Rozdział 16

3.6K 299 61
                                    

EREN

Leżałem głową na kolanach Leviego, nogi rozprostowując na pozostałej części łóżka i bawiąc się jego włosami, nieskutecznie próbując zwrócić na siebie jego uwagę. No naprawdę, co było takiego ciekawego w tych papierach które cały czas przeglądał? Zacząłem się wiercić i zajęczałem
- Heeeichouuuu....? - cisza - Heeeeichoooouuuuuu......? Mam ochotę na deser.
Spojrzałem na niego prosząco oczami szczeniaczka. Naprawdę kochałem słodycze, a jeśli uda mi się przy okazji przyciągnąć uwagę Leviego to obiecuje, że będę grzeczny przez co najmniej następne dwa miesiące... Ok, dwa tygodnie, wszyscy wiemy, że nie wytrzymam więcej. Levi popatrzył na mnie sceptycznie
  - Jak chcesz coś słodkiego to przecież możesz iść do kuchni i zjeść cukier. Chociaż cukier jest drogi więc nie. - przestał na mnie patrzyć i znowu skupił się na papierach. Już bez patrzenia na mnie rzucił beznamiętnie - A na co miałbyś ochotę? Ciasto czy może coś innego?
Jęknąłem zrezygnowany. Czemu on nigdy nie zwraca uwagi? W sumie mogłem odpuścić deser, ale niech on chociaż na mnie popatrzy okazując jakieś emocje! Nie pokazałem jak bardzo mnie to zraniło i przybrałem jękliwy ton
- Chce owoce z bitą śmietaną. Ne, ne...Mogę?
Zostawił papiery i znowu na mnie spojrzał 
- Dobrze więc chodź, pójdziemy zrobić te owoce. Raz jak zjesz słodkiego nic ci się nie stanie. 

LEVI

Chyba, że jak dostanie odpowiednią dawkę cukru zacznie wariować i zmieni się w tytana. A nie, takie coś to chyba tylko po kofeinie. Eren spojrzał na mnie uśmiechnięty. Zadowolony stanął przede mną na podłodze i z uroczym uśmiechem, wyciągnął prosząco ręce. On  naprawdę kochał być noszony. Popatrzył na mnie dużymi oczami mając nadzieję, że go wezmę. Dobrze, skoro mamy dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt to czemu, by nie ulec tym oczom. Podniosłem go i sam wstałem.
- Ale sam go robić nie będę. Masz mi pomóc inaczej nic nie zjesz.
Obróciłem się i skierowałem w stronę kuchni. Szliśmy spokojnie do kuchni kiedy natrafiłem na przeszkodę, która mogła mnie zatrzymać, a mianowicie schody. Schodzenie z dzieckiem na rękach wcale nie jest takie proste, ale trzeba podołać wyzwaniu stawianym przez architekturę. Szedłem powoli, dotarliśmy prawie do końca schodów kiedy noga zjechała mi po stopniu i straciłem równowagę. Odruchowo chwyciłem się barierki i przytrzymałem mocniej Erena. Wywrócimy się, to było pewne, ale obróciłem się i spadłem na plecy, a Eren wylądował na moim brzuchu. Popatrzyłem na niego a potem na podłogę. Zamarłem
- Eren nic ci nie jest? I kto do jasnej cholery czyścił ten korytarz?!
Dzieciak przez chwile na mnie patrzył, ale słysząc moje następne pytanie zachichotał. Natychmiast jednak sie uspokoił i popatrzył na mnie zmartwiony
- Boli cie? Gdybyś nie niósł mnie na rekach... - wtulił twarz w moją szyje - Wybacz...
- Nic mnie nie boli i to nie jest twoja wina, a teraz wstawaj mam dość tej podłogi. - naprawdę chyba sam zacznę czyścić ten cały burdel skoro nikt inny nie potrafi zrobić tego porządnie.
Eren delikatnie musnąłem swoimi wargami mój policzek i mimo mojego nakazu mocniej zacisnął wokół mnie ramiona. A ten swoje, no nic. Wstałem z nim na rękach i poszedłem do kuchni. Jak się spodziewałem na blacie leżał wielki kosz z owocami. Ucieszyłem się, że nie będę musiał ich szukać. Postawiłem Erena na podłodze i rzuciłem mu pomarańczę.
- Obierz ją, a ja poszukam noża. - szukanie go zajęło niewiele czasu, a po chwili wziąłem się za odbieranie jabłka. Szybko uporaliśmy sie z owocami, a teraz Eren siedział na blacie machając nogami i obserwował mnie kiedy kończyłem ubijać bita śmietanę. Zaswędział mnie policzek więc odruchowo podrapałem się zostawiając na nim trochę śmietany. Eren natychmiastowo zaczął chichotać, a ja nie zważając na to co mam na policzku wziąłem trochę śmietany na łyżkę i strzeliłem w Erena. Mój pocisk trafił idealnie między oczy. Zielonooki przestał sie śmiać i zrobił zeza starając sie spojrzeć na śmietanę pomiędzy swoimi oczami. Zebrał ją palcem i maznąłem mnie nią po nosie. Nie mogąc powstrzymać uśmiechu zeskoczył ze stołu i zaczął uciekać, bojąc się odwetu. Uduszę go, nie dość, że sam jest brudny to jeszcze upaprał i mnie. Ucieka znowu, nie, ja za nim nie biegnę. Dokończyłem deser i wziąłem łyżeczkę z szuflady siadając na blacie i zaczynając jeść. Było całkiem dobre jak na owoce i śmietanę. Sięgnąłem po ścierkę i zacząłem wycierać resztki śmietany z twarzy. Podniosłem wzrok i zobaczyłem jak Eren wpada na brzuch Mikasy która właśnie weszła do kuchni i patrzyła na niego zdziwionym wzrokiem. Po chwili westchnęła i ukucnęła wyciągając chusteczkę
- Jesteś brudny Eren. - jedną dłoń położyła na jego policzku żeby nie ruszał głowa, a drugą zaczęła wycierać bita śmietanę.
  Po co ona tu przyszła. Jakby nie mogła znaleźć lepszego momentu. Zsunąłem się ze stołu i odłożyłem deser. Podszedłem do nich
  - A ciebie co tutaj sprowadza? Nie wydaje mi się żebyśmy cię wołali. - ani na chwilę nie spuszczałem z niej wzroku. - Chodź Eren wszystko jest już gotowe.
Siostra Erena spojrzała na mnie jak na idiotę
- Wydaje mi sie, że to jest KUCHNIA. Każdy może tu być. Ale nic. Eren, przyjdź potem do biblioteki, dobrze?
Młody pokiwał głową i podszedł do stołu stając na palcach żeby ściągnąć z niego swój deser. Mikasa podeszła, podając mu go i pocałowała go w policzek
- Widzimy sie później - po chwili zamknęły sie za nią drzwi
Co za upierdliwa dziewczyna. Popatrzyłem na Erena i podszedłem do niego. Złapałem go w pasie sadzając na stole. Później sam na nim usiadłem i zacząłem jeść owoce.
- I jak smakuje ci? - przy pytaniu cały czas machałem łyżeczką która była dokładnie pokryta śmietaną, aż w pewnym momencie niby przypadkowo przejechałem nią Erenowi po policzku tak, że została na nim biała kreska z góry na dół.
- Ups. Ręka mi omsknęła.
- Ejj... - zaprotestował uroczo i wyciągnął język próbując zlizać sobie bitą śmietanę z policzka.
Zacząłem się śmiać, wyglądał tak uroczo. Wziąłem na łyżkę trochę owoców i śmietanę, chciałem je zjeść, ale gdy znowu na niego popatrzyłem zacząłem się niekontrolowanie śmiać i zamiast do ust owoce wylądowały na moim policzku, a później na koszuli. Eren popatrzył na mnie obrażonym wzrokiem, nadymając policzki.
- Hej... Nie marnuj owoców! - odwrócił się do mnie tyłem udając obrażonego. Znowu chciałem się śmiać.
- A co to za fochy, nic się przecież nie marnuje. - wziąłem w palce owoce, które spadły na mnie i pośpiesznie je zjadłem. Wziąłem łyżeczkę i nabrałem kolejną porcję, a mój wzrok powędrował na Erena - A teraz zamknij oczy i otwórz buzię.
Czekałem, aż odwróci się w moją stronę. Zmrużył podejrzliwie oczy, ale posłusznie zrobił to co kazałem. Powoli wsunąłem łyżkę z owocami do jego buzi.
- I jak ci smakuje księżniczko? - spytałem sarkastycznie z lekkim uśmiechem na twarzy.
Eren słysząc moje słowa zaczął się krztusić
- Eren! Eren nie duś się! - zacząłem klepać go po plecach. Spanikowałem. Jeszcze chwila i dzieciak mi zejdzie. I co mu napiszemy na nagrobku? " Umarł przez zadławienie się owocami po tym jak ktoś nazwał go księżniczką." - Eren proszę!
Kiedy w końcu przestał się krztusić spojrzał na mnie załzawionym od kaszlu wzrokiem
- Proszeee..?
Popatrzyłem na niego z lekkim uśmiechem.
- To co słyszysz, fochnięta księżniczko. - naprawdę jego mina jest bezcenna.
Fuknął cicho i znowu się odwrócił wyjadając resztki owoców z miseczki. Naprawdę zachowuje się jak księżniczka. I to taka typowa. Nie mogłem dłużej tak siedzieć, nagle wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem. Chciałem się powstrzymać, ale nie mogłem. Ciekawe czy jak powiem Hanji żeby przebrała Erena w sukienkę to się zgodzi? Śmiałem się jeszcze chwilę, aż w końcu złapałem oddech i odezwałem się.
- Wybacz Eren, ale twoja mina idealnie do tego pasuje. - znowu zacząłem się śmiać.
Zielonooki prychnął i ruszył w stronę drzwi rzucając za siebie
- Idę do Mikasy.
- Ej, spokojnie, najpierw idziemy do mnie. Nie mam zamiaru chodzić w brudnej koszuli. Później odprowadzę cię do siostry. - kucnąłem koło niego i szybko wziąłem go na ręce. Odepchnął mnie i ledwo łapiąc równowagę przy zderzeniu z podłogą i popatrzył na mnie wilkiem.
- Tobie nikt nie każe iść.
Spokojnie nie śmiej się, to tylko pogorszy sprawę. Popatrzyłem na niego przymrużonymi oczami i zanim się zorientował chwyciłem go mocno i uniosłem nad ziemię.
- Nikt nie każe, ale chcę być pewny że się nie zgubisz. - przytuliłem go mocno i chciałem wyjść z kuchni, ale się wyrwał i zaczął biec w stronę biblioteki. Pobiegłem za nim jak najszybciej. I co widzę? Eren leży i się nie rusza. Wyglebanie się na prostej drodze to już jest jakaś zdolność. A obiecałem sobie, że nie będę za nim biegał. Podszedłem szybko, złapałem go i ruszyłem w stronę mojego pokoju. Otworzyłem drzwi i zatrzasnąłem je za nami,  kładąc Erena na łóżku. Poszukałem nowej koszuli i ruszyłem do łazienki przez ramię tylko rzucając
- Tylko nic sobie nie zrób zanim nie wrócę.

Wróciłem przebrany w czystą koszulę. Nic sobie nie zrobił, to dobrze. Podszedłem do komody i wyciągnąłem z niej parę skórzanych szelek, podobnych do tych dla psa, ale te były uszyte na Erena. Po ostatniej jego ucieczce uznałem, że się przydadzą. Stanąłem przed nim z szelkami w ręce.
- Eren, proszę cię wstań i postaraj się nie ruszać.

***

*wchodzą na scenę*

C: Yo! Może trochę nie na temat, ale czy tylko dla mnie koniec rozdziału wygląda jakby miały się tam dziać rzeczy, które... No wiecie, lubię też yaoi tego typu, ale nie wrzucajmy do tego sześciolatka!

L: Takie yaoi jest piękne, ale Eren nie zasłużył na tak taki los.

C: ...
C: Nie no, w innej sytuacji...
C: Ale wracając. Luna o co pytamy?

L: Pytamy o konwent. A raczej kto ma zamiar się pojawić.

C: Emm... To było pytanie retoryczne. Miałaś zapytać. Trzeba jeszcze popracować nad synchronizacją.

L: Ja tu nie jestem od myślenia tylko od pisania leviego z okresem.

 C: Ale ludzie, mamy do was pytanko! Jedzie ktoś na xmas w Krakowie? Spoko, nie zamierzamy nikogo stalkować, po prostu my jedziemy i jesteśmy ciekawi. To chyba wszystko. Paa...

With me - EreriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz