Po jakimś czasie dojechali na miejsce. Zamek był ogromny i majestatyczny. Zachwyceni uczniowie powoli wychodzili z powozów. Elsa dopiero teraz zauważyła dość nietypową rzecz, mianowicie: powóz jechał sam, bez koni. Merida również to zauważyła, nachyliła się do blondynki i wyszeptała:
-Słuchaj, nie jestem pewna czy mam halucynacje, wypiłam za dużo soku jabłkowego czy nawciągałam się mydła, ale mogę przysiąc, że powóz sam się prowadzi...
Jack spojrzał na nią zdumiony i powiedział:
-Zamiast nowego łuku powinnaś zainwestować w okulary. Przecież są tu czarne konie.
Dziewczyny spojrzały na niego jak na wariata.
-Jack, przepraszam, że podważę twoje zdanie, ale tu nie ma żadnych stworzeń-odparła dosyć chłodno Elsa.
Zdumiony chłopak zdążył jeszcze zerknąć w stronę powozu, gdy rozniósł się donośny głos gajowego.
-NO! NIE ROZŁAZIĆ SIĘ, CHOLIBKA! TE, GDZIE SIĘ TAM PCHASZ TY RUDY ULIZAŃCU! CO MNIE OBCHODZI, ŻE JESTEŚ 13 W KOLEJCE DO TRONU! JUŻ, RUSZAĆ TE SWOJE ZACNE SIEDZENIA INO CHYŻO!-darł się wniebogłosy.
Uczniowie szli gęsiego, gdy dotarli do ogromnych wrót.
-Robię się na to za stary...-wymamrotał olbrzym.
Już przed wejściem przywitała ich uśmiechnięta starsza kobieta w wielkim kapeluszu. Zaprosiła ich gestem ręki. Weszli do zamczyska. Oniemieli na widok wnętrza. Może i staroświecki, ale tak majestatycznego i wysokiego budynku jeszcze nie widzieli.
-Oh, chodźcie do Wielkiej Sali, zaraz zaczniemy!-zapowiedziała głośno.
Elsa podziwiała właśnie obrazy i nagle jeden przedstawiający starszego mężczyznę poruszył się, poprawił okulary spoglądając się na nią. Następnie pogładził długaśną, siwą brodę i uśmiechnął się.
-Elsa! Idziesz?-wrzeszczała nowa znajoma, tupiąc niecierpliwie nogą.
Dziewczyna powoli podeszła do koleżanki. Po chwili stanęli u wejścia do Wielkiej Sali. Nazwa nadana została idealnie...pomieszczenie było przeogromne. Znajdowało się tam pięć stołów (cztery dla uczniów i jeden dla nauczycieli). Nad każdym wisiało godło i nazwa domu. Lew Gryffindoru, kruk Ravenclawu, borsuk Huffelpuffu oraz wąż Slytherinum. Tak, Elsa znała to wszystko na pamięć, łącznie z historią założenia Hogwartu.
W pewnym momencie nowi uczniowie spostrzegli, że wszyscy im się przypatrują. Kobieta, która ich przyprowadziła podeszła do mównicy i rozpoczęła:
-Drodzy uczniowie, mam zaszczyt powitać was w tym kolejnym roku szkolnym! (oklaski) Z powodu pewnych niedogodności niestety ten rok będzie się odrobinkę różnił od pozostałych lat. Dlatego też pierwszoroczniacy nie zostali tradycyjnie przywiezieni w łodziach lecz jak reszta uczniów w powozach. Ale trudno, cieszmy się tym co mamy.-ostatnie zdanie powiedziała dosyć wesoło.-Jestem dyrektor Minewra McGonagall, a oto wasza kadra nauczycielska: nauczyciel Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami oraz nasz wspaniały gajowy Rebeus Hagrid!Wstał owy wielkolud, który nie wiadomo kiedy zasiadł przy stole nauczycielskim.
-Nauczyciel Zielarstwa, absolwent naszej szkoły, pan Neville Longbottom!
Ukazał im się ciemnowłosy mężczyzna na oko miał z 25 lat. Uśmiechnął się promiennie i usiadł.
-Nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią, pan Pitch Black.
Jack pobladł i spojrzał w stronę stołu nauczycieli. Czarnowłosy mężczyzna o szarej cerze uśmiechał się do niego...szyderczo. Frost spojrzał na swoich znajomych. Najwyraźniej nie mieli pojęcia kim był ten człowiek.
CZYTASZ
Jelsa: Koniec Psot!
Teen Fiction-Cz-czekaj...skąd to wziąłeś!? -A wiesz...mam pewne znajomości - posłał jej swój cwaniacki uśmiech. - Jacksonie Overlandzie Frost! Wiesz jakie będziemy mieć przez ciebie kłopoty? - półgłosem wysyczała dziewczyna. -Elsa, wyluzuj i bądź ciszej, chyba...