38

3.4K 283 50
                                    

28 lutego

iAdrianna117: Ostatnio byłam na zakupach

Me: Wow, czyli jednak wychodzisz z domu, jaskiniowcu

iAdrianna117: Ha ha.

iAdrianna117: Bardzo śmieszne

iAdrianna117: Ubawiłam się do pachy

Me: No dobra, i co?

iAdrianna117: I wreszcie ją maaam

*użytkownik wysłał plik*

Me: NIE

Me: NIE MÓW, ŻE TY TEŻ

iAdrianna117: Hahahah, ale o co chodzi?

– Matole, ona się po prostu zna na muzyce – odezwał się Wank i przy okazji rzucił we mnie małą poduszką, ale ze zdecydowanie niemałą siłą.

– Nie, to wy się nie znacie. – Odwdzięczyłem się mu tym samym, na co na pewno nie pokładał się ze szczęścia.

– Gówno prawda! Twoich ,,smętów"... – Tu zrobił cudzysłów w powietrzu – Nikt nawet nie słucha!

– Ja lubię swoje smęty i to mi wystarczy! – Sprzeciwiłem się i złożyłem ręce na klatce piersiowej, tak jak to robią obrażone dzieci, gdy mama im nie kupi wymarzonego samochodzika bądź kucyka Pony.

– No już się tak nie obrażaj, bo złość piękności szkodzi, słyszałeś? 

Nienawidzę jak tak ze mnie kpi. Choć jest to trochę zabawne, może nie z mojej perspektywy, ale ktoś kto wszedłby do tego pokoju właśnie w takich momentach, na pewno by się zaśmiał i to nie raz.

– Słyszałem. Kurczę, ale teraz żal mi się ciebie robi, stary. – Szatyn spojrzał na mnie zdziwiony.

Oj, mam genialną ripostę.

– Strasznie się musiałeś kiedyś denerwować.

Już nie wytrzymałem i z moim ust wypłynął głośny dźwięk, coś w stylu rechotu żab, ale mój kolega spiorunował mnie wzrokiem, a ja wiedziałem, że zostały mi ostatnie sekundy na ucieczkę. Czym prędzej zerwałem się z kanapy i pobiegłem przed siebie, aż do holu. W oddali słyszałem krzyki Wanka, coś w stylu: ,,Ty pieprzony złamasie! Nie uciekniesz mi", ale byłem na tyle szybki, że w porę znalazłem bezpieczne schronienie.

I tak oto właśnie znalazłem się tu, gdzie teraz jestem. I nie – nie jestem w schowku na szczotki, gdzie zawsze wszyscy bohaterowie najróżniejszych serialach się chowają. I tak samo nie ma mnie w damskiej toalecie.

Schowałem się w windzie. Jestem taki sprytny, że ponaciskałem wszystkie przyciski, jakie w ogóle istniały, aby winda jechała bardzo długo, a Andreas nie był w stanie mnie znaleźć. 

Mija dziesięć minut i jestem pewien, że już mogę w spokoju opuścić to niezwykle małe pomieszczenie, nie narażając się na złość przyjaciela.

Jednak jest jeden problem.

Naciskam przycisk do otwierania drzwi, a winda w ogóle nie reaguje. Czekam kilka minut. Nadal nic. Mówi to tylko jedno.

Winda się zacięła.

Może jednak nie jestem aż taki sprytny...

W windzie jestem tylko ja, bo jedenasta w nocy nie jest godziną na częste spacerki po hotelu. Ale zawsze znajdzie się ktoś, taki idiota jak ja, który będzie się kręcił w okolicy.

Krzyczeć o pomoc to zły pomysł, bo pewnie i tak mnie nikt nie usłyszy. Pozostaje mi tylko zadzwonić do Wanka, aby mnie stąd wyciągnął.

Grzebię w jednej kieszeni spodni, a potem w następnej. Sprawdzam obie kieszenie polarowej bluzy.

Cholera, telefon został w pokoju.

Wychodzi na to, że czeka mnie samotna noc w ciasnej, hotelowej windzie.

Cudownie.

#skijumping ✉ || andreas wellinger ✔ {poprawki ✔}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz