Rozdział 27

1.9K 269 28
                                    

Przez myśl mi przemknęło, że tym razem Editta także mogła kłamać. Jednak zaraz przypomniałam sobie scenę, którą widziałam na własne oczy, tuż po tym, jak Irwin zabił Dennisa. Chciał pocieszyć Amandę i objął ją, gdy siedzieli razem na białej kanapie. To nie mnie było mu w tamtej chwili szkoda. To na niej mu zależało. W takim razie - Irwin mnie okłamał. Czułam się dziwnie, kiedy uświadamiałam sobie prawdę. Nie byłam osobą, dla której zabił. Może chciał wmówić to sobie i mi, ale tak nie było. Zrobił to dla samego siebie. Nagle poczułam taką ulgę, że niemal się roześmiałam.

Wszystko powoli zaczynało się układać w logiczną całość. Przypomniałam sobie słowa Editty, gdy mówiła, że Irwin denerwuje się zawsze, gdy wspomina przy nim o Amandzie i moim ojcu. Pokazała mi ich zdjęcia i kazała mu niczego nie mówić. Musiał być zazdrosny. I ta pewność, kiedy informowała mnie, że Irwin ma jakąś dziewczynę na oku. Przez cały czas chodziło o nią. Mnie może lubił, ale nie znał na tyle, by móc dopuścić się takiego czynu. Czułam niesamowitą ulgę, mimo że znajdowała się przede mną osoba prawie tak samo winna zabójstwa, jak Irwin. Przez chwilę zapomniałam, że należy coś zrobić, by ta dziewczyna także dostała nauczkę za swój czyn.

Patrzyłam na nią i byłam przerażona, że nie dostrzega, że jest współwinna zamordowania dziecka. Nie powinna w takiej chwili się uśmiechać. Nie po przyznaniu się do zbrodni.

- Mnóstwo razy mówił mi, że nienawidzi dziennikarza. Jednak nie zabiłby go bez powodu - mówiła Editta. - Musiała nim kierować zazdrość o tę dziewczynę. To jedyne racjonalne wytłumaczenie.

- Racjonalne? - spytał Ryan. - Chyba sama się nie słyszysz. - A potem zwrócił się do mnie: - Co z nią zrobimy?

Wyjęłam z kieszeni telefon i wystukałam numer na policję. Ryan popatrzył na ekran i pokiwał głową.

- Miałaś nikomu o tym nie mówić! - krzyknęła dziewczyna i zaczęła szamotać się w łóżku, skopując na podłogę białą pościel. To jedyny przejaw buntu, który był możliwy w jej sytuacji. - Nie powtórzę drugi raz tego, co powiedziałam. I nikt wam nie uwierzy!

Ryan podniósł do góry swój telefon, na którego ekranie zobaczyłam napis Dyktafon. Zbliżył go do niej i uśmiechnął się szeroko.

- Nie będziemy musieli nikogo przekonywać. Sama już to zrobiłaś. Nie jesteś aż tak przebiegła, jak ci się wydaje.

Dwadzieścia minut później policja zabierała Edittę z pokoju Ryana. Oddaliśmy im zarówno telefon z nagraniem, jak i aparat z całym przerażającym dorobkiem fotografki. Czułam dziwny spokój, że dowiedziałam się prawdy o obu zabójstwach. Cieszyłam się, że winni zostali złapani i że przyznanie się Editty może odrobinę ułatwić sytuację Irwina, który - tak jak mówił - w pewien sposób został zmuszony do zabójstwa. Po części nadal było mi go szkoda. Wyobrażałam sobie, że cały czas spędza, żałując tego, co zrobił, i płacząc w brzydkiej, ciasnej celi.

Z drugiej strony jednak wiedziałam, że nic nie mogło cofnąć jego czynów. Nawet duża rola przyjaciółki w pierwszym z przestępstw, nie zmywała z niego winy. Był odpowiedzialny za śmierć dwóch osób i prawdopodobnie już nigdy nie wyjdzie z więzienia. Pomyślałam, że to dobrze. Jeden psychopata na świecie mniej.

Gdy policja nas przesłuchała, postanowiłam, że chcę wrócić do Bergamo jeszcze tej samej nocy, ale było już tak późno, że to nie miałoby żadnego sensu. Poza tym to wiązałoby się z powrotem do mojego mieszkania, a to było ostatnią rzeczą, jakiej w tym momencie chciałam. Nie miałam ochoty zostawać w Mediolanie ani chwili dłużej. Pragnęłam na zawsze opuścić szare ściany, będące niemymi świadkami schadzek Editty z przyjacielem jej ojca.

KłamcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz