Rozdział 17

1.8K 293 82
                                    

- Jak mnie znalazłeś? - spytałam.

Staliśmy w ciemnym przedpokoju, oświetlonym jedynie słabym światłem lampki dobiegającym z mojej sypialni. Widziałam tylko kontury jego ciała. Oparł się o ścianę i potarł dłonią twarz.

- Przepraszam cię - powiedział, ignorując moje pytanie. - Przepraszam, że cię nie doceniłem. Przepraszam za bycie takim egoistą.

Zamurowało mnie. Nie wierzyłam, że te słowa wypowiadał Ryan, którego znałam.

- Wydawało mi się, że to, co robię, jest w porządku. Że nikogo nie krzywdzę, a sam przy tym wspaniale się bawię. Bo tak było. Myślałem, że mogę mieć wszystko i to sprawiało mi radość. Myślałem, że mogę uszczęśliwiać rodzinę związkiem z Rose, a siebie widując się z tobą. Że tak będzie zawsze i wszystkim będzie dobrze w takiej sytuacji. Teraz wiem, że to niemożliwe. Zdaję sobie sprawę z tego, że przez cały czas cię raniłem... Wydawało mi się, że coś do mnie czujesz, ale bawiłem się tym jak skończony idiota... - Przerwał na chwilę. - Dopiero kiedy wyjechałaś, zdałem sobie sprawę, że jesteś dla mnie zbyt ważna, bym mógł się z tym pogodzić. Że ja też coś do ciebie czuję.

Poczułam łzy napływające do oczu i ucieszyłam się, że jest zbyt ciemno, by to zauważył.

- Nie myśl, że jesteś dla mnie tylko zabawką. - Teraz podszedł do mnie i zamknął moje dłonie w uścisku ciepłych rąk. - Nie sądziłem, że naprawdę jesteś zdolna do tego, by wyjechać. Tym bardziej z tak głupiego powodu, jak spłacenie u mnie długu. Jesteś nienormalna, jeśli choć przez chwilę sądziłaś, że przyjmę od ciebie jakiekolwiek pieniądze! Nie ma żadnego długu i nigdy nie było.

Bardziej wyczułam, że się uśmiecha, niż to zobaczyłam.

- To nie było jedynym powodem, dobrze o tym wiesz. Nie chcę być przeszkodą w twoim związku. Już i tak pomiędzy nami za wiele się wydarzyło.

- Nie żałuję tego...

- Jak mnie tu znalazłeś? - przerwałam mu. Sama nie wiedziałam, co chcę od niego usłyszeć. Zaczynałam się denerwować. Chyba miałam nadzieję, że po prostu sobie pójdzie, a ja wrócę do łóżka. Tak byłoby najprościej.

- Nie zostawiłaś mi wyboru, ignorując moje połączenia i maile. Już trzeci raz jestem w Mediolanie odkąd wyjechałaś. Dzwoniłem wtedy do ciebie i wciąż się łudziłem, że tym razem jednak odbierzesz. Jesteś bardziej uparta niż ja. - Znowu się zaśmiał. - Już nie mogłem bez ciebie wytrzymać. Poprosiłem Lucasa i Irene, by długo z tobą rozmawiali, a w tym czasie moi koledzy namierzyli twój telefon. Mam znajomości i nadszedł czas, by je wykorzystać. Opłaciło się.

- I tak po prostu rzuciłeś wszystko i przyjechałeś do Mediolanu?

- Nie. Ja już tu byłem. Czekałem tylko aż poinformują mnie o twojej przybliżonej lokalizacji. Nie byli zbyt precyzyjni, chwilę błądziłem i musiałem pytać w różnych blokach, czy ktoś cię zna. - Poczułam, że wzrusza ramionami. Modliłam się w duchu, żeby nie powiedział, że to, gdzie mieszkam, zdradził mu jakiś gość o nazwisku Dominic Brown. - Na szczęście twoja sąsiadka wiedziała, w którym mieszkaniu się zatrzymałaś.

- Amanda? - wyrwało mi się. - Wysoka blondynka?

- Nie. Jakaś mała dzikuska z rozczochranymi niebieskimi włosami. Była dosyć zabawna i chyba pijana. Zrobiła mi zdjęcie, gdy tylko otworzyła drzwi.

Zaśmiał się beztrosko. Poczułam, że jestem coraz bardziej zdenerwowana. I zrobiło mi się duszno.

- Ona tu nie mieszka - powiedziałam, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Widocznie już pogodziła się z Irwinem i miała prawo u niego być. A jednak byłam wzburzona na samą myśl, że zrobiła Ryanowi zdjęcie. To nie była jej sprawa. Denerwowała mnie jej wścibskość, tym bardziej że teraz sfotografowała kogoś, kto był tu z mojego powodu. 

- Musiałem cię znaleźć. Tak bardzo tęskniłem... - Ścisnął moje ręce mocniej. - Nie ruszę się stąd. I nie wrócę do Bergamo bez ciebie.

- Będziesz musiał - wypaliłam. - Spotykam się z kimś. Ma na imię Dominic. - Przez chwilę poczułam odwagę, która pozwoliła mi wypowiedzieć te słowa. Nie wiedziałam, czy chciałam mu to mówić, ale już było za późno na zmianę decyzji. Byłam zła, że znowu mnie mamił czułymi słówkami. Bo przecież nie mógł mówić poważnie. Przecież wciąż był z Rosalią i teraz, mimo że przepraszał, chciał zaczynać od nowa dokładnie to samo. - Nigdzie z tobą nie wracam. Zostaję tutaj.

Już nie panowałam nad nerwami. Łzy płynęły po moich policzkach, a on stał, nic nie mówiąc. Chyba po raz pierwszy nie wiedział, co powiedzieć. Puścił moje ręce i odrobinę się odsunął.

- Nie mówisz poważnie, prawda? - odezwał się w końcu. - Chcesz po prostu dać mi nauczkę. Masz rację, zasłużyłem na nią. 

- Nie żartowałam, Ryan. Powinieneś wrócić do Rosalii i przestać ją okłamywać. To nie w porządku. - Moje oczy odrobinę przyzwyczaiły się do panującego tam mroku i widziałam teraz, jak podnosi prawą rękę do czoła i ściska sobie skronie. Wydawało mi się, że się uśmiechnął i zdenerwowałam się jeszcze bardziej. - Ty jesteś nie w porządku. Przyjechałeś mnie przeprosić za coś, co teraz chcesz kontynuować. Mówisz o tym, że źle postępowałeś, a w twoim zachowaniu nic się nie zmieniło. Nadal chcesz oszukiwać Rosalię.

- Skarbie... - Wyciągnął do mnie rękę i przesunął dłonią po moim policzku, ocierając łzy. - Od tego powinienem zacząć. Już nie jestem z Rosalią. Zerwaliśmy ze sobą niedługo po twoim wyjeździe.

Poczułam, że moje serce zaraz eksploduje od nadmiaru intensywnych emocji. Za dużo dziwnych rzeczy działo się wokół mnie w ostatnim czasie. Byłam przytłoczona i miałam ochotę uciec od tego jeszcze dalej. Tak, żeby tym razem już nikt mnie nie znalazł.

- To nic nie zmienia - szepnęłam i odwróciłam twarz, żeby nie patrzeć mu w oczy. To nic nie zmienia - powtórzyłam w myślach, żeby przekonać o tym samą siebie. Teraz spotykałam się z Dominicem, który był wspaniały i nie zasłużył na to, żebym traktowała go tak jak Ryan Rosalię. Z Dominicem było mi dobrze. Tak, jak było teraz, było dobrze.

- Marina, proszę. Daj mi szansę. Obiecuję ci, że... - Nie dałam mu dokończyć. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, czekając, aż wyjdzie. Wciąż czułam piekące łzy spływające po mojej twarzy. Patrzyłam w ziemię. Bałam się, że jak na niego spojrzę, zmienię zdanie. Nie mogłam zmarnować tego, że w końcu udało mi się być silną. Nadszedł czas, żeby mu się postawić i pokazać, że nie zawsze będzie miał to, czego chce. Życie nie jest bajką. Chociaż dla mnie też było to trudne, wiedziałam, że tak należało zrobić. 

Ryan nie ruszał się z miejsca. 

- Wiesz, że nie jestem osobą, która łatwo się poddaje. - Poszedł kilka kroków w moją stronę. - Naprawdę tego chcesz? - spytał, wskazując na otwarte drzwi.

Skinęłam głową.

- Żegnaj, Ryan.

KłamcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz