Ostatnie dni kwietnia w końcu przyniosły temperatury, o jakich od dawna marzyłam. Pierwsze upały sprawiały, że ludzie w Bergamo chodzili bardziej zadowoleni niż w szare dni, a ja w końcu poczułam, że wszystko w moim życiu się zupełnie ułożyło. Ciepło z zewnątrz promieniowało także do mojego serca. Byłam spokojna i zadowolona. Straszne wydarzenia, które miały miejscu końcem zimy, z każdym dniem stawały się coraz bardziej odległe.
Odkąd wróciłam do domu, byłam w Mediolanie tylko dwa razy. Zostałam wezwana na proces sądowy w sprawie zabójstwa Danny'ego Barksa i Dennisa Browna. Tym razem powiedziałam dosłownie wszystko, co wiedziałam na temat obu wydarzeń. Irwin Feak został skazany na dożywocie, natomiast Editta trafiła do szpitala psychiatrycznego. Miałam rację, sądząc, że to ona wydała przyjaciela. Okazało się, że jego stan psychiczny tak ją przeraził, że postanowiła się go pozbyć, zanim ujawni jej niemałą rolę w zabójstwie. Chyba nie spodziewała się, że wszystko i tak wyjdzie na jaw. Po pewnym czasie dowiedziałam się, że u Irwina także stwierdzono niepoczytalność i przeniesiono go do specjalistycznego ośrodka na obrzeżach miasta. Więcej nie interesowałam się ich losami i starałam się nie pamiętać, że z tymi ludźmi spędzałam kiedyś całkiem miłe wieczory. Może to było dziwne, ale nie czułam już do nich złości za to, co zrobili. Bardziej było to współczucie, bo byli chorzy na umyśle i zmarnowali swoje życie w tak młodym wieku.
Z najgorszymi wydarzeniami mojego życia ostatecznie pożegnałam się w dniu pogrzebu Dennisa Browna. Mimo że mieszkałam już w Bergamo i wahałam się do ostatniej chwili, czy się tam udać, postanowiłam pożegnać chłopaka, którego śmierć tak bardzo mną wstrząsnęła.
Niebo tego dnia zasnuwały ciemne chmury, a na ziemię spadały ogromne krople deszczu. Ryan pracował, dlatego do Mediolanu wybrałam się pociągiem zupełnie sama. Przez całą drogę nie opuszczał mnie strach przed spotkaniem Dominica i jego rodziny. W myślach układałam coraz to nowe scenariusze naszego spotkania. Wyobrażałam sobie, że przy całej rodzinie i wszystkich uczestnikach pogrzebu podejdzie do mnie i zdenerwowany zacznie krzyczeć, że miałam nie pokazywać mu się na oczy. Zadręczałam się wyobrażeniami członków rodziny Brownów, ich potępiających spojrzeń i szeptów na mój temat. Wiedziałam, że w śmierci ich syna nie było mojej winy, a jednak w tamtej chwili czułam się tak, jakbym to ja go zabiła i jeszcze miała czelność pokazać się na pogrzebie. Na szczęście, moje najgorsze przeczucia były bezpodstawne. W kościele stałam z tyłu, a na cmentarzu trzymałam się na uboczu, dzięki czemu nikt mnie nie zauważył. Byłam powietrzem, nieruchomym, przeszywanym jedynie coraz mocniejszymi kroplami deszczu. Deszcz przenikał mnie na wskroś i płynął z moich oczu, tak że niemal nic nie widziałam. Wydawało mi się, że to nawet lepiej, bo obraz rodziny opłakującej brata i syna był nie do zniesienia. Zanim łzy przesłoniły cały świat, zdążyłam zobaczyć mnóstwo ludzi z aparatami i mikrofonami, którzy uwieczniali tę dramatyczną chwilę. Rodzina, ciasno skupiona wokół grobu, z tłumu ludzi ubranych na czarno wyróżniała się tylko głębokim smutkiem na twarzy. Rodzice płakali, obejmując się nawzajem, natomiast Dominic przytulał dziewczynkę, która musiała być jego siostrą. Przypomniało mi się, co kiedyś powiedział o jej wiecznej wesołości. Teraz nie było po niej ani śladu i nie mogłam sobie wyobrazić, żeby Debbie kiedykolwiek mogła się uśmiechać. Serce ściskało mi się na widok ludzi pogrążonych w żałobie, jednak jeszcze bardziej, kiedy obserwowałam tych, którzy byli tam w innym celu. Obojętne twarze, czasem nawet uśmiechy, żywe rozmowy. Całkowita znieczulica - pomyślałam. - Mogliby chociaż udawać, że przejmują się śmiercią młodego człowieka.
- Cześć. - Byłam tak zamyślona i wpatrzona w grupę dziennikarzy, że nie zauważyłam, kiedy podszedł do mnie Dominic. Z wrażenia, że się do mnie odezwał, zapomniałam, jak się odpowiada. Patrzyłam na niego zakłopotana, przygotowując się na najgorsze, a on zaczął: - Muszę cię przeprosić... To, co powiedziałem na komisariacie, było niesprawiedliwe i naprawdę żałuję swoich słów. Byłem wzburzony i nie myślałem racjonalnie. Nie miałem prawa o cokolwiek cię oskarżać ani sugerować, że to twoja wina. Poznałem cię, dlatego wiem, że nie mogłaś mieć z tym nic wspólnego. - Rozejrzał się, rzucając krytyczne spojrzenia na ludzi z prasy i telewizji. - Prawdopodobnie jesteś jedyną osobą spoza rodziny, którą to wydarzenie obeszło i zasmuciło. - Tym razem to ja się rozejrzałam, szukając wzrokiem Amandy. Powinna tu być, w końcu to u niej zginął Dennis i sama przyznała, że jej na nim zależało. Jednak nie dostrzegłam jej ani wcześniej, ani teraz. - Przepraszam - dodał Dominic po chwili i wziął moją dłoń w swoją. Była jeszcze zmniejsza niż zwykle.
- Nigdy nie miałam ci tego za złe - odpowiedziałam, delikatnie ściskając jego rękę. - Naprawdę bardzo mi przykro z powodu Dennisa. A jeszcze bardziej dlatego, że zabił go ktoś, kogo... znałam. - Chciałam powiedzieć: kogo dobrze znałam, ale to nie byłaby prawda. Tak naprawdę w ogóle nie wiedziałam, kim był Irwin Feak.
Smutna, ale wciąż przystojna twarz Dominica odrobinę się wypogodziła. Uśmiechnął się i pochylił, by pocałować mnie w policzek. A potem wrócił do rodziny, zostawiając mnie z niesamowitym uczuciem ulgi.
Dzień pogrzebu był ostatnim z serii wyjątkowo zimnych dni w tym roku. Robiło się coraz cieplej i coraz lepiej układało się w moim życiu. Nie mogłam powiedzieć, że wszystko wróciło do normy, bo w normie nigdy nie było. Jednak zdawało mi się, że z każdą chwilą rzeczywistość bardziej mi się podoba. Na początku było dosyć ciężko. Mama wysłuchała taty i przyjęła przeprosiny, jednak nie chciała więcej go widywać. Na szczęście udało mu się znaleźć pracę i wynająć mieszkanie w Bergamo, dzięki czemu ja mogłam go czasami spotykać i - przede wszystkim - mógł widywać Lucasa. Mama była z tego powodu średnio zadowolona, ale Lucas nie dał sobie niczego zabronić. Nie należał do wstydliwych dzieci. Od razu zaprzyjaźnił się z tatą i okazywał całą dziecięcą radość i wdzięczność z powodu jego powrotu. Wydawało mi się to nieprawdopodobne, ale bardzo mnie cieszyło. Została tylko mama. To ją tata najbardziej zranił, dlatego nie oczekiwałam, że będzie w stanie szybko o tym zapomnieć i że będzie chciała znowu z nim być. Jednak miałam nadzieję, że z czasem przynajmniej mu wybaczy.
Mnie także udało się znaleźć pracę. Zatrudniła mnie mała lokalna gazeta skierowana do młodych ludzi. Pisanie artykułów na temat szkoły i mody nastolatków również nie było spełnieniem moich marzeń, ale było zdecydowanie lepsze niż tematyka w czasopiśmie Margherity Accardi. Z czasem przeniosłyśmy się do większego mieszkania bliżej centrum, a mama założyła w nim prywatne przedszkole. W końcu mogła jednocześnie siedzieć w domu i zarabiać, spędzając czas z dziećmi, które uwielbiała. Ja za to nie przepadałam za nowym mieszkaniem wypełnionym piskiem i płaczem maluchów. Moim ulubionym miejscem stał się czerwony pokój na pierwszym piętrze ogromnej willi państwa Castella. Wróciły wspaniałe wieczory spędzane z Ryanem od kilku lat, ale tym razem były nieco inne. Teraz byłam tylko ja i on. I lody waniliowe, których Ryan nie cierpiał, ale jadł je razem ze mną. Wyjścia do kina, na imprezę, wizyty na planie filmowym, gdzie wyprawiał takie rzeczy, że z przerażenia stawało mi serce. No i oczywiście mnóstwo czasu spędzanego razem w pokoju o czerwonych ścianach. Każda chwila była cudowna i każda sprawiała, że byłam coraz bardziej szczęśliwa. Nawet rodzice Ryana, początkowo zdenerwowani, że rozstał się z Rosalią, a na jej miejsce pojawiła się córka pokojówki, z czasem przywykli do tego faktu. Podejrzewałam, że miał na to wpływ nieziemski dar perswazji, którym był obdarzony Ryan. Wszystko było dobrze. Wszystko.
Odkąd przyjechałam do Mediolanu, moim życiem wstrząsnęły dwie tragedie. Obserwowałam różne zachowania ludzi, którzy pośrednio lub bezpośrednio stykali się z tymi wydarzeniami. Słyszałam plotki, podekscytowane głosy ludzi ucieszonych z nowego tematu na pierwszą stronę gazety, spotkałam osoby, dla których całym życiem było wyłapywaniem sensacji i które nudziły się, gdy w mieście nie działo się nic złego. Wreszcie - widziałam ludzi, którzy byli zdruzgotani utratą bliskich. To właśnie bliscy ofiar ostatnich wydarzeń się nimi przejmowali. Tylko oni. Reszta była obojętna lub nastawiona na wyciąganie z tragedii osobistych korzyści. Im sprawa była gorsza i im w pikantniejsze szczegóły obfitowała, tym bardziej się cieszyli. Tym bardziej ostrzyli swoje pazury na nowe skandale i sensacje. Nie dostrzegałam tu współczucia, pomocy, miłości. Zdałam sobie sprawę, że ludzi nic nie obchodzi. Nie dostrzegamy innych, skupiamy się tylko na sobie i przejmujemy tylko tym, co dotyczy nas samych. Wszyscy nawzajem chcą jedynie się wykorzystać, zarobić i piąć się dalej po szczeblach kariery, po trupach. Bolało mnie to, ale właśnie tak zaczęłam postrzegać dzisiejszy świat. Wiedziałam, że wydarzenia z Mediolanu na zawsze pozostawią we mnie ślad i chciałam wymazać je z pamięci. Jednak część mnie była za nie wdzięczna. Pozwoliły mi one zdać sobie sprawę z tego, jacy ludzie zdarzają się na świecie. I jaka - za żadne skarby - nie chciałabym być.
KONIEC
CZYTASZ
Kłamca
Mystery / ThrillerPięć różnych osób. Pięć innych światów. Pięć okien wychodzących na podwórze, na którym zamordowano małego chłopca. Pięciu świadków. Jeden morderca. I nieskończona liczba sekretów. Marina próbuje uciec przed przeszłością i zacząć nowe życie w Mediol...