37. Home?

86 10 6
                                    

Rozdział pisany na telefonie bez autokorekty ;)

-Ał!- krzyknęła Juli gdy przygniotłam ją spadając na podłode jej pokoju. Przez tyle czasu zapomniałam prawie że to tu jest nasz dom. W tym świecie. Nie było nas raptem kilka godzin. Podniosłam się z przyjaciółki i przyjrzałam się jej. Przez te pare tygodni, zmieniłyśmy się. I to bardzo. Można powiedzieć że Juli nie pasowała już do tej blado niebieskiej tapety, tak samo jak ja. Zwykle chuda i wątła, teraz nabrała trochę masy mięśniowej, a jej ręce miały odciski od broni i walki w ręcz. Popatrzyłam w lustro. Zmieniły się też oczy, wydały mi się stare, widziały mnustwo krwi i cierpienia, ale mimo wszystko miałam ten niebezpieczny błysk w oku. Zaśmiałam się.
-Co cię tak śmieszy?-zapytała
-Popatrz na nas- powiedziałam uśmiechając się.Byłyśmy całe brudne i ukurzone, a co dziwne czułam dumę z tego powodu.
-Jeśli utrzymam taką formę do wakacji to będę zadowolona.-uśmiechnęła się.- Co zrobimy z tym?- pomachała naszą zdobyczą.
-Zaniesiemy Gabrielowi.- Zamyśliłam się. - Nie sądzisz że wypadało by trochę tu pobyć? Kilka miesięcy... Nie zapominaj że tu też mamy życie.
-Zgoda, ale pod jednym warunkiem.
-Jakim?- zdziwiłam się
- Nie przestaniemy walczyć.- powiedziała wyciągając broń
-Tu nie ma potworów, wiesz?- zrobiła smutną minkę.
- No to... Chociaż będziemy trenować. - Uśmiechnęła się - zapisuje nas na samoobronę.
Nie zostało mi nic innego jak przystać na jej propozycję.

*** Czerwiec ***
- No chodź!- Juli ciągnęła mnie w głąb karuzel, dmuchanych zamków, trampolin i wat cukrowych, zorganizowanych na dzień miasta
- Jestem za stara- broniłam się.
- Też jesteś dzieckiem. Każdy nim jest. Ty nieco większym, ale...- popatrzyłam na nią z podniesioną brwią. Byłyśmy tu od rana a ja już miałam dosyć. - Prooszę! - Niczym Sam zrobiła maślane oczka. - Ja chcę wate cukrową!
- Zjadłaś już z pięć.
- To zjem szóstą. Nie widzę problemu. I tak wszystko spale, bo według umowy jutro wracamy.
- Tak - uśmiechnęłam się. Tęskniłam za Winchesterami. Przez pare miesięcy usiłowałam żyć normalnie, ale dla mnie to życie jest zbyt nudne. Przypomniałam sobie naszą "wizytę" w muzeum. Artefakt schowałam u siebie w pokoju, za toną książek, pod którymi uginała się moja półka. Julita właśnie odbierała TRZY (!) waty cukrowe.
- I ty masz zamiar to wszysto zjeść?
- Nie, połowa tej waty jest twoja. - uśmiechnęła się podając mi słodką kulę.
- Miło że o mnie pomyślałaś - zaśmiałam się pochłaniając całkiem spory kawałek cukrowego obłoczka - jest jeszcze coś na czym nie byłyśmy? - spytałam gdy przełknęłam.
-Nie, zaliczyłyśmy wszystkie, łącznie z biedronkami dla maluszkòw - zaśmiałam się na wspomnienie tego, jak operator zganiał nas z karuzeli dla dzieci do lat 5. Później byłyśmy przy rzucie piłeczką w piramidę z puszek. Od razu przewróciłam całą wygrywając głòwną nagrodę - wielkiego pluszowego misia, którego swoją drogą dobrodusznie oddałam jakiejś dziewczynce; zaraz po tym, ku uldze gościa od rzutów, poszłyśmy dalej. Niewykluczone że mógłby zbankrutować.
- A tu byłyśmy? - zapytałam widząc dom strachu.
- Jak ja mogłam to ominąć?!
- Wata zasłaniała widoki - zaśmiałam się, po czym ruszyłyśmy w stronę atrakcji. Dom strachu, zbyt straszny nie był i nie mówie tego jako łowca, a jako młoda dziewczyna oczekująca czegoś więcej. Gdy akurat wyszłyśmy, zamykali. To był ostatni z dni miasta, a chcą zacząć pakowanie karuzel. No cóż, pobawimy się za rok.
Postanowiłyśmy pojsc od razu do mnie. W moim pokoju czekał już plecak Juli, tabliczka, oraz pare przydatnych według mnie rzeczy, w tym oczywiście placek.
Namalowałam znaki na lustrze po czym przeszłyśmy przez portal.
******
Hej! hej! hej!
Tak, jeszcze żyje... Chyba.
Sory za tą długą nieobecność...
Ale pomimo wakacji miałam mało czasu na pisanie.
Uwaga!
Uprzedzam że następne rozdziały też nie będą ani regularne ani częste.

Ten nasz Supernaturalny ŚwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz