Rozdział 13

2.2K 300 10
                                    

- Przepraszam, że tak dawno nie dzwoniłam, mamo - mówiłam do słuchawki. - Wszystko w porządku. Jutro zaczynam pracę, a wczoraj poznałam ludzi z redakcji. Są całkiem mili i zdecydowanie interesujący. Jedna kobieta ma czerwone włosy, takie, o jakich ty zawsze marzyłaś. Ale nie wygląda w nich za dobrze, ty wyglądałabyś o wiele lepiej!

- Cieszę się, słysząc cię roześmianą, kochanie - odpowiedziała mama. Zaczynałam naprawdę za nią tęsknić. - Kiedy nas odwiedzisz? Jeśli zbyt długo będziesz zwlekać, sami się do ciebie wybierzemy, choćbyśmy musieli przeszukać całe miasto, żeby znaleźć twoje nowe lokum! Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, gdzie się zatrzymałaś. Martwię się. Jestem twoją mamą, powinnam wiedzieć o wszystkim! - Tu zrobiła krótką pauzę. - Ryan też się martwi. Chodzi zdenerwowany i ciągle ma do mnie pretensje, że nie odbierasz jego telefonów. Dlaczego nie odbierasz, kochanie? Pewnie nie masz czasu, bo pracujesz. Tak właśnie mu cały czas mówię. Musi naprawdę tęsknić, bo ciągle usiłuje wyciągnąć ode mnie twój nowy adres. W tamtym tygodniu był w Mediolanie. Dzwonił do ciebie, ale nie odbierałaś. Pewnie z Rosalią wybrali już datę ślubu i jako pierwszą chce cię o tym poinformować. Może nawet osobiście, jesteś przecież jego przyjaciółką.

- Być może właśnie o to chodzi. Mamo, muszę kończyć, jestem umówiona. Miło było was usłyszeć. Pozdrów jeszcze raz Lucasa i trzymajcie się. Obiecuję, że odwiedzę was jak najprędzej. 

W rzeczywistości wcale nie planowałam na razie wracać do Bergamo. Tym bardziej na ślub Ryana i Rosalii. To dobrze, że im się układało. Nie miałam ochoty znowu wkraczać pomiędzy nich. To, co się wydarzyło, przestawało mieć dla mnie znaczenie, a dla niego najwidoczniej nie miało od samego początku, skoro to niczego nie zmieniło pomiędzy nim a Rosalią. Ona o niczym nie wiedziała, a on pewnie nie uważał, że należy jej powiedzieć, jeśli to było nieważne i już zakończone. To przeszłość. A teraz czekała ich wspólna przyszłość, a mnie kolacja z przystojnym dziennikarzem. 

Założyłam na siebie prostą białą sukienkę i wygodne szpilki tego samego koloru. Pozłacany naszyjnik był jedynym dodatkiem, na który się zdecydowałam. Nie chciałam przesadzić ze strojeniem się. Nie zamierzałam być obwieszona jak choinka. I jak Amanda Byse.

Kiedy wychodziłam, usłyszałam hałas dochodzący z mieszkania Irwina. Ktoś krzyczał, a później wydawało mi się, że coś uderzyło w ścianę. Podeszłam szybko do drzwi i głośno zapukałam, żeby usłyszano mnie pomimo wrzasków zdenerwowanych ludzi. Nikt nie otwierał i już miałam zrezygnować, gdy nagle drzwi otworzyły się z impetem i moim oczom ukazała się Editta. Zaskoczył mnie grymas wściekłości na jej zwykle uśmiechniętej twarzy. Niebieskie włosy miała zmierzwione, oczy podkrążone, a aparat, zawsze z taką czułością przez nią trzymany, zwisał z jej szyi, zasłaniając kawałek obrazka na czarnej bluzie.

- Chyba oszalałeś, żeby mnie o to oskarżać! Jesteś nienormalny! - krzyczała, otwierając drzwi, ale na mój widok nagle zamilkła i pogardliwym spojrzeniem omiotła mnie od stóp do głów. - Ale się odwaliłaś! Coś ty w ogóle z nim zrobiła? - warknęła, zwracając się do mnie. - Rozsypuje się jak dziecko i gada od rzeczy! 

Nie rozumiałam, o co jej chodzi. Wpatrywałam się w nią ze zdziwieniem, nic nie odpowiadając. Nagle podniosła aparat na wysokość twarzy, zrobiła mi zdjęcie i wybiegła z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami. Przez chwilę wahałam się, czy powinnam wejść do środka, skoro zaszło pomiędzy tą tak uwielbiającą się dwójką coś, co oboje wyprowadziło z równowagi. Jednak postanowiłam, że nie da mi to spokoju, jeśli nie wejdę choć sprawdzić, czy z Irwinem wszystko w porządku.

Było z nim bardzo źle. Siedział na posadzce w kuchni i prosto z butelki pił whisky. Okulary zsunęły mu się z nosa, koszulę miał potarganą, a na jednej ręce ranę, z której intensywnie ciekła krew. Podbiegłam do niego, uważając, by nie stanąć na rozbitym szkle walającym się po podłodze dookoła niego. Chyba dobrze mi się wydawało, że ktoś czymś rzucił. Editta musiała celować w niego pustą butelką wyciągniętą spod zlewu, bo szafka była otwarta, a wśród szklanych szczątków rozpoznałam szyjkę butelki. 

- Zostaw to picie i wstawaj! - krzyknęłam, czując, że jestem coraz bardziej zdenerwowana. - Słyszysz mnie? Skaleczyłeś się szkłem. Opatrzę ci ranę.

Czy to dlatego w niego rzucała, że znowu pił? Zobaczyła składzik pod zlewem i to ją zdenerwowało? Pomyślałam, że ta dziewczyna jest naprawdę dziwna. Chyba nie myślała, że kiedy czymś w niego rzuci, w cudowny sposób uleczy Irwina z alkoholizmu...

Nie myślałam już nawet o tym, że pobrudzę białą sukienkę jego krwią. Próbowałam go podnieść, jednak się opierał. Chciałam zabrać mu whisky, ale odepchnął mnie i poleciałam na kanapę.

- Nie chcę twojej pomocy. Dam sobie radę! - krzyknął. Nie wydawał się nawet tak bardzo pijany, jakim już miałam okazję go widywać. Odstawił butelkę na podłogę i wstał, wycierając krew ścierką, która była pod ręką. - Idź już - powiedział, gdy przyjrzał się mojemu strojowi. - Tylko uważaj na niego. I niech on uważa, jeśli cię skrzywdzi. - Kopnął kawałek szkła i z powrotem usiadł na podłodze, sięgając po butelkę. 

Wstałam i nie ruszałam się przez kilka minut. Patrzyłam, jak połyka na zmianę brązowy płyn i kawałki obranej pomarańczy. Nie zwracał na mnie uwagi, dlatego w końcu odwróciłam się w stronę wyjścia.

- Ty też na siebie uważaj - powiedziałam tak cicho, że nawet nie wiedziałam, czy mnie usłyszał i wyszłam, delikatnie zamykając za sobą drzwi.

Miałam ochotę zostać i porozmawiać na spokojnie, ale wiedziałam, że to bezcelowe. Z każdą chwilą pił coraz więcej i, tak czy inaczej, nie udałoby mi się z nim dogadać.

Wróciłam na chwilę do mieszkania i obejrzałam się w lustrze. Wszystko wyglądało tak, jak wcześniej. Czysta sukienka, elegancki makijaż, niezła fryzura. Brakowało tylko uśmiechu na twarzy. Jednak zmierzając do mieszkania Dominica, przeczuwałam, że uśmiech także wkrótce się pojawi.

KłamcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz