Rozdział XXIV

5.7K 445 291
                                    

Minął miesiąc, a Rey nadal nie mogła pojąć tego, co Skywalker jej powiedział. Miłość? To było sprzeczne ze wszystkim! Ona go nienawidziła! Chociaż... Nie, to musiała być pomyłka. Miała darzyć takim uczuciem osobę, która z zimną krwią zamordowała Hana? W środku jednak współczuła chłopakowi. Zabicie własnego ojca musi być ciężkim przeżyciem. Tak, współczuła mu, ale nic więcej. W życiu sobie tego nie przyzna. Zaszła głupia pomyłka, bo jej mistrz zwariował na starość i przez samotność.

Teraz stukała niecierpliwie o stół. Czekała na swojego mistrza, który w końcu miał wyjawić jej misję. Po długim zwlekaniu, w końcu się zdecydował. Rey myślała, że ten dzień nigdy nie nadejdzie. Kiedy drzwi otworzyły się, wstała, jednak zaraz zobojętniała. To był Cheewbacca. Wookie ryknął coś pod nosem i usiadł przed dziewczyną.

- Nic nie jest w porządku. - Powiedziała, marszcząc nos. Choć minął miesiąc, Rey nadal wstydziła się tym, że zainterweniowała w nie swojej misji. Po jakimś czasie zdała się na siebie i krzyknęła na całą jadalnie skierowane do Ash'a "Przepraszam". Chłopak dalej myślał, że brał udział w tej misji. Jakoś nikt nie raczył go poinformować o tym, co właściwie się zdarzyło. Niektórzy mieli z tego ubaw.

Chewie coś ryknął.

- Gdybyś zabił go wcześniej, to nie byłoby tego problemu! - Rey przekręciła swoimi oczami. - Nigdy nie pudłowałeś, a akurat wtedy musiało ci się to zdarzyć. - Westchnęła. Gdyby Wookie go zabił, to nie myślałaby dzisiaj o Renie. Świat byłby piękniejszy. Przyjaciel Hana westchnął mocno. - Jak to "z początku celowałem w jego głowę"?! - Dziewczyna uderzyła o stół i gwałtownie wstała.

Cheewbacca jedynie spuścił wzrok. W jego oczach Rey dostrzegła łzy. Było jej źle, że aż tak bardzo go skrzywdziła. Sama próba postrzelenia chrześniaka, musiała być dla niego trudna, a wręcz nie do zniesienia. Chewie ponownie wydał swój ryk.

- Och, co z tego, że "to był Ben"?! - Wrzasnęła dziewczyna. - To już nie jest Ben! - Machnęła dłonią, a ogromny Wookie się skulił.

- Grrr... - Wybełkotał.

- Dawałeś mu się bawić tą kuszą... - Szepnęła ze smutkiem Rey i chwyciła się za głowę. Trochę oprzytomniała. Nie wiedziała dlaczego, ale coś ściągało na nią nienawiść. I to niby ta miłość, o której mówił Skywalker? Wookie ryknął i wtulił się w Rey, łkając na pół D'Qaru. Dziewczynie było wstyd. Opętała ją złość, a nie powinna do tego dopuścić. Odwzajemniła uścisk przyjaciela Hana. - Przepraszam. Wybacz mi, poniosło mnie... - Wyszeptała, a drzwi nagle się otworzyły. Do środka weszli generał Organa i mistrz Skywalker. Obydwoje gwałtownie przystanęli, wpatrując się w tą niecodzienną scenę.

Chewie wybiegł z sali rycząc i wymachując rękoma na prawo i lewo. Rodzeństwo wraz z Rey śledziło każdy jego ruch, dopóki nie zniknął im z pola widzenia.

- Co mu się stało? - Zapytał Skywalker, a Rey wzruszyła ramionami. - Nieważne. - Pokręcił głową. Padawanka szybko oprzytomniała i wstała. Czekała na tą cholerną misję, jakiej miała dokonać...

- Szkoliłem cię dość spory czas. - Stwierdził starzec, a Rey zacisnęła usta. Mistrz zawsze musiał trzymać ją w niepewności. - Sytuacja sprzed miesiąca dała mi sporo do myślenia. Myślałem, że nie jesteś na nią gotowa, z powodu braku opanowana, jednak ty wściekałaś się na mnie, przez twoją pomyłkę. Rozumiem cię i to bardzo. Sam bym się wściekł w takiej sytuacji. - Skrzyżował ręce na piersi, a jego siostra niepewnie na niego spojrzała. Nie informował jej za bardzo o szkoleniu dziewczyny, więc nie była zbytnio w temacie.

- Jeszcze raz przepraszam... - Wybełkotała Rey. Nie! To uczucie nie było miłością! Nie mogło! Jednak jeżeli chce polecieć na tą misję, musi tak sądzić... Chyba nigdy nie czuła się gorzej.

Kochaj Albo Giń - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz