Rozdział 15

3.7K 315 7
                                    

EREN

Siedziałem na oknie machając nogami i obserwując ponurą pogodę. Ciemnozielone lasy zaczęły rozmywać mi się przed oczami zlewając z szaroniebieskim niebem. Dopiero kiedy zamrugałem kilka razy obraz zechciał odzyskać ostrość.  Nieświadomie przygryzłem wargę widząc drobne krople zaczynające spadać z nieba i zastanawiając się jak radzi sobie Levi, ale prawie od razu zrugałem się w myślach. Czemu miałbym się niby martwić? Usłyszałem za sobą otwierające się drzwi i po samych krokach wiedziałem już kto to. Zresztą kto niby teraz miałby mnie odwiedzić? Prawie nikogo oprócz nas tu nie ma. Ciche westchnienie wydobyło się z ust Mikasy
- Mówiłam już żebyś tak nie siedział.  Spadniesz.
Chwyciła mnie w pasie ściągając z okna i biorąc na ręce, a ja posłusznie oplotłem ją ramionami, chowając twarz w jej szyi
- I znowu nie zjadłeś śniadania?

Od dnia kiedy reszta wyjechała kilka dni temu, Mikasa nie poruszyła kwestii mojej kłótni z Levim i byłem jej za to wdzięczny.  Sam nie wiedziałem co o tym myśleć. Wiedziałem,  że to jest ten sam Levi, który się mną opiekował i patrzył na mnie tym wzrokiem, który kochałem kiedy myślał, że nikt nie widzi. Ale potem były te momenty kiedy był wściekły i wtedy tak bardzo się go bałem. I to nie przeszkadzałoby mi tak bardzo,  ale fakt,  że obiecywał jedno, a niedługo potem robił dokładnie na odwrót... Nie rozumiem tego. Robi to tak często. To gra? Prawda? Wiedziałem, że tego wzroku, którym na mnie patrzył nie mógł udawać, ale... Chciałem go w tym momencie przytulić i chciałem żeby pogłaskał mnie po włosach i powiedział, że jest przy mnie. A jednocześnie tak bardzo chciałem go uderzyć, powiedzieć wszystko i czym myślę, powiedzieć mu jak bardzo mnie zranił. Nie zranić go tak jak on mnie, a sprawić żeby zrozumiał. Nie wiedziałem co robić. Co będzie jak wreszcie wrócą? Będzie miły? A może nadal jest na mnie wściekły? A jak ja powinienem się zachować? Wiedziałem, że nie będę potrafił mu spojrzeć w oczy bez popłakania się, a nie chce żeby kapral zobaczył jak słaby tak naprawdę jestem. Pozwoliłem żeby Mikasa otuliła mnie kocem i wcisnęła w dłonie gorącą czekoladę. Sama usiadła obok mnie nie odzywając się.
Tak mijały dni w ponurzej atmosferze, podczas, gdy ja coraz głębiej pogrążałem się w rozmyślaniach. Było tak do momentu kiedy leżąc na podłodze i głaszcząc kota uświadomiłem sobie, że głucha cisza towarzysząca całemu budynkowi od wyjazdu reszty zniknęła. Natychmiast podniosłem się prawie  przy okazji się przywracając i lądując znowu na ziemi. Czułem, że serce bije mi dziwnie mocno i szybko. Tyle na to czekałem, ale teraz bałem się momentu kiedy znowu na niego spojrzę. Wypadłem na korytarz od razu na kogoś wpadając. Popatrzyłem w górę i zobaczyłem Hanji, która schyliła się na moją wysokość i usmiechnęła się delikatnie
- I jak Eren przeżyłeś bez nas? Pewnie ci się nudziło, w tym zamku nie ma nic ciekawego do robienia. Przywieźlismy nowe tytany i najprawdopodobniej dzięki kilku eksperymentom wrócisz do poprzedniej formy. A i jest pewna sprawa - popatrzyła na mnie i położyła rękę na moim ramieniu - Nie wiem czy po ostatnich wydarzeniach nadal jesteś tak bardzo zły na Leviego. Pewnie jesteś i nikt cię za to nie wini, ale Levi miał wypadek na misji. Po części to moja wina i chciałabym żebyś wiedział. 
Zbladłem gwałtownie. Levi jest ranny? Nie słuchając dalej odwróciłem się i jak najszybciej pobiegłem do sali szpitalnej. Czy to coś poważnego? Wyjdzie z tego? Ale jeśli byłoby to coś poważnego Hanji by się bardziej przejęła, prawda? Z westchniem ulgi wpadłem do pokoju widząc Leviego, który właściwie wyglądał całkiem w porządku oprócz zabandażowanej ręki i torsu. Zagryzłem wargę i rzuciłem się na niego obejmując i chowając twarz w jego koszule. Poczułem jak kładzie zdrową rękę na moich plecach i delikatnie je pogłaskał.
- Wszystko w porządku Eren?

Pokiwałem głową i wtuliłem się w niego bardziej
- Hanji mówiła, że coś ci się stało. - mój głos był przytłumiony przez materiał - Wystraszyłem się. 
-Nie masz się o co martwić, wszystko w porządku. - pogłaskał mnie po głowie - Hanji jak zwykle dramatyzuje. Działo się coś jak nas nie było? 

Spiąłem się i powoli odsunąłem. Krążyłem wzrokiem po całym pokoju żeby tylko nie spojrzeć na niego. Bałem się, że kiedy się odezwę w moim głosie zabrzmią wyrzut i ból, ale mimo to otworzyłem usta
- Zostawiłeś mnie.  
- Eren nie zostawiłem cię bo tak mi się podobało. Widzisz co się stało, nie chciałem byś skończył podobnie.
- Mogłeś uprzedzić.
Wymruczałem wpatrując się w podłogę. Levi zachowywał się normalnie i z jednej strony mi ulżyło, ale z drugiej... Nieświadomie przyłożyłem dłoń do policzka na której teraz znajdował się wielki fioletowo-zielony siniak
- Zrozum to było dla twojego dobra. Zapytasz się Hanji ile będę musiał tu jeszcze siedzieć?  

Odsunąłem się i wydało się jakby temperatura w pokoju nagle się ochłodziła
- Najlepiej żebyś został tu jak najdłużej. To w końcu dla twojego dobra. - stwierdziłem beznamiętnie wychodząc z pokoju

LEVI

Miałem serdecznie dosyć tego ciągłego leżenia i patrzenia się w sufit. Po kilku dniach spędzonych pod okiem wariatki i niezliczonej ilości wyzwisk wyszedłem z tego przeklętego pomieszczenia i skierowałem się w stronę mojego pokoju. Mimo, że nadal miałem na sobie opatrunek to cieszyło mnie, że nie będę musiał oglądać codziennie Hanji. Zastanawiałem się czy, gdybym był nieprzytomny to użyłaby mnie jako królika doświadczalnego. Wszedłem do pokoju i zobaczyłem Erena bawiacego się z Raviolim. Eren od czasu kiedy przyjechaliśmy nie przyszedł do mnie ani razu. Wiedziałem, że nadal jest zły, ale może jednak cokolwiek. Lecz nic takiego sie nie stało. Eren odwrócił głowę na dźwięk otwieranych drzwi. Widząc mnie w jego oczach zabłysnęły wesołe iskierki, ale prawie od razu zgasły kiedy odwrócił głowę tak jakby o czymś sobie przypomniał
- Cześć.
Wymruczał i wtulił twarz w miękką sierść kotka.
Podszedłem do niego i siadłem przed łóżkiem na dywanie. Popatrzyłem na Erena, a potem na kota.
- Dobrze się zajmowałeś Raviolim jak nas nie było?

Pokiwał tylko głową nie patrząc na mnie
- Wytresowałem go. - oznajmił - Jeśli jeszcze raz mnie zostawisz to cię podrapie.

- Więc wygląda na to, że nie będzie mieć do tego okazji.

***

L: Nie możemy tutaj uciąć?
C: Jeszcze chwile,  dasz rade.
L: Czuję się jak przy porodzie.
C: Co nie? Przyj.  Przyyyyyyj.

*Lulu rodzi małe With me*

L: Cami jesteśmy rodzicami
C: Kto jest ojcem?
L: Ja tam nie wiem, pewnie Levi.
C: Jakim cudem skoro to my jesteśmy rodzicami. Ale ja jestem kosmitą.
L: Ty nim zostajesz.
C: Jak w tym przypadku działa rozmnażanie?
L: Jak in vitro.
C: Dasz rade. Oddychaj
L: To ja rodzę nie ty. Ty nie wiesz jak to jest.

* Jęki i spazmy Lulu*

C: Dasz radę. Napisz jeszcze jedną kwestię, a zajmę się resztą.
L: Cami, czyli dorodzisz to dziecko za mnie, tak?
C: No nie. Ja jestem ojcem. Ja się nim zaopiekuje.

*Lulu urodziła dziecko, a potem padła na łóżko zostawiając Camiego samego z tym bajzlem*

L: Masz dziecko tylko się nim porządnie opiekuj. Dalej ty miałeś myśleć o jego wychowaniu.
C: Jesteś wyrodną matką.
L: Mam depresję poporodową.
A kto jest kochanym dzieckiem? Ty jesteś With my.

* Lulu smyra kursorem po linijkach z tekstem*

L: Wiesz co Cami, będziesz dobrym tatusiem.

/Jakby ktoś się zastanawiał, to właśnie tak wygląda pisanie With me. Nie żartuje, po prostu Lu chciała wam to wstawić żebyście zobaczyli/

With me - EreriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz