Rozdział 4

7.6K 524 139
                                    

EREN

Poczułem jak ktoś mną brutalnie szarpie i otworzyłem powieki. Zobaczyłem wściekłe oczy kaprala i od razu moje oczy zaczęły zachodzić mgłą

-Eren obudź sie!!! - nie czekając na moją reakcję, pociągnął mnie za rękę i powlókł do wyjścia.

Był teraz taki przerażający, tak bardzo się go bałem. Zagryzłem wargę, ale już po chwili pokój wypełnił mój cichy szloch, który z czasem stawał się coraz głośniejszy, tak, że teraz rozlegał się zapewne na pół budynku. Łzy ciekły po mojej twarzy, bałem się, tak bardzo się go teraz bałem...

Levi wyglądał teraz na jeszcze bardziej wściekłego niż wcześniej. Po chwili stanął i przykucnął przede mną. Popatrzył mi prosto w oczy.

-Proszę cię, choć na chwile przestań płakać, bo już nie tylko ja będę miał cię dość. Wszyscy chcemy, abyś wrócił do normalności, więc przynajmniej nie utrudniaj nam tego zadania.

Słyszałem jak Riavaile coś mówi coś jeszcze, ale nie rozumiałem z tego za wiele próbując przestać łkać. Okazuje się to jednak nieco trudnym zadaniem, kiedy ktoś, kogo naprawdę podziwiasz mówi ci, że ma cię dość i wszystko utrudniasz. Ale jak było? Taka była prawda. Zawsze wszystko utrudniałem. Byłem bezużyteczny. Nawet gorzej. Byłem ciężarem. Byłem cholernym ciężarem. Nie potrafiłem nikogo uratować. Nie potrafiłem nawet uratować własnej matki. Bezużyteczny. To jedno słowo cały czas chodziło mi po głowie. Nie chcę! Nie chcę być już nigdy więcej bezużyteczny! Ja... Właśnie po to wstąpiłem do zwiadowców. Nawet... Nawet, jeśli wszyscy będą mnie wyśmiewać, nawet, jeśli wszyscy będą przeciwko mnie... Dam radę. Muszę dać. Zagryzłem wargę mocniej i przestałem płakać. Otarłem łzy wierzchem dłoni. Żałosne. Żałosne, żałosne, żałosne, jestem tak bardzo żałosny. Ja... Dam radę. Nie będę płakać ani użalać się nad sobą, bo... Ja... Nigdy więcej nie będę problemem. W tym momencie do pokoju wpadła zdyszana Mikasa, zwabiona zapewne moim wcześniejszym płaczem.

- ...kasa.. Ja... Chodźmy się kąpać. - powiedziałem to wpatrując się w podłogę. Przez chwile milczała, po czym skinęła głową i wyciągnęła do mnie rękę. Odwróciłem się do kaprala i skłoniłem

- Przepraszam za kłopoty, które sprawiłem. - mój głos był bez emocji, wcześniejszy wybuch zdradzały jedynie nie zaschnięte łzy na policzkach. Przeszedłem obok stojącej w drzwiach Mikasy, która bez słowa opuściła rękę poszła za mną. Moje dłonie ledwo dostrzegalnie zacisnęły się w pięści. Silniejszy. Stanę się silniejszy. Ja... nie będę już nigdy więcej kłopotem. Nikt nigdy więcej nie będzie musiał mówić, że sprawiam mu kłopot.

LEVI

Naprawdę czy ja zawsze muszę wszystko psuć, wszyscy, którzy kiedykolwiek coś dla mnie znaczyli albo zginęli albo sam przestałem dawać im powody, aby byli dla mnie kimś więcej niż podwładnymi. Po co ja w ogóle jeszcze do kogokolwiek się odzywam i tak zawsze wszystko zepsuję. Wyszedłem z pokoju i trzasnąłem drzwiami. Myślałem, że to pomoże, ale prawdopodobnie tylko narobiłem niepotrzebnego hałasu. Skierowałem się prosto do mojego pokoju. Droga wydawała się dłużyć w nieskończoność. W końcu stanąłem przed moimi drzwiami i dotknąłem lekko klamki, a te się natychmiastowo otworzyły. Wszedłem do środka mając dość. Miałem dość całego dnia, siebie, Erena, ludzi i wszystkiego, co mnie otaczało. Ściągnąłem buty i opadłem na łóżko. Chciałem myśleć, że to tylko sen, że nic się nie stało, ale nie. Nie mogłem leżeć, szybko się podniosłem, poszedłem do komody stojącej obok łóżka i otworzyłem najniższą szufladę. Moim oczom ukazał się arsenał wszelkich możliwych środków czyszczących oraz starannie poskładanych ściereczek. Wziąłem tylko kilka najpotrzebniejszych i poszedłem na strych, tam zawsze jest wiele do roboty. Po jakiś 2 godzinach było tam znacznie lepiej. Wyszedłem na drabinę a przed twarzą przeleciał mi gołąb. Straciłem równowagę i z impetem runąłem na ziemię a na mnie drabina razem z wiadrem i szmatkami. Nie podniosłem się, leżałem tak dobre dziesięć minut, ale myśl o rozlanej wodzie nie dawała mi spokoju. Kiedy próbowałem wstać poczułem pulsujący ból w lewej ręce, spojrzałem na nią. Trochę spuchła, ale to pewnie przez to, że spadła na nią drabina. Zignorowałem to i zabrałem się za sprzątanie rozlanej wody. Gdy wszystko było gotowe zszedłem do pokoju. Ręka nadal bolała, ale przestałem o niej myśleć. Siadłem przy biurku i zająłem się papierkową robotą.

With me - EreriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz