35. Żółw czy nie żółw... A może wiewiórka

105 10 3
                                    

***Juli***
Smacznie sobie spałam kiedy do mojego pokoju w podskokach wparował wysoki i denerwujący brunet znany jako najlepszy detektyw Londynu. Rzucił we mnie poduszką krzycząc:
-Wstawaj Nowy Jork czeka!
-Cco?-mruknęłam
-Nowy Jork!-krzyknął po czym wybiegł z pokoju. Już miałam spokojnie zasnąć kiedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi bunkra. Zwlokłam się z łózka i poszłam otworzyć drzwi.

***Meg***
-Clarence? Cass! No gdzie jesteś?!- wydzierałam się od pół  godziny stojąc na jakiejś łodzi po środku oceanu. Oby znowu nie poczuł się żółwiem bo chyba zwariuję...-Dobra, sam tego chciałeś. Idę po ciebie Aniołku!-krzyknęłam po czym wskoczyłam do wody. Kierunek- dom kanciastej gąbki.
Woda jest cholernie zimna. Płynę już od 10 minut. Dobrze że nie jestem człowiekiem bo bym się utopiła... -Zaraz... Co to jest? To  drzewo. Drzewo po środku oceanu! Podpłynęłam do szyby za którą znajdowała się roślina. W środku, oprócz drzewa, rosła trawa na której stał stół piknikowy. Czy to? Nie... Że co? Mój Cassie siedzi przy stoliku i je orzechy z jakąś wiewiórką! 

Zgaduję że tu moje oczy zalały się czernią. Tak, jestem zazdrosna o wiewiórkę. 

Przeteleportowałam się do środka. Ociekając słoną wodą zaczęłam się wydzierać na anioła:

-Cass! Miałeś tylko wziąć ananasa i wracać do domu. A ty co? Piknik z jakąś wiewiórą?! Co to ma być?!- chwyciłam go za płaszcz i teleportowaliśmy się do bunkra. No prawie. Zaklęcia ochronne cały czas działają więc wylądowaliśmy przed drzwiami. Na deszczu. Jak bym nie była wystarczająco przemoknięta.
Zaczęliśmy dobijać się do drzwi frontowych.
Otworzyła nam zaspana Juli.
-Co wy...-zaczęła ale przepchnęłam się w przejściu żeby nie moknąć dalej na deszczu. Zrobiłam tylko kilka kroków kiedy moja twarz spotkała się z niewidzialną ścianą pułapki
-Dean!-krzyknęłam wiedząc że to on. W końcu ostatnio namalował pułapkę przed drzwiami do mojego pokoju. Siedziałam tam dwie godziny zanim całe towarzystwo wróciło z wspólnych zakupów po ciężkim polowaniu którego ubrania za dobrze nie zniosły... Kwas.
No z wyjątkiem moich bo Cassie zasłonił mnie sobą przed wybuchającą głową jakiegoś egzotycznego potwora...
A wracając do obecnej sytuacji: Mój aniołek rozbroił pułapkę, jedną ręką trzymając ananasa, drugą przeciął linię farby. Kiedy zeszłam na dół spotkałam się tylko z szczeniackim uśmiechem Deana...
Gdybym ich nie znała, powiedziałabym że to Sammy jest tym starszym bratem.
-Dean, to już nie jest zabawne-pierwsza opieprzyła go Juli. Byłam jej za to wdzięczna bo miałam ochotę rzucić się i wydrapać oczy starszemu Winchesterowi.
-No dobra... - Czy ja się przesłyszałam?! Co ta dziewczyna z nim robi... Nie żeby mi to przeszkadzało.
"Mały Deanuś  dorósł" cisnęło mi się na usta, ale darowałam to sobie widząc Holmesa wchodzącego do pomieszczenia. Wcisnęłam detektywowi zielsko i ananasa po czym bez słowa udałam się do mojej sypialni po ubrania skąd poszłam do łazienki żeby wysuszyć włosy. Kiedy wyszłam na korytarz Cass był już słuchy i przebrany.
-Chcesz jechać do Nowego Jorku?-zapytał
-Jasne! Ostatnio jak tam byłam... Moim marzeniem była śmierć Winchesterow...
-Wiesz, nigdy nie zwiedzałem tego miasta... Byłem tam kilkakrotnie, jednak nigdy go nie zwiedzałem.
-Nowy Jork jest niezwykły. Te światła... Miasto które nigdy nie śpi. Chociaż wolała bym dla odmiany coś takiego jak Wenecja...-rozmarzyłam się
-Zawsze możemy jechać do Wenecji a później dołączyć do reszty na miejscu.-stwierdził
-Ok.-Wysłałam SMS'a Kirze że spotkamy się na miejscu, złapałam mojego aniołka za rękę a chwilę później ja stałam na gondoli a Cass pływał w zielonej wodzie.
-Ups...-mruknęłam, a ten tylko uśmiechnął się psychopatycznie po czym zrzucił z gondoli wprost do lodowatej wody.
-No nie! Serio?! To już drugi raz dzisiaj!
________________
Hejoo! Oto spóźniooooony rozdział 35.
#Egzaminy
Z racji zbliżających się egzaminów nie dam rady zbyt szybko wstawić nexta.
Życzę wszystkim 3-cio klasistom 100% na egzaminach :)

Ten nasz Supernaturalny ŚwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz