Rozdział XX

556 34 6
                                    

Perrie poderwała się ze swojego fotela, gdy ujrzała Harry'ego, wchodzącego do kawiarni z zakupami w dłoni i ręką owiniętą chustą. Mężczyzna w cielistym płaszczu wyprzedził ją, przytrzymując otwarte drzwi dla Harry'ego.

- Dzięki – skinął do niego, kiedy otrząsnął śnieg z włosów. – Wesołych Świąt.

Mężczyzna odwzajemnił życzenia i dzwoneczki zadzwoniły nad drzwiami, kiedy wyszedł. Perrie bezceremonialnie wyrwała zakupy z jego ramion, jak gdyby ją obraził.

- Nie możesz po prostu wynająć sobie kogoś, żeby robił za ciebie zakupy, jak każdy inny milioner? Szczerze.

- Nie jestem inwalidą – Harry wydął wargi, wyglądając na bardzo podobnego do inwalidy.

- Mnie nie oszukasz – prychnęła Perrie, zakładając za ucho niesforny kosmyk włosów w liliowym kolorze. – Chociaż, dla porządku, to ja wyznaczyłam linię podcierania twojej dupy. (??)

Harry roześmiał się, kiedy opadł na miejsce przy oknie, które wybrała Perrie. Podeszła do lady, by zamówić dzbanek herbaty, kiedy Harry się rozsiadł, zdejmując swój szalik i rękawiczki. Przez chwilę obserwował światło, tańczące nad jego odbiciem w szybie okiennej, na wirujący śnieg, zmieniający ulice w prawdziwą zimową krainę.

- To jest piękne, prawda? – Westchnął, kiedy Perrie wróciła, niosąc w dłoniach czajniczek oraz dwa wyszczerbione kubki. The Roastery było jednym z ich ulubionych miejsc spotkań – zawsze serwowali ci trochę brownie z kawą lub herbatą, ale nie było to zbyt pretensjonalne, a wszyscy bariści znali ich z imienia. Plus, Harry nigdy nie został tam sfotografowany, co było miłe. Najczęściej zdarzało się, że ktoś prosił go o autografy, które zawsze chętnie rozdawał. Napisał w tamtym miejscu większość swojej trzeciej książki.

- Jesteś pewien, że nie uderzyłeś się w głowę, kiedy upadłeś? – dokuczyła Perrie, siadając na swoim krześle.

Harry wystawił w jej stronę język. Pomimo jej nietypowego koloru włosów, wyglądała pięknie – ubrana w srebrną, błyszczącą sukienkę i diamentowe kolczyki łezki, które Harry i Louis dali jej na święta dwa lata temu, jej włosy splecione zostały w niechlujny warkocz. Jej wygląd został tylko nieznacznie osłabiony przez buty śniegowe, ale były one ostatnio koniecznością w Londynie.

- Cóż, czemu jesteś tak ubrana? Wybierasz się gdzieś potem?

- Eleanor załatwiła nam bilety na Christmas Spectacular w Albert Hall – powiedziała, przewracając oczami.

Harry przyłożył dłoń do piersi, udając zszokowanego.

- Nienawidzisz Christmas Spectacular. Nazwałaś publiczność gronem ślepych krów i dziećmi z brudnymi łapami.

- Dobrze, że Eleanor o tym nie wie. Może być miło. – Skrzywiła się, kiedy wzięła łyk herbaty.

Harry roześmiał się z zachwytem.

- A małe serce Grincha urosło trzy rozmiary tego dnia.

- Oj zamknij się, dobrze? – fuknęła Perrie, uderzając go pozostawioną gazetą, którą zgarnęła z pobliskiego stolika. – Musiałam użerać się z tobą i Louisem przez szesnaście lat. Czy wiecie w ogóle jak obrzydliwi jesteście?

Harry spróbował wyglądać na obrażonego, ale i tak w końcu się uśmiechnął.

- Więc... książka? Przeczytałaś ją? Co o niej myślisz? – zapytał, udając niewzruszonego, kiedy mieszał mleko w swojej herbacie. Jego żołądek był związany w węzeł, jak zawsze do tej pory. Pisanie było jego rzeczą. Czasem trudną, ale w zasięgu jego uchwytu. Jeśli chodziło o inne talenty, to zawsze były one poza jego zasięgiem.

These Streets (Larry Stylinson) - TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz