Rozdział 11

2.7K 316 46
                                    

Chyba po raz pierwszy widziałam go z tak szerokim uśmiechem na twarzy. Zwykle był poważny i opanowany, więc było to dla mnie niemałym zaskoczeniem. Uwielbiałam szczęśliwych ludzi. To dlatego teraz, gdy zobaczyłam Dominica ubranego na biało i z tak promiennym uśmiechem, zdałam sobie sprawę, że bardzo mi się podoba.

W duchu skarciłam się za uczucie zazdrości, które poczułam na myśl, że rozmawia z inną dziewczyną z takim zadowoleniem. Z blondynką - może właśnie to było powodem mojego dziwnego niezadowolenia. Tata zostawił nas dla blondynki, blond włosy miała Rosalia Mangano, narzeczona Ryana, a teraz Amanda Byse rozmawiała z chłopakiem, który mi się spodobał. Bo to musiała być ona. Przemknęło mi przez myśl, że nie znoszę blondynek. Nie znosiłam, że dostają, czego chcą, odbierając to mnie.

Już miałam ruszyć dalej, kiedy nasze oczy się spotkały i do mnie pomachał. Urzekający uśmiech nie znikał z jego twarzy. Podeszłam bliżej, a Dominic się odezwał:

- Cześć, Marina. Cieszę się, że cię widzę. Nie wiedziałem, że tutaj będziesz... Przyjechalibyśmy razem. - Wskazał dłonią na stojącą obok kobietę. - Poznaj Giannę Siegel, moją kuzynkę i jedną z najbardziej znanych dziennikarek Lombardii!

Kobieta odwróciła się w moją stronę. Miała ładną, okrągłą twarz, drobny nosek i brązowe oczy. To nie była Amanda. Jasne, że nie. Przecież na cmentarzu Dominic nie obdarzył tamtej zbyt pochlebnym spojrzeniem. Nic nie mogło ich łączyć, prawdopodobnie nawet jej nie lubił. Dopiero teraz zauważyłam, że ta kobieta była o wiele starsza, niższa niż Amanda i nie tak szczupła jak ona.

- Bardzo mi miło. Widziałam panią w telewizji - przyznałam, podając jej rękę. Tak było. Tę kobietę naprawdę wszyscy znali. - Nazywam się Marina Sailer.

- Mnie również bardzo miło, skarbie. Zostawię was samych, muszę jeszcze się z kimś przywitać przed kolacją - powiedziała, ściskając moją rękę i dobrodusznie uśmiechając się do naszej dwójki. - Dobrej zabawy!

Odeszła, ciągnąc za sobą tren sukni.

- Pięknie wyglądasz. - Dominic patrzył mi w oczy. Odwzajemniłam jego uśmiech. - Nie powiedziałaś, że twoja praca w Mediolanie ma coś wspólnego z dziennikarstwem - odezwał się z wyrzutem.

- Nie pytałeś - odpowiedziałam szybko. Znowu poczułam, że przyjemnie było znajdować się w jego towarzystwie. - Ty też nie wspominałeś, że gdzieś się dzisiaj wybierasz. Nie sądziłam, że cię tu spotkam. Prawdę powiedziawszy, myślałam, że to będzie nudna impreza redakcji Mediolańskiego stylu.

Jego spojrzenie nagle się zmieniło. Teraz wydawał się rozbawiony.

- Mediolańskiego "braku" stylu? Tylko mi nie mów, że to tam pracujesz. - Uniósł wysoko idealne brwi. A gdy wzruszyłam ramionami, zamiast odpowiedzieć, złapał się za głowę jedną ręką. Widać, ta gazeta nie cieszyła się dobrą opinią. Chociaż musiałam przyznać, że nie bardzo mnie to zaskoczyło.

- No cóż. Praca to praca, coś trzeba robić. Dorosnąć i iść na swoje - odparłam, przedrzeźniając jego własne słowa, które wypowiedział, gdy wracaliśmy z pogrzebu. Uśmiechnęłam się złośliwie, a on wybuchnął śmiechem.

Kolacja była przepyszna. Nigdy dotąd nie miałam okazji jeść tak wykwintnych potraw. Poza tym, że bardzo mi smakowały, dań było tak wiele, że myślałam, że już nigdy nie będę w stanie niczego zjeść.

Dominic zaprosił mnie do swojego stolika, dzięki czemu nie musiałam wracać do trupy Margherity. Trafnie zauważył, że wszyscy z wyjątkiem jedynego mężczyzny, Leonarda, wyglądają tam jak cyrkowcy. Kobiety ze zbyt mocnym makijażem i groteskowym zachowaniem były powodem drwin większości zgromadzonych.

KłamcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz