Rozdział 6

1.4K 79 5
                                    

*NEWT*

Wstaję z karimaty i przeciągam się. Jest jeszcze wcześnie. W oddali widzę wbiegających do Labiryntu Zwiadowców. Pomyśleć, że kiedyś chciałem się do nich dołączyć... Biegać przez cały dzień po tych pikolonych korytarzach i szukać wyjścia, które i tak może się zamknąć lub po prostu zostać usunięte... Mam już tego wszystkiego cholernie dosyć... W duchu często jednak dziękuję stwórcą, że nie jest aż tak źle, bo przecież mogłoby nie być Wrót... Nie mam pojęcia, czy wtedy sam nie poszedłbym do Bóldożerców.

Trzeba by się umyć... - myślę.

Wstaję i idę do Łaźni myśląc, o tym, jak bardzo się martwię o Leny... Nie wiem do końca, co z nimi jest, ale wiem, że to nie jest nic przyjemnego... Potem jeszcze zastanawiałem się, gdzie jest Noah... Bo przecież nie rozpadł się ot, tak...

Wchodzę do Łaźni i zabieram mydło, gąbkę, ręcznik i klapki z mojej półki.

Ciepła woda denerwuje mnie, więc włączam zimną. Nareszcie mogę spłukać z siebie te wszystkie gorące myśli... Stoję i stoję zapominając już o tym, że muszę się umyć.

***

Idę do Stołówki wcześniej niż inni. Chcę się komuś wygadać.

Patelniak.

Tak, on zrozumie i da się wygadać, a przy okazji pogada z kimś innym, niż tylko z zardzewiałymi garnkami.

To, co zastaję w kuchni sprawia, że mam ochotę natychmiast wybiec stąd i nie myśleć, czy chłopakom coś będzie, czy nie. Do jasnej cholery! Czy w tej pikolonej strefie nie ma choć jednej osoby, która nie wyląduje dziś w szpitalu?!

Noah leży w szerokich ramionach kucharza, który z kolei leży na drewnianej podłodze. Przypominam sobie, jak w pierwszych miesiącach naszego pobytu tutaj układaliśmy te deski. Aż dziw, że akurat w chwili, gdy zobaczyłem chłopaków razem w swych objęciach najprawdopodobniej upitych pomyślałem o deskach na podłodze. Co wszyscy o mnie pomyślą? Już to sobie wyobrażam:

"Nasz zastępca, Newt znalazł spitych chłopaków w kuchni i pomyślał o tym, jak to wspaniale było układać deski."

Nie no idealnie!

Dosyć gadania i myślenia o deskach! Trzeba pomóc przyjaciołom!

Podchodzę do nich i każdym trochę potrącam. Noah wydaje z siebie cichy jęk, ale nie budzi się. Patelniak to kamień.

Woda. Ona może pomoże ich obudzić i zaprowadzić do Plastra.

Zabieram wiadro leżące obok szafki na garnki, kiedy dociera do mnie, jak tutaj śmierdzi. Otwieram okienko po przeciwnej stronie i zabieram się do napełniania wiadra wodą.

Wylewam na nich wodę, ale wtedy oni zaczynają krzyczeć z zamkniętymi oczami, a następnie padają znów pogrążeni w mocnym śnie na podłogę.

Wychodzę ze stołówki i biegnę do Szpitala po Plastra przeklinając od nosem. Lekarz otwiera po długiej minucie pukania w drzwi jego sypialni.

- Czego chce nasz drogi Zastępca o szóstej rano? - Pyta zaspany chłopak stojąc w drzwiach.

- Patelniak i Noah się upili i teraz leżą nieprzytomni w kuchni. Nie działa na nich nic... Nawet całe wiadro wody. Pomóż! - Żalę się wyciągając Plastra z sypialni, a następnie ciągnę go do stołówki.

- Osz, w mordę! - krzyczy lekarz. Zgadzam się z nim całkowicie. - Trzeba coś z nimi zrobić.

- Popieram.

- Newt jak zwykle wesoły... O czym myślałeś, jak ich zobaczyłeś?

- Chcesz prawdy, czy odpowiedzi prawidłowej.

- Prawda pewnie poprawi mi humor, więc ją wybieram.

- Więc, ja.. Ekhem... Myślałem o podłodze i o tym, jak ją wszyscy układaliśmy...

- Newt! Kto cię wybrał na Zastępcę?! - krzyczy ze śmiechem. Ja również się śmieję. - Nie powinieneś myśleć raczej o tym, co zrobić żeby ich przenieść?

- O tym pomyślałem potem. Poskutkowało tym, że teraz tu stoisz. - Szczerzę się.

- Jak widać jesteś w świetnym humorze, Newt. - Wywraca oczami. Nie dziwię się z jego reakcji... - Wiesz może, co pili?

- Nie śmierdzi, jak sam spirytus, więc musieli zrobić jakąś mieszankę. - mówię biorąc do ręki półlitrową butelkę z żółtawym płynem na dnie.

Biorę łyk i wyczuwam jabłka, winogrona, ostrą nutę i oczywiście spirytus. Nie wiem ile w tym alkoholu, ale upili się na pewno zaraz po wypiciu tylko jednej butelki. Podaję napój Plastrowi.

- Nie pij za dużo, bo odlecisz, tak jak oni. To cholerstwo, to czysty alkohol! - mówię do chłopaka.

Plaster bierze łyk i głośno go przełyka.

- O purwa! Jak oni to zrobili?! I jakim cudem dali radę wypić aż tyle?! To nie jest normalne! - reaguje krzykiem na napój.

Cześć, Newt. Właśnie się "obudziłam". Chyba jestem w śpiączce, bo myślę całkiem normalnie, ale za cholerę nie mogę się ruszyć. Mógłbyś przyjść i dotrzymać mi towarzystwa?

To Lena! Tak! Ale chwila... KTÓRA?! Muszę o to zapytać.

Do której Leny mam przyjść?

"Wysyłam" wiadomość do obydwu.

Do tej starej Leny, Puszku.

Osuwam się na ziemię. Lena prawdziwa pamięta swoje pierwsze przybycie do Strefy. Pamięta mnie. Użyła tego przezwiska, którego z początku, tak bardzo nienawidziłem...

- Ej, kolego, wszystko dobrze? - pyta Plaster, ale ja niezbyt zwracam na niego uwagę. - Chcesz się napić, czy coś?

- Lena jeden jest w śpiączce...

- Skąd wiesz? - pyta się zdezorientowany lekarz.

- Trudno to wyjaśnić, ale... my porozumiewamy się telepatycznie.

- To wszystko jest popikolone... Chodź szybko!

***

Witam wszystkich! Dawno nie było rozdziału, ale mam nadzieję, że nie zapomnieliście o mnie. Postaram się pisać częściej, lecz nie gwarantuję tego, bo jakoś czasu mi brakuje... Jeśli macie jakieś uwagi do tego, co piszę to mówcie. Do zobaczenia!




Zakazana Streferka || The Maze Runner FF||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz