Rozdział XXV

5.6K 428 197
                                    

Ren ocknął się. Ponownie śnił mu się ten koszmar. Otarł pot ze swojego czoła i usiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Co się stało? Pamiętał jedynie te głosy... Czy on zemdlał? Ach! Wygłupił się przed całą załogą! Groźny, wielki i potężny mistrz zakonu Ren zemdlał niczym kobieta... Jak on się tu w ogóle znalazł? Ech. Pewnie Hux kazał go tu przynieść.

Ren rozejrzał się. Na srebrnym stoliku, obok maski jego dziadka, zobaczył jakieś zielone pudełko. Zieleń w jego kwaterze? Nonsens. Preferował mroczniejsze kolory, a to nigdy tutaj nie leżało. Wstał powoli z łóżka i zbliżył się do podejrzanego przedmiotu. Wyglądał jak... prezent. Ale co za kretyn dawałby mu cholerny prezent?! Chociaż...

"Na odstresowanie ~Na pewno nie Hux" wyczytał. On serio był głupszy, niż uważał. Na odstresowanie? Wymyślił to pewnie, po tej całej akcji z mdleniem. Ale on się nie stresował! On po prostu... coś poczuł. Teraz też coś czuje. Chłód. Na Moc, oni ponownie go rozebrali, a nie pomyśleli, aby zwiększyć temperaturę w pokoju? Ren szybko założył czarną koszulę, która leżała na łóżku i wziął prezent do ręki. Co to może być?

Jakie było zdziwienie Kylo, kiedy zobaczył srebrnego e-papierosa. Powoli go chwycił i obejrzał z każdej strony, obracając przedmiot palcami. Z przodu widniał mały znak Najwyższego Porządku. Skąd oni biorą takie rzeczy? Produkują je hurtowo, a potem sprzedają po całej Galaktyce? Ren prychnął. Spojrzał na kolejną kartkę, wewnątrz pudełeczka.

"Wiem, że nie lubisz tradycyjnych" przeczytał. Tak, to prawda. Smak prawdziwych papierosów przyprawiał go o mdłości. Nie rozumiał, jakim cudem Hux może ich tyle palić. Ren chwycił olejek, chcąc sprawdzić smak. Jednak całe pudełko było rozdrapane i nie można było się doczytać. Na kolejnym papierze, ponownie coś pisało.

"Twój ulubiony, zaufaj mi". Skąd ten rudzielec wie, jaki jest jego ulubiony smak? Zdał się na siebie i napełnił elektrycznego papierosa nieznaną substancją. Uruchomił go i zaciągnął się.

Nie. Tylko nie to. Ten smak go koił, ale skąd on o tym wiedział?! Przed oczami Rena przeleciały wszystkie wspomnienia. Przypomniał mu wiele przyjemnych rzeczy. Jedne z niewielu dobrych wspomnień, jakich posiadał.

Owoce razozu...

Nagle upuścił e-papierosa. Ktoś go ponownie wołał.

- Rey?

*

Rey siedziała w pokoju i wpatrywała się w swoje odbicie. Ren ma wymyślić jej zadanie... Padawanka Luke'a oparła głowę o stół. A co jeżeli Kylo każe jej wszystkich pozabijać? Wtedy będzie zmuszona to zrobić, inaczej jej nie zaufa. Była rozdarta... Ona ma udawać kogoś, kto chce być po ciemnej stronie Mocy? To się nie uda. Rey chciała być Jedi, pomagać innym, bo jej nikt nigdy nie pomógł.

Nagle złość zaczęła w niej wzrastać. Jakby w jednej chwili zamieniła się z niewinnego baranka w żądnego mięsa wilka. Jeżeli przejdzie na ciemną stronę, będzie miała szansę zabić Rena. Wtedy pomści Hana Solo i każde inne stworzenie, jakie kiedykolwiek zabił. Rachunki się wyrównają. Kiedy nauczy się technik dobra i zła, będzie potężna. Zawładnie całą galaktyką tak, aby w końcu zapanował spokój.

Podniosła wzrok, chcąc zobaczyć swoje odbicie, jednak nagle podskoczyła. Za nią ktoś stał. Gwałtownie się odwróciła, ale od razu uspokoiła się. To był Phenes.

- Wybacz... ponownie. - Uśmiechnął się, a Rey zamrugała. Czy on zawsze musi wchodzić jej do pokoju bez pukania? Nie to, że go nie znosi... wręcz przeciwnie! Jednak dziewczynie należało się trochę prywatności. Rey zamyśliła się. Jak Phenes zareaguje na jej zdradę? Miała nadzieję, że ją nie znienawidzi. To by była najgorsza rzecz, jaka kiedykolwiek by się stała. Ona nie chciała go zabijać. Kochała go jak ojca. On ją pocieszał, ocierał łzy. Zawsze wyczuwał, kiedy płacze. I miałaby go tak po prostu zabić..?

- Co się stało? - Zapytała z wymuszonym uśmiechem. Chciała odpędzić od siebie swoje złe myśli.

- Twój mistrz cię woła. - Odpowiedział, chwytając ją za ramię i spoglądając w oczy. Rey wiedziała, że chce ją pocieszyć. Zagryzła dolną wargę i spuściła wzrok. - Nie martw się, nie chodzi raczej o nic złego.

- Tak, nie chodzi o nic złego. - Powtórzyła i udała się w stronę drzwi. Nie chciała rozmawiać z Phenesem. Nie chciała go ranić. Znowu. Miała nadzieję, że Ren wyda jakiś prosty rozkaz... o ile się zgodzi. Gdyby odmówił, Rey byłaby wniebowzięta. Ponownie poczuła ulgę, a złość ją opuściła. Co na nią tak działało? W sumie, może to była myśl obronna? Kiedy wokół niej znajdowała się osoba, którą kocha, zaczynała nienawidzić Rena. Jakby chciała ich ochronić. Działo się tak głównie przy obecności Phenesa. Nie chciała jego krzywdy. Czuła od niego pewną moc... Ale nie taką, jak od mistrza. Była dziwna, jednak kojąca.

W końcu doszła do kwatery mistrza Skywalkera. Zatrzymała się przed drzwiami i przygładziła swoje szaty. Wzięła głęboki wdech i wysunęła dłoń. Jedak zanim zdążyła zapukać, drzwi otworzyły się. Rey zauważyła mistrza, siedzącego na krześle.

- Już czas. - Stwierdził, wstając, a dziewczynie stanęło serce. Bez słowa usiadła po turecku na podłodze, przodem do wyjścia. - Wiem, że to dla ciebie bardzo stresujące. Cały plan zależy jedynie od ciebie. - Odparł.

- Mistrzu, ale jak mam się z nim skontaktować? Nie wiem gdzie jest i czy w ogóle mnie usłyszy. - Rey lekko spuściła wzrok. Miała nadzieję, że Skywalker odwoła cały ten plan.

- Już ci mówiłem, że czuję pomiędzy wami dziwną więź. Wasza Moc jest ogromna i może złamać wiele zasad. - Skrzyżował ręce na piersi i zmrużył oczy. - Muszę zostawić cię samą, aby przypadkiem nie wyczuł mojej obecności. - Stwierdził. Rey otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, jednak mistrz ją wyprzedził. - Po prostu o nim myśl. To przyjdzie samo z siebie. - Odpowiedział na niezadane pytanie i wyszedł z pomieszczenia. I niby Rey ma myśleć o tym śmieciu?! Dobre sobie.

Zamknęła oczy i skupiła się. Ujrzała Kylo. Jego kruczoczarne włosy i ciemne oczy. Starała się nie zwracać uwagi na nic innego. Tylko on. Kylo Ren.

"Mistrzu zakonu Ren" powtarzała w myślach. Poczuła, jak jej umysł się przemęcza. Jęknęła z bólu, ale się nie poddawała. Nadal powtarzała te słowa. Poczuła naglą pustkę i zagubienie. Dziwne, pomiędzy tymi odczuciami wyczuła pewien smak... Przypomniała jej się jej mama. Tak, ten posmak kojarzył jej się z jej mamą! Ale jakim cudem...

"Rey?" rozległ się głos w jej głowie. Dziewczyna wzdrygnęła się. Był taki lodowaty. Kompletnie nie komponował się z soczystym zapachem owocu.

- Wybrałam ciemność. - Szepnęła do siebie. W sumie Rey nie wiedziała, jak ma zacząć. Było to trochę dziwne, że ni z tego, ni z owego nagle zachciała do niego dołączyć. Rozległa się długa cisza. Dziewczyna próbowała siedzieć skupiona, aby przypadkiem nie przerwać połączenia. Co Ren sobie o niej pomyślał? Długo się nie odzywał.

"Mam ci wierzyć?" zapytał. Jego głos odbijał się nienaturalnym echem w jej głowie. I jak go miała przekonać?

- Proszę, błagam. - Wyszeptała, wijąc się z bólu. To było naprawdę trudne, utrzymać połączenie na takiej długiej i niejasnej odległości. - Ja... ja udowodnię.

Ponownie nastała cisza. Jakby Ren się zastanawiał. Palce Rey zaczęły mocno drgać. Niech ten dureń jej odpowie! Nie da rady dłużej utrzymać rozmowy. To było dosyć stresujące. Jakby zaraz miał zapaść wyrok śmierci.

- Pokaż innym, co się z tobą stało. Niech cały D'Qar wie, jaką to jesteś zdrajczynią. - Odpowiedział. Tym razem Rey czuła, jakby Ren był przy niej, a słowa szeptał prosto do ucha. Ze zdenerwowaniem przełknęła ślinę.

- Tak... mistrzu. - Wyszeptała i otworzyła oczy. Czy on jej w ogóle uwierzył?! To pytanie nie było jednak ważne... On wie, że rebelianci są na D'Qarze.

Kochaj Albo Giń - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz