32

3.5K 288 18
                                    

12 lutego 

Andreas

Już chyba po raz setny czytam ostatnie wiadomości przez nią wysłane, a minęły zaledwie cztery godziny. A tak dokładnie to trzy godziny i trzydzieści sześć minut. Nie to, żebym liczył.

Kogo ja oszukuję...

iAdrianna117: To nie ma sensu

iAdrianna117: Zapomnijmy o tym

iAdrianna117: Przepraszam

*zostałeś zablokowany przez użytkownika iAdrianna117*

Po pierwsze, jak to nie ma sensu? Te wszystkie dni spędzone na wzajemnej wymianie zdań nie miały dla niej sensu? Kłamie. Wiem, że kłamie. Chciałbym tylko wiedzieć dlaczego i w jakim celu.

Po drugie – przepraszam. Przepraszać należy wtedy, kiedy oczekujesz kogoś wybaczenia, a wątpię, żeby zależało jej na moim, jeśli mnie zablokowała. Poza tym, jedyną osobą, która powinna tutaj kogoś przepraszać jestem tylko i wyłącznie ja sam. A nie musiałbym przepraszać, gdybym tylko umiał wtedy, kiedy trzeba, trzymać język za zębami i odrobinę się kontrolować. 

I po trzecie – zapomnijmy o tym. Jak to ,,zapomnijmy"?! Istnieje w ogóle takie słowo? To chyba najgłupsze, co kiedykolwiek usłyszałem. A słyszałem już wyjątkowo głupie rzeczy, za co mogę podziękować mojego serdecznemu koledze – Andreasowi Wankowi. Jak tak teraz się zastanawiam, to prócz tych samych imion łączy nas jeszcze jedno – wybitna głupota.

Ale wracając do tematu... O tym się na pewno nie da zapomnieć. Tych kilkudziesięciu dni nie da się wymazać z pamięci. Nawet jakbym chciał. A to ostatnia rzecz, której chcę. 

A może sytuacja wyglądałaby inaczej gdybym już na początku powiedział całą prawdę? Może wtedy nie doszłoby do takiego obrotu spraw? Może wtedy zamiast siedzieć w przebieralni czekając na skok, byłbym w zupełnie innym miejscu?

– Wellinger, na co ty, do cholery, czekasz? Na zbawienie? Lepiej rozgrzewaj mięśnie zamiast ślęczeć przed tym telefonem. – Z transu wyrywa mnie głos norweskiego skoczka, z którym, nie ukrywam, nie mam zbyt dobrych relacji. On również nie darzy mnie wielką sympatią. 

– Gangnes, zajmij ty się lepiej swoimi nogami. – W moim głosie nie słychać ani grama radości, co tyczy się również mojego kolegi. Choć nie jestem pewien, czy ,,kolega" to odpowiednie określenie. 

Gdy podnoszę wzrok znad wyświetlacza, widzę jak przygotowuje buty do startu, zapinając odpowiednie klamerki, a potem sam się rozgrzewa. Nie lubię go, to fakt, ale może i ma trochę racji. Zamiast myśleć o czymś, co już się wydarzyło, mogę się skupić na tym, na co mam wpływ. Wkładam smartfon do torby i zaczynam odpowiednio napinać mięśnie. Staram się najlepiej jak potrafię, ale już wiem, że nie będzie to dobry skok. 

***

Kiedy siadam na belce startowej, czuję lęk. Nie, nie strach – lęk. Od upadku w Kuusamo minęły dwa lata. Aż dwa lata. Tylko dwa lata. Czy to dużo? Nie wiem. Mało? Także nie mam pojęcia. Wiem jedynie, że podczas tych dwóch lat nie nauczyłem się zlikwidować strachu. Trochę go zniwelowałem, to prawda, ale uwolnić się od niego tak naprawdę się nie da i nigdy mi się to nie uda. Każdy upadek pozostawia ślad w psychice – im jest ich więcej, tym gorzej. Zwłaszcza gdy jest się młodym i nie myśli poważnie o śmierci.

Dzisiaj jednak lęk, jaki odczuwam za każdym razem, znacznie zyskuje na sile. Skocznia mamucia. Dwieście dwadzieścia pięć metrów. Prędkość najazdowa przekraczająca sto kilometrów na godzinę. A na dodatek w mojej głowie panuje istny chaos. Nie powinienem myśleć o niczym, a tymczasem myślę o wszystkim. O odpowiednio przygotowanych nartach. O wiązaniach. O chłodnym powietrzu. O wietrze. O upadku sprzed dwóch lat. O tamtym strachu i bólu podczas zetknięcia się ze śniegiem twardym jak beton. O panice. Ale zwłaszcza o rozmowie, dzięki której wszystko spieprzyłem. 

A potem dostrzegam chorągiewkę, która energicznie opada w dół i zaczynam. Rozpędzam się. Myślę. Odbijam się. Myślę. Lecę. Myślę. I wreszcie ląduję. I znowu myślę. 

Na monitorze pojawia się uzyskana przeze mnie liczba punktów. Osiemdziesiąt cztery i dwie dziesiąte. Bez żadnych szans na serię finałową. Znowu myślę, że wszystko spierdoliłem. 

Zdecydowanie za dużo myślę. 


[A/N]

Miał być wcześniej, ale kompletnie nie mam weny. Przyznaję się, że pisałam go trochę ,,na siłę", ale chyba nie jest aż taki zły. Chyba.

PS. Z całego serca przepraszam Cię Kenny, ale ktoś musiał być bad boyem w tym opowiadaniu xd 

#skijumping ✉ || andreas wellinger ✔ {poprawki ✔}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz