8.

956 70 6
                                    

-Mówię ci, tu się dzieje coś dziwnego...-wybełkotała Lucy z buzią pełną płatków.

Levy spojrzała z politowaniem na przyjaciółkę. Heartphilia patrzyła na nią hardo.

-Lu-chan...Natsu nie ma z tym nic wspólnego. W końcu jego kot też ucierpiał. Z tego co wiem nie jest z nim dobrze.

Blondynka zerknęła na McGarden znad miski. Odłożyła łyżkę.

-Z tym nieziemsko wnerwiającym latającym, niebieskim czymś?

Levy uderzyła ją w głowę książką.

-Lucy! Ty nieczuła, wredna idiotko! To poważna sprawa! Teraz każdy jest zagrożony! Ty, ja, sir Nicolas a nawet twoje klucze!

Blondynka wzdrygnęła się, ni to ze strachu, ni ze zgryzoty.
Jej klucze były jedyną pamiątką po mamie. W oczach dziewczyny pojawił się smutek.

-Przepraszam. Ostatnio jestem nieznośna. Po prostu boję się...jeżeli je stracę...to łącznie z nimi odejdzie cząstka mojej...mojej...no, wiesz...-wymamrotała.

Levy poczuła się głupio, wspominając najważniejszą osobę przyjaciółki. Przysunęła się i objęła ją ramieniem. Ta uśmiechnęła się blado.

-A poza tym...Aquarius zamordowałaby mnie, gdyby się dowiedziała, że znowu zgubiłam jej klucz...Brrr...Pamiętasz tą wielką falę, którą próbowała nas zniszczyć, kiedy wezwałyśmy ją z muszli klozetowej i klucz wpadł do kanałów?

Levy zachichotała, podniosła się i pomogła wstać przyjaciółce.

-Chodź, mamy latanie z Krukonami. Zresztą mam jutro mecz.

-Ty!? Dlaczego mi nie powiedziałaś, że się dostałaś!?-Lucy spojrzała z niedowierzaniem na młodą McGarden.

Niska, szczupła i drobna dziewczyna o małej sile fizycznej.
Levy zauważyła spojrzenie przyjaciółki.

-Po eliminacjach stwierdzili, że jestem idealna do pozycji ścigacza.-zachichotała-Moją konkurencją był taki wielki i barczysty chłopak o czarnych i długaśnych włosach. Gajeel. Tak, chyba się tak nazywał. Ale uznali, że jest na to za ciężki.

Dziewczyny, śmiejąc się wyszły w stronę boiska do quiddicha.

*****
Wiatr zafurkotał pod szatą Punzie. Stała w bezpiecznej odległości od miejsca ćwiczeń.
Ślizgoni, delikatnie mówiąc, darli się do Krukonów, że teraz ich kolej, że zaraz minie lekcja i że to zgłoszą.

-AUDREY! ŚLEPA JESTEŚ, CZY JAK!? ZNICZ JEST NIECAŁY METR OD CIEBIE!-wrzeszczał kapitan drużyny Krukonów, Tadashi Hamada.

Punzie zarumieniła się, gdy Dash na nią zerknął. To było jego zdrobnienie.

-DOBRA LUDZIE! SCHODZIMY, PRZYSZŁY WĘŻE. -zawołał kapitan.

Powoli wylądowali. Hamada wziął miotłę w ręce i ruszył w kierunku Roszpunki. Ta nerwowo zaczęła kręcić wokół palca kosmyk swoich włosów (w sensie ten najkrótszy...dop.autorki).

-Ten cały Tadashi jest podejrzany-Flynn patrzył krzywo na chłopaka.

Jack parsknął śmiechem i wystartował razem z kumplem w powietrze.

-Oj Flynn, Flynn, ty mój romantyku...

-C-co!?

-Przede mną się nie ukryjesz.-zaśmiał się gardłowo Jack.

Zaczerwieniony do granic możliwości Rider starał się zachować niewzruszony wyraz twarzy.

-Nie mam pojęcia, o co ci chodzi...

Jelsa: Koniec Psot!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz