Rozdział LIV

5.2K 383 261
                                    

Rey zakryła dłońmi swoje blade usta, a po chwili krzyknęła. Nie, to nie dzieje się na prawdę! To musi być zwykły koszmar... Ben, który obejmował ją ramieniem, wpatrywał się w szaty swojego wuja. Nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Cały zbladł. Przed oczami przeleciały mu setki wspomnień.

- Jak mogłeś?! - Krzyknęła dziewczyna, wyrywając się z uścisku Bena, który tego nawet nie zauważył. - Mówiłeś, że chcesz nam pomóc! Że to dla mojej matki..! - Wydusiła, chwytając mocniej rękojeść swojego miecza. Phenes zaśmiał się przerażająco. 

- Może z początku tak było. - Odpowiedział spokojnie. - Jednak pragnąłem coś więcej niż wdzięczność ducha Meien. Chciałem władzy. - Warknął. - Snoke chciał, abym cię do niego sprowadził. - Zwrócił się do Rey, która cała się trzęsła. - Według przepowiedni to ty byłaś na tyle potężna, aby podporządkować sobie całą Galaktykę. Nie chciałem, żeby ten bezmózgi kretyn zdobył to, co chciał. - Stwierdził, spoglądając na niedaleko leżące szaty przywódcy. - Więc cię ukryłem.

- Phasma... - Wyszeptał Hux, nerwowo się rozglądając. - Czemu szturmowcy nie strzelają..? Przecież on zabił przywódcę... 

Kobieta jednak odsunęła się od niego i wyciągnęła przed siebie swój blaster. Rudowłosy gwałtownie się rozejrzał. Po chwili poczuł na swoim ramieniu czyiś dotyk. Odwrócił się i dostrzegł człowieka, który zamordował Snoke'a.

- Dobre pytanie, generale. - Przyznał i wyszczerzył swoje zęby. Hux chwycił za swój blaster, jednak Phenes użył Mocy, a broń znalazła się daleko na podłodze. Rudowłosy mężczyzna stanął w bezruchu. - Bez twojej zgody podporządkowałem sobie waszych żołnierzy. - Machnął dłonią, a wszyscy zasalutowali. - Są moi.

Rey wystąpiła krok do przodu, jednak Phenes wyciągnął rękę, a ta poleciała wprost na Bena. Obydwoje wylądowali na ziemi, jednak od razu się podnieśli i odbezpieczyli miecze.

- Generale, pozwolisz, że teraz ja zajmę pozycję przywódcy. - Uśmiechnął się kpiąco. Hux jednak pokręcił głową i idąc tyłem, podszedł do dwójki Jedi. 

- Mam już tego dosyć! - Warknął. Blastery szturmowców zostały skierowane w stronę trójki zdrajców... Nawet kapitan celowała w nich bronią. - Phasma! No chodź! - Krzyknął, rozglądając się dookoła. Kobieta jednak nie ruszyła się z miejsca.

- Wybacz, generale. Także mam tego dosyć. Myślałeś, iż nasze przyjacielskie relacje były prawdziwe? Nic bardziej mylnego. - Odparła mechanicznie, a Kylo i Hux momentalnie zbladli. 

- Phasma! O czym ty mówisz..? - Zapytał Ben, a jego nogi się ugięły. Kapitan prychnęła i chwyciła mocniej za blaster.

- Wiedziałam, że waszej dwójce nie można ufać. Knuliście zdradę od dłuższego czasu. Musicie zginąć. Już nam nie uciekniecie. - Stwierdziła sucho. Hux i Kylo chcieli się na nią rzucić. Oni jej ufali! Zwierzali się, nawzajem ratowali i... kochali jak rodzina. Jak taka mała rozbita rodzina. A ona teraz parszywie ich zdradza... Słowa, które wypowiadała, były rzucane na wiatr. Obydwoje już chcieli coś krzyknąć, jednak ta podniosła dłoń i... strzepnęła trzy razy kurz ze swojego ramienia.

Hux, który był na skraju rozpaczy, zamrugał parę razy. Ben zareagował tak samo, a w tym samym czasie Rey rzuciła się z czystą nienawiścią na Phenesa. Chciała go zabić. Chciała wszystkich pomścić. 

- Nie strzelać! Sam to załatwię! Nie jestem słaby jak mój poprzednik! - Warknął, kiedy usłyszał huk zbroi żołnierzy. Hux złapał Bena za dłoń i pociągnął go do wahadłowca. Solo jednak nie mógł przestać patrzeć na zaciętą walkę pomiędzy jego miłością, a tym podłym sukinsynem. 

Kochaj Albo Giń - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz