Rozdział 18

2K 276 5
                                    

Wstałam niewyspana i niezadowolona. A myślałaś, że będziesz czuła się lepiej po podjęciu takiej decyzji? - spytał jakiś głos w mojej głowie. Zagłuszyłam go zimnym prysznicem i zaczęłam się szykować do pracy. Założyłam pierwsze lepsze ubrania i wyszłam z mieszkania.

Wielki bukiet czerwonych róż uniemożliwiał mi otworzenie drzwi do samego końca. Wniosłam kwiaty do środka i wyciągnęłam liścik schowany pomiędzy łodygami.

Żałuję, że było zbyt ciemno, bym mógł podziwiać twoje piękne oczy.

Przeczytałam napis, dziwiąc się, że Ryan nawet po stanowczej odmowie z mojej strony nie stracił poczucia humoru i optymistycznego nastawienia do życia. Pokręciłam głową i wrzuciłam karteczkę do tej samej szuflady, w której schowałam naszyjnik, który mi podarował.

Więc nawet teraz nie zamierzał dać mi spokoju i usiłował postawić na swoim? Świetnie. To tylko utrzymywało mnie w przekonaniu, że słusznie robiłam, chcąc ostatecznie usunąć go z mojego życia.

- Dzień dobry! - usłyszałam radosny okrzyk Editty. Nagle pojawiła się w otwartych drzwiach mojego mieszkania i oślepiła mnie lampą błyskową, gdy sfotografowała wielki bukiet stojący w kącie korytarza. - Nie mówiłaś, że masz chłopaka! I to taki przystojniak! - ekscytowała się.

- On nie jest moim chłopakiem - odparłam, wychodząc z mieszkania i zmuszając ją do zrobienia tego samego. - Przyszłaś do Irwina? Już się pogodziliście? - spytałam z ironią, czując potrzebę zmiany tematu. - Dosyć szybko. Pewnie poszło o jakąś pierdołę. - Nie próbowałam być miła. Nie obchodziło mnie, co sobie o mnie pomyśli i czy będzie mnie lubiła. Jak tak dalej pójdzie, będę musiała się stąd przeprowadzić, żeby Ryan przestał mnie nękać.

- To nie ważne. Już sobie z tym poradziłam.

- Z czym? Z jego alkoholizmem?

- To nie alkoholizm, tylko depresja i niczym nieuzasadnione użalanie się nad sobą. Kazałam mu się wziąć w garść, bo jak nie to tego gorzko pożałuje. - Zaśmiała się i dodała: - Właśnie wracam do domu. Irwin prosił, żebyś go odwiedziła, jeśli znajdziesz chwilę.

Nie czekała na moją odpowiedź tylko ruszyła przed siebie ulicą skąpaną w zimowym słońcu. Był dziś wyjątkowo piękny dzień. A ja wyjątkowo podle się czułam.

- Cześć. Dziękuję, że przyszłaś - powiedział Irwin na mój widok. Miałam jeszcze chwilę do rozpoczęcia pracy, więc postanowiłam pójść do niego teraz i mieć to już z głowy.

- Chciałeś mnie widzieć?

- Tak. Chcę cię bardzo za wszystko przeprosić. Próbowałaś mi pomóc, a ja ci na to nie pozwoliłem. Wybacz mi. Teraz już wszystko ze mną w porządku. - Nie wyglądał, jakby tak było. Był blady jak ściana, schowane za okularami oczy miał podkrążone, dolną wargę spuchniętą, a ręce delikatnie mu się trzęsły. - Nie spodziewaj się mnie w pracy. Zwolniłem się.

- Znalazłeś coś lepszego? - spytałam, choć wątpiłam, żeby miał ostatnio okazję szukać nowej pracy, kiedy ledwo trzymał się na nogach.

- Nie... - Zawahał się. - Ale nie chcę już pracować... tam. - Ostatnie słowo dodał chyba tylko, żeby nie brzmiało dziwnie. Ale i tak brzmiało nie najlepiej.

- W porządku. A mną nie musisz się przejmować. Nie gniewam się. - Uśmiechnęłam się. Naprawdę tak było. Miałam na głowie więcej spraw niż obrażanie się na kogoś, kto nic mi nie zrobił, tylko po prostu nie radził sobie z samym sobą.

- Przepraszam też za to, co mówiłem o Brownie. Po prostu byłem uprzedzony, bo kilka razy dosyć niemiło się do mnie odezwał. Ale może po prostu miał gorszy dzień, bo nawet wyglądał wtedy jakoś dziwnie. Każdy miewa trudne chwile. - Wzruszył ramionami. - Jeśli się spotykacie, to chyba muszę jakoś go znosić. Mam nadzieję, że okaże się ciebie wart.

- Dziękuję.

Odwzajemnił uśmiech i podszedł do mnie, mocno się przytulając. Pomyślałam, że lubię widzieć go szczęśliwego.

- Jesteś cudowna. Jeśli czegokolwiek będziesz potrzebowała, daj znać. Zrobię dla ciebie wszystko!

- Dziękuję. - Zaśmiałam się. - Myślę, że nie będzie takiej potrzeby.

Po najzwyczajniejszym na świecie dniu w pracy, w końcu nadszedł czas na coś, na co naprawdę miałam ochotę. Odkąd Ryan opuścił moje mieszkanie, ciągle myślałam o Dominicu i naszym wieczornym spotkaniu. Właśnie to wybrałam i właśnie to teraz mnie czekało. Chciałam, żeby dziś było idealnie.

Nie było sensu spotykać się z Dominicem w moim szarym, ciasnym mieszkaniu, kiedy jego było tak piękne i przestronne. Założyłam wygodne ubrania i z uśmiechem na twarzy szłam do niego, by spędzić razem cały wieczór, tak jak obiecał.

Otworzył mi drzwi i pocałował mnie w policzek, zanim zdążyłam się przywitać. Tego wieczoru zjedliśmy zamówione sushi i Dominic oprowadził mnie po swoim mieszkaniu. Były tu trzy pokoje, a nie jeden, jak u mnie. Podobał mi się szczególnie jego gabinet o kremowych ścianach, idealnie uporządkowany, z dużą ilością książek i czasopism. Dominic pokazywał mi właśnie swoje ulubione tytuły, ale ja patrzyłam przez okno. Przez to, przez które Dominic musiał oglądać jak ktoś niesie Danny'ego i wrzuca go do fontanny. Na oknie stał kwiatek w doniczce, takiej samej, jaką rzucił w uciekającego zabójcę.

- Co robiłeś, kiedy to się stało? - spytałam. Przez chwilę chyba nie rozumiał, o co pytam, ale zauważył, że patrzę na ogród i podszedł, by stanąć za mną i delikatnie mnie objąć. Obserwowałam cienie rzucane przez gałęzie drzew, poruszane delikatnym wiatrem. Kilka lamp oświetlało fontannę i aniołki o smutnych twarzach, które, tak jak ja, zdawały się wspominać to, co się tam stało.

- Czytałem. A kiedy ktoś krzyknął, otworzyłem okno, bo nic nie widziałem przez oszronioną szybę i wtedy zobaczyłem tego, kto to zrobił. Gdybym w porę zorientował się, że ten ktoś niesie ciało, może zareagowałbym wcześniej. Kiedy zbiegłem na dół, już go nie było.

- Jego? Myślisz, że to mężczyzna?

Pokiwał głową.

- Tak mi się wydaje i tak powiedziałem policji. Miał męskie buty i poruszał się jak facet.

Nie mówiłam tego głośno, ale też przez cały czas myślałam o zabójcy jako o mężczyźnie. Przypomniałam sobie swoją niepewność, czy w pozostałych oknach byli moi sąsiedzi, czy może pojawił się tam wtedy ktoś inny. Pomyślałam o Edi, jej zdjęciu i o moim ojcu, który gdzieś zniknął. Może Dominic widział go w oknie i uspokoi mnie, że mordercą nie mógł być on.

- Pamiętasz, czy widziałeś kogoś w oknie mieszkania mojego ojca i Irwina Feaka? - spytałam.

Chyba zdziwiło go moje pytanie, ale od razu odpowiedział:

- Nie. Nie zwracałem uwagi na to, co działo się na górze, kiedy w fontannie leżało martwe dziecko, a morderca uciekał. Gdybym go złapał, może napisaliby o mnie w gazecie.

Nie widziałam jego twarzy, ale chyba się uśmiechnął. Podał mi chłodną dłoń i zaprowadził do salonu. Usiedliśmy razem na kanapie, a on zaczął opowiadać, co wczoraj zatrzymało go w pracy aż do północy. Nie słyszałam, co mówił. Zamyśliłam się, utkwiwszy wzrok w jego brązowych oczach.

- Słuchasz mnie? - spytał.

Jednak jego oczy były szare.

- Tak, przepraszam. Chyba źle się dziś czuję - westchnęłam.

Opowiadał dalej, a ja tym razem go słuchałam, bo tego właśnie chciałam. Takiego dokonałam wyboru.

KłamcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz