Większość życia spędziłam w prowincjonalnym miasteczku na północy Włoch. Czas cudownej zabawy i beztroski został bezpowrotnie zakończony, gdy miałam piętnaście lat. Ojciec zostawił mamę dla innej, młodszej i piękniejszej. Była wtedy w dziewiątym miesiącu ciąży z moim bratem Lucasem. Irene Sailer została sama z dwójką dzieci, które myślały, że już nigdy nie zobaczą tego, który zniszczył ich rodzinę. Wmawiałam sobie, że wcale go nie potrzebuję. Że nikt z nas go nie potrzebuje. Że bez niego nam lepiej. Jednak nie kłamałam zbyt dobrze, a już na pewno nie potrafiłam oszukać samej siebie. Prawda była bolesna. To tata zarabiał na nasze utrzymanie. Był adwokatem, a mama nie pracowała. I wtedy znalazł sobie inną, a my zostałyśmy we dwie bez środków do życia. My i mały Luca. Na zmianę opiekowałyśmy się nim, ja chodziłam do szkoły, a mama do pracy. Ale nie dawała rady. Praca sprzątaczki nie przynosiła wystarczających dochodów, by utrzymać dwójkę dzieci i duży dom kupiony przez ojca. Dom musiałyśmy sprzedać i przeniosłyśmy się do małego mieszkania w Bergamo, niedaleko willi, w której mama zarabiała, sprzątając. Starzy państwo Castella byli zimni i skąpi. Gdy po trzech latach pieniądze ze sprzedaży domu się skończyły, znowu trudno było nam przeżyć za marne wynagrodzenie, które mama dostawała za swoją ciężką pracę. Pewnie znowu musielibyśmy się przeprowadzić, gdyby nie syn państwa Castella, Ryan. Kiedy bywałam w ich willi razem z mamą, za każdym razem onieśmielał mnie swoim spojrzeniem. Potrafił patrzeć tak intensywnie i z takim uśmiechem na twarzy, że zapominałam o wszystkich problemach i po prostu chciałam się w niego wpatrywać. Uwielbiałam też jego optymizm i dziwaczne poczucie humoru. Niemal zawsze na wejściu rzucał żartem, wszystkich komplementował, ludzie go uwielbiali, a moja mama nie przestawała go zachwalać.
- Ryan ma uroczy uśmiech. Z kimś takim można spędzać czas bez przerwy. Nie rozumiem, jak jego zgorzkniali rodzice mogli wychować takiego przyjemnego młodzieńca. A te jego żarty! Dziś powiedział, że gdyby nie miał narzeczonej, to z pewnością zaprosiłby mnie na randkę! Ach, ten żartowniś! - Śmiała się dobrodusznie, uradowana z komplementu, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo jej córkę raniły słowa o narzeczonej "przyjemnego młodzieńca".
To właśnie on sprawiał, że jakoś dawałyśmy sobie radę. Przekazując mamie wypłatę od rodziców, w kopertę wkładał kilka banknotów więcej. Mama zwykle nie chciała przyjmować podarunku, ale zbywał jej odmowę zapewnieniem, że śmiertelnie się obrazi i każe rodzicom ją zwolnić. Miał przy tym tak zniewalający uśmiech, że mama ulegała. A ja byłam coraz bardziej niezadowolona. Skrupulatnie obliczałam, ile każdego miesiąca zawdzięczamy jego dobroci. Albo litości. Było mi wstyd i obiecywałam sobie w duchu, że gdy tylko będę mogła, wyjadę do Mediolanu i zarobię tyle, że będę w stanie mu oddać wszystko, co do centa.
- Znowu dostałam za dużo wypłaty - zaczynała mama, wchodząc do mieszkania. - Ten chłopak jest szalony! Za to, co od niego dostałyśmy, mógłby sobie kupić nowy ogromny telewizor. Gdyby już nie mieli co najmniej czterech. - Zaśmiała się, a widząc oburzone spojrzenie, jakim zaszczycałam ją po każdej nadnaturalnie wysokiej wypłacie, dodała: - Próbowałam mu odmówić. Ale tym razem to twoja wina! Powiedział, że po prostu chce podziękować, że może czasem oglądać piękne oczy mojej córki. I że są warte takich pieniędzy, że zbankrutowałby, gdyby chciał je kupić. I jeśli to nie problem, będzie płacił w ratach. - Znowu się zaśmiała. - Ach, ten mężczyzna to skarb! Rosalia jest prawdziwą szczęściarą, że będzie miała takiego męża!
Udałam, że nie słyszę jej ostatnich słów. Przeliczyłam pieniądze i zapisałam kolejną kwotę w notesie. Spłata takiego długu wydawała mi się niemożliwa, ale wciąż nie zmieniałam swojego postanowienia. Kilka razy obierałam sobie za cel wyperswadowanie mu tych dobrodusznych datków. Zaczynałam rozmowę, usiłując nie rozpraszać się jego uśmiechem i błyskiem w oczach.
- Nie wiem, o czym mówisz, skarbie - odpowiadał beztrosko. A potem puszczał do mnie oko, a ja dawałam za wygraną.
Wtedy szliśmy do kina, a ja wiedziałam, że choć z perspektywy Rosalii może się to wydawać niewłaściwe, on swoim czarem sprawi, że narzeczona nie będzie się gniewać. Wyobrażałam sobie, że zapewni, że ta "biedna dziewczyna" nie ma pieniędzy, by pójść do kina, nie ma ojca ani przyjaciół i on zrobi to tylko dlatego, że jest mu jej szkoda. Chociaż honor buntował się przed pójściem do kina z zaręczonym mężczyzną, ostatecznie się zgadzałam. Zawsze było miło. Zawsze żartował, komplementował, chwalił wszystko wokół. Uśmiechał się do ludzi, puszczał oko do starszych pań, a każda rumieniła się i wybuchała śmiechem. Czasami po kinie szliśmy na lody. I zawsze wybierał ten sam smak, co ja. Mimo że nie lubił waniliowych, jadł je, kiedy ja je wybierałam.
Raz zamiast do kina poszliśmy na imprezę. Ryan kupił po drinku i tańczyliśmy, śmiejąc się i wygłupiając. Kiedy nad ranem odprowadzał mnie do mieszkania, po raz pierwszy od dłuższego czasu czułam się szczęśliwa. W głowie wciąż szumiały mi jego słowa: "Ona jest ze mną", kiedy jakiś obleśny facet zbliżył się, łapiąc mnie za rękę. Staliśmy przed moim mieszkaniem, a on ciągle się uśmiechał. Uśmiechały się jego oczy. Uśmiechały się policzki pokryte delikatnym, ciemnym zarostem. Uśmiechałam się ja.
I wtedy zadecydowałam. On ma swoje życie. Jest czarujący, bogaty, ma piękną narzeczoną, wspaniałe życie. To nie jego problem, że jesteśmy biedne. Nie jest zobowiązany nas utrzymywać. To nasza sprawa. Tylko moja i mamy. Cały czas zdawałam sobie z tego sprawę, ale coś mnie powstrzymywało przed wyjazdem. Opóźniałam go, mimo że wiedziałam, że będę musiała to zrobić. To było nie w porządku, że widywał się ze mną, kiedy był z inną. Nadszedł czas, by spłacić dług i zacząć nowe życie. Miałam prawie dwadzieścia lat, a dorywcza posada opiekunki do dzieci w Bergamo, którą podjęłam po ukończeniu szkoły, nie pozwalała zbyt wiele zarobić. Byłam pewna, że muszę wyjechać. Patrzyłam na niego jeszcze przez chwilę, by zapamiętać go właśnie takim radosnym, beztroskim. Chciałam, żeby ta chwila trwała w nieskończoność, ale wtedy wszystko zepsuł.
- Uwielbiam twoje oczy - powiedział, odgarniając moje długie włosy i składając delikatny pocałunek na moim policzku. Wydawało mi się, że usłyszałam, jak gwałtownie zabiło mi serce. Chciałam się odwrócić i wejść do mieszkania, bo tak wypadało, ale nie mogłam się ruszyć. Czułam jego ciepły oddech przesuwający się z policzka w stronę kącika ust. Jego nos dotknął mojego, a ja pomyślałam, że zaraz zrobi mi się słabo. Rozchylił nieznacznie usta i wysunął język, którym musnął moją górną wargę. Jego lewa ręka, spoczywająca na moim policzku zsunęła się w stronę szyi, a potem niespodziewanie wyprostował się i uśmiechnął jeszcze szerzej.
- Dobranoc - szepnął.
Dwa dni później siedziałam w pociągu do Mediolanu. Miałam tam zacząć nowe życie. Zostawić przeszłość za sobą. Nie wracać do niej nawet myślą. Nie sądziłam, że tam, dokąd uciekam, przeszłość nie pozwoli mi o sobie zapomnieć. Że uciekając od jednego mężczyzny, spotkam tego, który uciekł ode mnie.
CZYTASZ
Kłamca
Mystery / ThrillerPięć różnych osób. Pięć innych światów. Pięć okien wychodzących na podwórze, na którym zamordowano małego chłopca. Pięciu świadków. Jeden morderca. I nieskończona liczba sekretów. Marina próbuje uciec przed przeszłością i zacząć nowe życie w Mediol...