wsypuję jej trochę do ciepłego alkoholu. Zapewne gdybym to teraz wypił, to zająłbym miejsce w szpitalu obok bliźniaczek. Trzeba to jakoś rozwodni i dodać słodkiego smaku...

- Masz winogrona lub jabłka? - pytam się Patelniaka, który przygląda mi się uważnie.

- Jasne. - odpowiada wyjmując dwa kosze-jeden pełen jabłek, a drugi z fioletowymi oraz zielonymi winogronami.

Obrywam po pięć winogron z każdego koloru i wrzucam je w całości do garnuszka. Zaczyna skwierczeć. Mieszam łyżką, a owoce się rozpływają. Kolej na jabłka. Ścieram dwa jabłka na drobne paseczki, a następnie wyciskam z nich sok. Dźwięk wydobywający się z naczynia jest okropny, ale nie przejmuję się tym. Resztki jabłek zjadamy z Patelniakiem w kilka minut.

Spirytus zaczyna wrzeć. Uzyskał kolor jasno brązowy. Wyławiam resztki winogron i tak oto powstał napój spirytusowo-owocowy ala Noah.

Rozmawiam o jakiś bzdurach z kucharzem czekając, aż mój napój wystygnie. Może i jestem nienormalny, ale ja chcę tego spróbować!

- Już wystygło. - mówi Patelniak dotykając garnuszka. - Przelejmy to do buteleczek.

I tak też robimy. Wyszły nam cztery butelki półlitrowe. Całkiem dużo. Otwieram jedną i biorę łyk.

Napój pali mi gardło. Biorę jeszcze jeden łyk i teraz wyczuwam jabłkowo-winogronowy smak. Gdzieś jeszcze w język szczypie papryczka chilli. To jest naprawdę dobre!

- Mniam! - krzyczę z uśmiechem. - Spróbuj!

Patelniak przejmuje ode mnie butelkę i bierze długi łyk. Nie krzywi się, tak, jak ja. "Facet ma mocne gardziołko" - myślę.

- Gdyby w Strefie była kasa, to zarobiłbyś duuuużo szmalu. - stwierdza przyjaciel. - Jak widać, te panienki mają na ciebie dobry wpływ.


***

O jejku! Chyba najdłuższy rozdział! Część napisana jest z pomocą newt777, za co jej dziękuję.




Zakazana Streferka || The Maze Runner FF||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz