01

6K 238 96
                                    

A N D Y

Dryń, dryń. Po sypialni rozległ się dzwonek telefonu, wyrywając mnie ze snu. Postanowiłem go zignorować, bo jest sobota rano, a ja mam lekkiego kaca po wczorajszej imprezie, litości. Odwróciłem się na drugi bok i przykryłem głowę kołdrą. Zamknąłem oczy i próbowałem spać dalej, ale ktoś postawił sobie za cel zdenerwowanie mnie od rana i zadzwonił raz jeszcze. Sięgnąłem po telefon i, nawet nie patrząc, kto się do mnie dobija, odebrałem.

- Czego? - warknąłem. - Co jest tak ważne, że wyrywasz mnie ze snu w sobotę rano?

- Chłopie, jest trzecia po południu. - czyli to Ben, nasz menedżer. - Byliśmy umówieni na spotkanie, żeby obgadać pewne sprawy godzinę temu, pamiętasz?

- Nie możemy tego przełożyć? Jestem wykończony. - westchnąłem.

- Andrew, masz dwadzieścia minut, żeby zjawić się w moim biurze. Zrozumiano? - powiedział stanowczo, a ja mruknąłem coś w stylu 'mhm' i rozłączyłem się, po czym cisnąłem komórką w poduszkę.

Zakląłem pod nosem i zrzuciłem z siebie kołdrę. Mam dwadzieścia minut, nie zdążę nawet wziąć prysznica. Ubrałem bokserki i stanąłem przed szafą, chcąc wybrać ubrania na dzisiejszy dzień. Nie, żebym miał jakiś duży wybór, bo i tak wszystko jest czarne. Wciągnąłem na siebie pierwsze lepsze spodnie, t-shirt oraz skarpetki i spojrzałem w lustro. Może być. Zbiegłem po schodach na dół, wziąłem tabletkę na ból głowy i ubrałem czarne vansy. Chwyciłem kluczyki i wyszedłem z domu, uprzednio go zamykając. Piętnaście minut później zaparkowałem swój samochód pod budynkiem managementu i skierowałem się do biura Bena. Po drodze minąłem blondynkę, którą widziałem kilka razy na jakimś kanale muzycznym. Nie zwracając na nią zbyt dużej uwagi szedłem dalej, aż w końcu stanąłem przed odpowiednimi drzwiami. Wszedłem do środka bez pukania, bo menedżer i tak wiedział, że zaraz się tu zjawię.

- Spóźniony. - wytknął mi.

Zignorowałem to i usiadłem na kanapie na przeciwko biurka.

- Więc w jakim celu mnie tu sprowadziłeś?

- Ostatnio za dużo pajacujesz i tym samym psujesz wizerunek zespołu. Wiesz, ile gazet z nagłówkami typu "Wokalista Black Veil Brides się stacza!" widziałem w ciągu ostatnich tygodni? - zaprzeczyłem ruchem głowy. - Twoje początkowe wypady do klubów co dwa tygodnie były jeszcze do zniesienia, ale teraz? Imprezujesz całe weekendy, ciągle prowadzasz się z jakimiś pannami. Ale kiedy wyszedłeś pijany na scenę i zawiodłeś fanów, przegiąłeś. I wszyscy o tym wiemy.

- Myślisz, że mi się to podoba? Wiesz dobrze, że odkąd... - zacząłem.

- Stary, rozumiem cię. Byłeś z Juliet przez kilka lat i to oczywiste, że to cię boli. Ale, do cholery, jak tak dalej pójdzie, zostaniesz alkoholikiem, a to nie będzie dobre ani dla ciebie, ani dla zespołu.

Na dźwięk imienia mojej byłej dziewczyny się wzdrygnąłem. Odkąd mnie zostawiła trzy miesiące temu, nie mogę pozbyć się bólu serca. Pierwszy miesiąc płakałem za nią i w ogóle nie wychodziłem z domu. Później zacząłem imprezować i sięgać po alkohol. Żeby poczuć się chociaż trochę lepiej. I wiesz co? Nie pomaga.

- Przejdź już do konkretów. Co mam zrobić, żeby to naprawić? - zapytałem, trzęsącym się głosem. Ból głowy się nasilił.

- Cóż, ty potrzebujesz poprawić swój wizerunek, a podopieczna mojego znajomego potrzebuje promocji przed wydaniem płyty, więc będziecie udawali związek. - powiedział Ben.

Czy ja się przesłyszałem? Aż zakrztusiłem się własną śliną.

- Słucham?! Mam udawać związek z jakąś panienką? Mowy nie ma. - w życiu się na coś takiego nie zgodzę, nie jestem pieprzonym aktorem, żeby udawać jakieś związki. Poza tym nie czuję się na siłach, żeby okazywać sobie czułości z osobą, do której nic nie czuję na pokaz. Wciągnąłem gwałtownie powietrze i zerwałem się z kanapy. Podszedłem do dużego okna i obserwowałem miasto. - Nie, nie zgadzam się. Nie będę udawał związku. Nie chcę nikogo innego niż Juliet. Nie dam rady.

Faking it! [2016] | Andy BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz