Rozdział XLVII

5.3K 437 220
                                    

Ren był zdezorientowany. Snoke... on go zdradził. Obiecywał mu lepszą przyszłość! Miał być kimś wielkim! A dowódca pozbył się go, niczym zepsutą zabawkę. Rey była wybrańcem, a on nie był mu do niczego potrzebny... Oprócz jednego. Musiał zostać zabity przez Aischę, aby przepowiednia się dopełniła. Snoke tego dopilnuje, w końcu go zna. Nie spocznie, póki Kylo nie skończy martwy w próżni kosmicznej.

Ren był wściekły. Natychmiast udał się do sterowni wahadłowca, w którym przesiadywało dwóch pilotów.

- Sir, czy coś..? - Zaczął pierwszy, jednak Kylo pod wpływem impulsu użył Mocy i jednym ruchem dłoni skręcił karki pilotom. Upadli martwi na podłogę, a Ren w międzyczasie chwycił za ster. Dziękował wszelakim bóstwom za to, że piloci nie wyłączyli silników. Wzniósł wahadłowiec ku górze i poleciał w stronę wyjścia, które powoli się zamykało. Przymknął powieki i starał się skupić. Jego ojciec zawsze tak robił, kiedy znajdywał się w podobnych sytuacjach. Wyczuł to. W odpowiednim momencie przyśpieszył i przecisnął się przez szczelinę, która zaraz się zatrzasnęła. Odetchnął z ulgą. Jednak to nie był koniec.

Otworzył oczy. Jak najszybciej musiał wydostać się z pola rażenia. Zaczął nienaturalnie manewrować, aby przypadkiem nie oberwać. Nie wiedział, kiedy działko może wystrzelić. Coś za długo zwlekali ze strzelaniem... to pewnie zasługa Hux'a. Ren kopnął panel z całej siły. On mu prawie rękę uciął! Musi mu kiedyś wysłać kwiaty... najlepiej same kolce albo pokrzywy. Ale to kiedy indziej. Usłyszał dziwny huk. Ogień. Ren zamknął oczy, które przez ten czas zdążyły zalać się łzami. Dziękował za ostatnie chwile życia... Za to, że mógł być z Rey. Za to, że go pokochała. Ktoś go kochał. Uśmiechnął się przez łzy i czekał na ostateczny cios...

*

- Pani generał, powinna pani odpocząć. - Stwierdził Statura, marszcząc czoło. Dawna księżniczka jedynie obdarzyła go wściekłym spojrzeniem i ponownie wróciła do przeglądania papierów. Musiała się dowiedzieć, co szykuje Najwyższy Porządek. Wszyscy byli pewni, że to kolejna Gwiazda Śmierci, jednak Leia musiała być pewna w stu procentach. Nie spała po nocach, przeglądając wszystkie dane, jakie mieli w posiadaniu. Nawet te imperialne.

- Leia. - Usłyszała łagodny głos brata. Przetarła powieki i ze zmęczonym wzrokiem spojrzała na Skywalkera, który ukucnął obok niej. - Nie możesz się przepracowywać. To już nie te lata, co kiedyś. W młodości i tak zrobiłaś więcej, niż najznakomitsi ludzie w całym swoim życiu. - Pogładził ją po kolanie. - Odpocznij w końcu.

- Stało się coś złego. - Westchnęła Leia i przygładziła swój mundur. Luke także to wyczuł. Ktoś bliski ma kłopoty. I to nie małe. Ten ktoś był blisko śmierci, lecz uniknął jej. Poczuł w sobie światło, które pomogło mu przeżyć. Skywalker przymknął powieki, oddychając coraz szybciej. Gorycz. Rozpacz. Strach. Jednak te uczucia nie wskazywały na Ciemną Stronę, lecz na... Jasną.

- Wiesz, mam wrażenie...

- Księ... Pani generał! - Przerwał C-3PO, który w końcu oderwał wzrok od ekranu. - W naszą stronę zmierza statek. Prawdopodobnie wyląduje nad nami. - Poinformował, stając obok mistrza. Wszyscy na sali spojrzeli na niego zdziwieni. Pani generał przetwarzała w głowie wszelkie informacje. Kto mógłby znać ich lokalizacje?

- Czy statek jest zarejestrowany w naszej bazie? - Zapytała, wstając i podchodząc do ogromnego panelu.

- Nie, pani generał. W archiwum Najwyższego Porządku też go nie znaleźliśmy. - Odparł Statura, przeglądając pliki. Leia zmarszczyła czoło. Przypomniała jej się jedna sytuacja...

- Poe! - Zawołała, a po krótkiej chwili pilot pojawił się tuż obok niej. Skinął głową i wyprostował się. - Czy to możliwe, że to nasi rebelianci, którzy zostali uprowadzeni? - Zapytała, mrużąc oczy. Poe otworzył lekko usta, aby zaraz je zamknąć.

Kochaj Albo Giń - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz