Rozdział 6

3.5K 394 15
                                    

Było już po północy, kiedy wróciłam do mieszkania. Zmyłam makijaż i wzięłam zimny prysznic, tak naprawdę nie zdając sobie sprawy z tego, co robię. Moje ruchy były mechaniczne. Oczy nie widziały mokrych ścian łazienki, mimo że cały czas na nie patrzyły. Nie słyszałam szumu i nie czułam chłodu spływającej po moim ciele wody.

Cały czas zastanawiałam się, dlaczego Editta zrobiła zdjęcie tak strasznego obrazu. I dlaczego, jeśli też była świadkiem i miała dowód w sprawie morderstwa, nie została przesłuchana. To wszystko wydawało mi się dziwne, ale próbowałam znaleźć racjonalne wytłumaczenie. To, że odwiedzała wtedy Irwina, było normalne. Miała takie prawo, przyjaźnili się. Pewnie gdy usłyszeli krzyk, otworzyli okno w jego pokoju, a kiedy pojawiła się postać niosąca ciało, on zbiegł na dół, a ona zrobiła zdjęcie. Po prostu. Bo robiła zdjęcia wszystkiego i wszystkich. I trzymała je dla siebie, nie pokazując policji, nawet jeśli mogłyby pomóc w śledztwie. Widocznie tak bardzo czuła się związana ze swoją twórczością. Nie chciała się dzielić, a Irwin to szanował i nikomu nie wspomniał, że ona także była świadkiem przestępstwa. Nie wspomniał, że miała dowód. Albo on sam o tym nie wiedział.

Nie miałam podstaw do tego, by o coś ją oskarżać lub podejrzewać. Sprawiała bardzo miłe wrażenie, mimo że czasami zbyt dużo mówiła. Opowiadała, że skończyła szkołę, ale nie zamierza iść na studia ani do pracy. Rodzice ją utrzymują, kupili jej aparat i więcej na razie jej nie potrzeba. Teraz ma dwadzieścia lat, ale w przyszłości ludzkość zachwyci się jej oryginalnymi fotografiami i będzie sławna na całym świecie. Zaśmiałam się pod nosem. Tak, z pewnością były oryginalne. Nie każdy ma możliwość sfotografowania miejsca zbrodni tuż po jej dokonaniu.

Nie mogłam spać. Fotografia przypomniała mi dokładnie, jak wyglądał ogród tamtej nocy. Zabrałam się za pisanie artykułu, starając się przedstawić wszystkie szczegóły, które miałam w pamięci. Żadnego ćwiartowania, żadnego odciętego ucha. Tylko to, co się wydarzyło.

Pamiętam, że wyczuwałam obecność sąsiadów w oknach, które także miały widok na pięciokątny ogród. Jednak nie mogę powiedzieć, że widziałam ich twarze. Przerażenie, które mnie ogarnęło, uniemożliwia mi przypomnienie sobie, jak długo patrzyli przez okna ani czy to były te same osoby, które zobaczyłam później, gdy nas przesłuchiwano. Wtedy jeszcze ich nie znałam. Chociaż myślę, że nie mogłabym na to zwrócić uwagi, nawet gdybym ich znała.

Do ogrodu można wejść tylko przez tunel znajdujący się pomiędzy mieszkaniem blondynki i starszego mężczyzny. To tam musiał zginąć chłopiec. Tamtędy zabójca wniósł ciało. Nie zareagowałam od razu, nikt z nas tego nie zrobił. Nie wiedzieliśmy, że to, co ten ktoś niesie, to człowiek...

Gdy skończyłam pisać, wysłałam szefowej tekst z nadzieją, że spodoba jej się, mimo że nie obfitował w groteskowe obrazy, o których wspominała. Bardziej skupiłam się na tym, co czułam i na współczuciu biednemu chłopcu. Chociaż wątpiłam w to, że w takiej chwili jego rodzice mogą czytać prasę, pomyślałam, że jeśli się na to natkną, zobaczą, że nie są jedynymi, którymi wstrząsnęła śmierć ich syna.

Nie byłam pewna, czy to, co napisałam o sąsiadach, było do końca prawdą. Zdecydowanie w jednym oknie widziałam Amandę, a w drugim musiał być Dominic, bo słyszałam jego głos, a potem poleciała stamtąd doniczka. Za to nie mogłam sobie przypomnieć, czy widziałam, kto był w pozostałych dwóch oknach. W jednym niebieskowłosa dziewczyna musiała robić zdjęcie, a w drugim raczej na pewno był mój ojciec. Złapałam się na tym, że zastanawiam się, czy jeżeli ktoś inny, a nie on otworzył okno, to czy byłaby to wspomniana przez Edittę "blondyna". Albo gorzej, jeśli nie było go w mieszkaniu - czy to on mógł być zabójcą...

Było po czwartej, kiedy zasnęłam. Nie spałam najlepiej. Przyśniło mi się, że Editta prezentowała swoje zdjęcia w galerii sztuki. Wszystkie przedstawiały mnie w pokoju Ryana. Mnie i jego, splecionych w uścisku, otulonych jedwabną kołdrą w kolorze głębokiej czerwieni. Mnie i jego w pokoju o wiśniowych ścianach, które na kolejnych fotografiach zamieniły się w niski murek starej fontanny. A my byliśmy w tej fontannie, pod taflą szkarłatnej wody. Rosalia patrzyła na wystawę, zanosząc się płaczem, Irwin śmiał się, pożerając galaretkę, a moja mama powtarzała: Ryan to taki cudowny chłopak!

Obudził mnie dzwonek telefonu. Spojrzałam na mały budzik na szafce nocnej. Było dwadzieścia po jedenastej. Przetarłam oczy i odrzuciłam połączenie, widząc imię Ryana na wyświetlaczu. Nie miałam ochoty słuchać żartów. Ani komplementów. A tym bardziej jego sugestywnych słów na temat ostatniego wieczoru, który spędziłam w Bergamo. To należało do przeszłości. Miał narzeczoną i perspektywy na świetną przyszłość. Nie byłam mu do niczego potrzebna.

Chociaż miałam ochotę przeleżeć w łóżku cały dzień, wstałam i włączyłam laptopa. Czekały na mnie trzy nieodczytane e-maile. Moja szefowa, pani Accardi, była trochę rozczarowana, że to, co się tam wydarzyło, nie było bardziej dramatyczne, ale wierzyła, że jeszcze kiedyś uda mi się napisać coś podobnego jeszcze lepiej. Szczerze mówiąc, ja marzyłam, żebym już nigdy nie musiała opisywać takich wydarzeń. Ogólnie wydawała się zadowolona. Powiedziała, że moje słowa powinny wzruszyć czytelników (chociaż na nią nie zadziałały), a to nowy akcent w jej czasopiśmie. W kolejnym mailu przypominała o jutrzejszej imprezie, na której poza naszą redakcją będzie mnóstwo znanych i cenionych osobistości ze świata dziennikarstwa, więc powinnam się dobrze prezentować i starać się nawiązać kontakty. W ostatniej wiadomości przesłała oficjalne zaproszenie. Nie wiedziałam, że szykowała się tak wielka impreza.

Kiedy kończyłam śniadanie, ktoś zapukał do drzwi.

- Cześć. Dobrze spałaś? - Irwin wyglądał koszmarnie. Ubrany był w te same co wczoraj, ciemne spodnie i granatową bluzę. Musiał dopiero co wstać, bo na policzku miał odciśnięte opakowanie po galaretkach w czekoladzie. Przekrwione oczy zmrużył tak bardzo, że zza okularów i opadających na nie włosów prawie w ogóle nie było ich widać. Do tego wszystkiego tak śmierdział alkoholem, że musiałam cofnąć się kilka kroków, żeby nie zwrócić śniadania.

- Niekoniecznie - odparłam. - A ty?

Przeprosił mnie, że zasnął, zanim wyszłam i zapewnił, że spał gorzej ode mnie. Nawet nie wrócił do łóżka, tylko leżał na twardej posadzce w kuchni. Podobno Editta nad ranem zrobiła mu zdjęcie i zmyła się, a on spał aż do teraz.

- Wybierasz się jutro na przyjęcie dziennikarzy? - spytałam.

- Będziesz tam? No jasne, że będziesz... - Wydawał się z czegoś niezadowolony. - Nie zamierzałem nigdzie iść. Za dużo napuszonych gwiazd w jednym miejscu. - Skrzywił się i kontynuował: - Słyszałem, że Dominic Brown ma zaszczycić towarzystwo swoją obecnością. Chyba podziękuję za taki zaszczyt. Wystarczy mi, że mieszkam obok tego ideału. - Na ostatnie słowo położył szczególny nacisk, robiąc przy tym zdegustowaną minę. - Na szczęście niedługo skończy budować swój wymarzony dom i opuści naszą kamienicę... Nie znoszę go - dodał po krótkiej przerwie, a ja się zaśmiałam.

- Ktoś tu chyba zazdrości sąsiadowi powodzenia i sławy. - Mrugnęłam do niego porozumiewawczo. - Chętnie bliżej poznam kogoś, kto doprowadza cię do takiego stanu.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę i pożegnałam go, proponując, by razem z Edittą odwiedzili mnie wieczorem, jeśli nie mają żadnych planów. Zgodził się i obiecał zapytać przyjaciółki, czy przyjdzie. Gdy tylko wyszedł, zaczęłam obmyślać plan, w jaki wyciągnę od dziewczyny informacje na temat zdjęć, które mnie interesowały. Wiedziałam, że dopóki ich nie zobaczę, nie da mi to spokoju.

KłamcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz