11.

775 61 16
                                    

Elsa siedziała przy stole i jadła śniadanie. Dzisiejszy dzień jest bez zajęć, caluteńki wolny. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Pewnie tradycyjnie pójdzie do biblioteki, następnie odwiedzić Lucy.
Był już 11 grudnia. Niedużo zostało do świąt i wyjazdów. Niby się cieszyła na spotkanie z rodzicami, ale szczerze, wolała zostać tu. Nie wiedziała czemu.
Jadła właśnie płatki czekoladowe z mlekiem, gdy do Sali wpadł Jack ze swoją bandą, składającą się z Flynna, Czkawki, Natsu, Damiana i Gajeela. Szli w stronę stołu Slytherinu. No ale na widok morderczych spojrzeń innych Ślizgonów, Czkawka i Natsu wycofali się do swoich stołów. Elsa nie widziała się z Jackiem, raczej go unikała. Chciała wstać, ale Raven siedząca obok jej na to nie pozwoliła. Przytrzymała ją ręką.
Frozen uległa. Jack usiadł obok niej i obdarzył ją swoim firmowym uśmiechem.

-Cześć Elsa. W końcu cię złapałem. Co tam u ciebie?

Dziewczyna z trudem patrzyła mu w oczy. Oczywiście jej spojrzenie było zimne jak lód.

-Nic, Jack. Cieszę się, że już wyzdrowiałeś.

Jack słysząc jej ton głosu skulił się i zabrał za powolne przeżuwanie śniadania.

~Gdybym mu przyłożyła mocniej...Nie musiałabym z nim teraz gadać...Poleżałby te dwa dni dłużej.

Nagle usłyszeli furkot skrzydeł. To sowy leciały z listami, egzemplarzami "Proroka codziennego" oraz "Czarownicy" no i z przesyłkami.
Białośnieżka leciała z gracją i wylądowała na ramieniu Elsy.
Podała jej gazety, list oraz malutkie zawiniątko. Dziewczyna niepewnie otworzyła wiadomość od rodziców.

"Kochana Elso,
Mamy nadzieję, iż w twej szkole nie jest ci źle. Pamiętaj o naszych zasadach. Nie wolno ci się denerwować.
Czekamy niecierpliwie na twój przyjazd na święta. Tęsknimy za tobą i bardzo cię kochamy, bez względu na wszystko.

Mama i tata

P.S. Ania koniecznie chciała ci coś przesłać. Ta mała paczuszka to jej sprawka."

~Ania?~serce Frozen mocniej zabiło na myśl o młodszej siostrze.

Odłożyła list w kopertę i włożyła do kieszeni.
Następnie powoli i delikatnie rozpakowała zawiniątko. Gdy zobaczyła zawartość od razu zrobiło jej się jakoś ciepło.
W środku znajdowała się bransoletka, troszkę za luźna. Widać, robota Anny. Koraliki, chociaż niesymetryczne, tworzyły dosyć kolorową i uroczą całość. Dodatkowo rękawiczka młodszej siostry, z wyhaftowanymi tradycyjnymi wzorami Arendelle oraz liścik z rysunkiem na odwrocie.

"Elsa,
Kiedy przyjedziesz? Nie mam z kim lepić bałwana. Wiem, że troche sie oddaliłyśmy, ale kiedy wrucisz morze to zmienimy? Branzoletke sama zrobiłam, a rękawiczke przysłałam, bo ty je nosisz, więc pżyda ci się bardziej nirz mnie.

Buziaki
Ania"

(błędy popełnione celowo, na rzecz opowiadania, dop.autorki)

Elsa delikatnie uśmiechnęła się na widok tylu błędów. Zawsze rozczulało ją to, jak bardzo się starała, choć nie zawsze wszystko wychodziło idealnie. Wyobraziła sobie jak siostra z tym swoim wielkim skupieniem pisze list, nie zdając sobie sprawy z tego, że wytyka język i śmiesznie się krzywi.
Po chwili spojrzała na rysunek. Przedstawiał ją, Anię i jakiegoś bałwanka, dziwnie znajomego.
Chwilka, momencik, czy to...Olaf?

- Siostra? - Rae cicho zapytała.

Elsa pokiwała głową. Patrzyła jeszcze chwilę na rysunek.
Nagle centralnie przed nią śmignęła bura sowa. Wpadła prosto na talerz Frosta. Ten zażenowany podniósł ją za skrzydło i podniósł. Była cała upaprana w marmoladzie.

Jelsa: Koniec Psot!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz