Rozdział 17

3.6K 295 106
                                    

EREN

Spojrzałem podejrzliwie na jakieś paski w rękach Leviego. Nieufnie, ledwo zauważalnie się odsunąłem i spytałem

- Co to?

- Jak widzisz to są szelki. Bardzo podobne do uprzęży od manewrów. Ale one nie pozwolą ci latać tylko przytrzymają cię przy ziemi. - przykucnął i złapał mnie za rękę. Powoli zaczął zakładać szelkę mój bark - To dla twojego dobra.

Przez chwile milczałem. Nie dlatego, że sie bałem, po prostu... Czemu? Naprawdę jestem dla niego jak pies? Jak jakiś cholerny futrzak?! Który nie wie sam jak o siebie zadbać. "To dla twojego dobra". Tak bardzo nienawidziłem tych słów. Jakby wiedział co jest dla mnie "dobre" lepiej ode mnie. Ale mu nie o to chodziło... Powiedział tak tylko żebym sie nie wyrywał... Czyli kłamał. I doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Co to ma być do cholery jakaś chora gra? Eren przeszkadza więc potraktujmy go jak zwykłego śmiecia. Miałem... Miałem nadzieje, że chociaż on nie będzie próbował mnie okłamywać. Czułem się tak bardzo upokorzony. Zacząłem sie wyrywać, nie wypowiadając przy tym ani jednego słowa. Cholera. Cholera, cholera, cholera, cholera... Zacząłem sie wyrywać bardziej gwałtownie, nie zwracając uwagi na to, że skórzane paski wrzynają mi się brzegami w skórę. W kilku miejscach przecięły ją, a z ran pociekły stróżki krwi. Wyrywałem się, zaciskając zęby, by nie wydać z siebie żadnego odgłosu, szarpałem się i kopałem, nie zwracając najmniejszej uwagi na to czy ranie siebie lub też Leviego. Kiedy kopnąłem go w piszczel, warknął i przypiął smycz do uchwytu zamocowanego między łopatkami. Wstał i pociągnął mnie za smycz. Ruszył powoli w stronę drzwi ciągnąc za smycz coraz to mocniej.

- Pamiętasz miałeś iść spotkać się z Mikasą w bibliotece.

Moje myśli szalały. Następne gwałtowne szarpnięcie sprawiło, że w mojej głowie zamiast tego pojawiła sie pustka. Czułem się jakby ktoś zamknął mnie za grubą ścianą ze szkła, która przytłumiała myśli i rozsądek, zamiast tego potrajając moje instynkty. Przestałem się wyrywać, a moje oczy stały sie szklane. Szarpał mną, założył smycz, jak psu, to właśnie był sposób w jaki byłem teraz traktowany. Jak pies. Odebrano mi wolność, a skoro wolność jest, od zawsze była głównym sensem dla którego żyje... Czy odebrał mi również życie? Czy było to na równi z zabiciem mnie? Wszystko jest takie przytłumione, czemu? Ale nie, nie mogę umrzeć, musze żyć... Żeby żyć... Musze wygrać? Tak to było to... Moja głowa, to tak boli... Co sie dzieje? Nie rozumiem... Żeby wygrać... Żeby przeżyć... Musze zabić? Tak, przecież wystarczy, że go zabije prawda? Wtedy wygram, wtedy przeżyje. Wszystko wróci do normy... Musze jedynie go zabić... Płynnym ruchem wyciągnąłem dwa scyzoryki ukryte w moim ubraniu. Oczywiście musiał je zauważyć, ale najwyraźniej je zignorował. No cóż... W końcu ja... Musze wygrać... czyż nie? Szybkim ruchem podciąłem mu nogi i ułożyłem się na nim tak, by go obezwładnić, jeden ze scyzoryków przykładając do jego tętnicy szyjnej. Ciekawa pozycja czyż nie? Miała ona to do siebie, że noże ułożone są w takiej pozycji, że przeciwnik próbując się w jakikolwiek sposób uwolnić, skazuje się na śmierć. Ale on oczywiście o tym wie, nieprawdaż? Moje puste oczy zatrzymały się na jego twarzy, a wszystkie myśli przerodziły się w jeden ciąg bez przerwy krążący w mojej głowie. Wygraj. Wygraj, wygraj, wygraj, pokonaj go, wygraj, przeżyj, żyj, pokonaj...

LEVI

Cholera, cholera, cholera, czy on właśnie próbuje mnie zabić. Za to, że zapiąłem go w szelki. Że chciałem mieć nad nim trochę kontroli. Mam za to przypłacić życiem. Nie, nie , nie, muszę coś wymyślić i to szybko.

- Eren do jasnej cholery czy ty w ogóle wiesz co ty robisz!? Czy ty zdajesz sobie z tego sprawę?!

Nie miałem się jak ruszyć. Siedział na mnie, a jego kaprys mógł mnie zabić. Nie wierzę, taka marna śmierć, a myślałem że spotka mnie coś lepszego. Spróbowałem obrócić głowę lekko w bok, aby widzieć jego twarz. Pustka nic innego. W pewnym momencie bez pukania do pokoju weszła Mikasa

With me - EreriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz