Rozdział 25

1.9K 256 21
                                    

Szare ściany wydawały się kolorowe, a skrzypiące drzwi nie skrzypiały. W mieszkaniu po raz pierwszy było ciepło i przytulnie. Założyłam suche ubrania i stałam w kuchni, nakładając na talerz kawałek pizzy, którą zamówiliśmy. Już dawno nie jadłam niczego tak smacznego. W ogóle od dawna nie jadłam.

- Paskudne mieszkanie. - Ryan wszedł do kuchni, stanął za mną i poczułam jak odgarnia na bok moje włosy i całuje mnie w szyję tuż pod lewym uchem.

- Nie każdy może mieszkać w takim luksusie, jak ty - odgryzłam się i odwróciłam do niego. Z zaskoczeniem zauważyłam, że miał na sobie kurtkę, którą wcześniej rzucił na podłogę. Kurtka była mokra, tak jak wszystko inne, co mieliśmy na sobie i co znajdowało się w łazience. - Wybierasz się gdzieś? - spytałam, unosząc brwi.

- Tak. Wracam do Rosalii. Z wytęsknieniem czeka na mnie w hotelu - odparł, wzruszając ramionami.

- Wspaniale, bo za chwilę jestem umówiona z moim chłopakiem. Pewnie już się niecierpliwi - zripostowałam. - Lepiej się pospiesz.

- No dobra, przestań. - Wplótł palce w moje mokre włosy i zbliżył swoją twarz do mojej. - To nie jest fajne, kiedy ty tak sobie żartujesz. Nigdzie nie idę. I nigdzie cię nie puszczę. - Pocałował mnie, delikatnie się uśmiechając. - Nie wiem, co ty najlepszego narobiłaś. Dosłownie wszystko mam mokre. Chyba będę musiał paradować po twoim mieszkaniu nago.

Przytuliłam go mocno, bo zrobiło mi się smutno i nie chciałam, żeby to zauważył. Kiedy wspomniałam, że umówiłam się z chłopakiem, przypomniałam sobie o Dominicu, a przez to także o wszystkim, co dręczyło mnie aż do przyjścia Ryana. Musiał wyczuć zmianę w moim nastroju, bo odsunął mnie od siebie i bacznie spojrzał mi w oczy.

- Przecież wiesz, że żartowałem. Nie chciałem...

- Nie o to chodzi - przerwałam mu. - To coś zupełnie innego. Coś, co wydarzyło się, kiedy przyjechałam do Mediolanu. I co ostatnio wydarzyło się znowu. - Miałam na myśli morderstwa popełnione przez Irwina, ale wtedy przypomniałam sobie jeszcze o ojcu i szansie na rozmowę, którą straciłam. Było tego tak dużo i tak bardzo męczyłam się, trzymając to w tajemnicy przed światem, że miałam teraz ochotę opowiedzieć mu dosłownie o wszystkim.

Dziesięć minut później siedzieliśmy na łóżku w mojej sypialni i relacjonowałam wszystkie wydarzenia, począwszy od mojego przyjazdu. Precyzyjnie opisałam morderstwo Danny'ego Barksa i z ulgą zauważyłam, że nie pozostaje obojętny na moje słowa. Naprawdę wyglądał na przejętego. Opowiedziałam mu wszystko, co wiedziałam, na temat każdego z sąsiadów, nie wyłączając ojca i Editty, która praktycznie tu mieszkała. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mogłam szczerze z kimś porozmawiać. Z każdym słowem czułam, że ogromny kamień, przygniatający moje serce, staje się odrobinę lżejszy.

Nie pominęłam niczego. Nawet spotkań z Dominicem, pracy, którą porzuciłam, przyznania się Irwina do obu zabójstw i wyznania, że to z mojego powodu zabił Dennisa. Ryan wyglądał na zdenerwowanego, kiedy zaczęłam mówić o zarzutach Amandy i Dominica. Chociaż po części sama czułam, że to moja wina, cieszyłam się, że Ryan tak nie uważa. 

- To nienormalni ludzie - mówił zirytowany. - Wszyscy po kolei. Nie masz prawa czuć się winna. Chłopak jest chory psychicznie, a pozostała dwójka albo powiedziała to pod wpływem nerwów, albo też mają nie po kolei w głowach. Nie powinnaś była nigdy trafić w to miejsce. Przepraszam, że miałem wpływ na twój wyjazd... - Przerwał na chwilę, nad czymś się zastanawiając. - Może jeszcze dziś wrócimy do Bergamo? Irene się ucieszy z twojego powrotu prawie tak bardzo, jak z mojego.

Uśmiechnęłam się. Miał rację, dobrze byłoby wrócić do domu. A jednak coś mnie tu trzymało. Może to zbliżający się pogrzeb Dennisa, na który czułam potrzebę, by pójść, może zniknięcie ojca i nadzieja, że jeszcze się tu pojawi. A może niezałatwiona sprawa ze zdjęciami Editty. Tymi wątpliwościami także chciałam się z nim podzielić. Patrzyłam w jego brązowe oczy i czułam, że mogę mu zaufać. 

KłamcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz