Rozdział X

180 13 1
                                    

Weszliśmy po schodach prowadzących do mojego mieszkania. Chwilowo nie przejmowałam się tym, że właśnie zaproponowałam Hakowi nocleg.
Otwarłam drzwi kluczem, który jak zawsze leżał pod wycieraczką, wpuszczając niosącego wszystkie torby z zakupami chłopaka.
- Gdzie to dać? - spojrzał na mnie pytająco.
- Możesz postawić tutaj . Potem schowam wszystko do szafy.
Skinął głową i usiadł na kanapie, włączając telewizor.
- Idziesz jutro do szkoły?
Zrobiłam krzywą minę.
- Uważasz, że powinnam?
Jego zielone oczy przybrały intensywną barwę - uważam, że musisz.
Uniosłam brwi - teraz bawisz się w moją niańkę?
- Nie. Chyba, że tego właśnie sobie życzysz - czarne włosy opadły mu na oko i dodały powagi słowom przez niego wypowiadanym - jeśli tego będziesz chciała, będę nawet twoim sługą. Wystarczy jedno słowo.
Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok - Nie mów tak o sobie...
- Istnieję dla ciebie.
- Na pewno nie chcę robić z ciebie żadnego sługi! - uniosłam głos - jesteśmy przecież przyjaciółmi!
- Czyżby? - wstał z kanapy i podszedł bliżej, więżąc mnie jednocześnie pod ścianą - każdą nową osobę nazywasz przyjacielem?
- Nikogo oprócz ciebie. Tyle razy mi pomogłeś..
- Bzdura! Nie możesz tak lekkomyślnie postępować. Nigdy nie będziemy przyjaciółmi.
- Dlaczego? - dotknęłam jego koszuli. Pomimo, że byłam przyparta do muru, nie bałam się ani trochę. Uniosłam wzrok, obserwując świecące na żółto oczy. Czyżby to było. ..?
- Alice, mogę cię skrzywdzić. Zostawmy sprawy takimi, jakie są. Bez przyjaźni. My, istoty z Drugiej Strony...nie panujemy nad uczuciami. Gdy czegoś pragniemy - nachylił się i szepnął mi do ucha - NIC nas nie powstrzyma.
- Ty mnie nie skrzywdzisz - stwierdziłam i zrobiłam krok w przód. Chłopak cofnął się zmieszany - Naprawdę jesteś moim przyjacielem. Tylko ty mi tu zostałeś - nim zareagował, przytuliłam się do niego. Po raz kolejny zachwycając ciepłem bijącym od Obrońcy, który zresztą stał w bezruchu , sztywniejąc coraz bardziej z każdą sekundą.
- Hak...
- Tak?
- Nigdy więcej nie mów o sobie w ten sposób.
- W jaki?
- W taki, jak przed chwilą. Jesteś wart więcej, niż myślisz.
- Jeśli tak właśnie uważasz - Nie widziałam jego oczu. Ledwo sięgałam do żeber mężczyzny. Pomimo tego...
- Hak?
- Tak?
- Obiecaj mi coś.
- Co? - zmrużył powieki w skupieniu.
- Że już zawsze będziemy się trzymać razem. Ty i ja. Nie jak Pan i Obrońca. Jak przyjaciele.
Nastała cisza. Dla mnie zresztą zdawała się trwać bez końca. Spojrzałam do góry. Błękit wwiercał mnie w podłogę, zgniatając swą potęgą.
- Obiecuję - wypowiedział te słowa tak poważnie...Tak, jak na przysięgach w czasie wojny...jak w najpiękniejszych filmach.
Zaczęłam wówczas wierzyć w wiarygodność tego, że zniszczy KAŻDEGO KTO STANIE NA MOJEJ DRODZE.
A potem się uśmiechnął. Ja również. I przez te uśmiechy miałam wrażenie, że zawarliśmy umowę, której nic nie było w stanie zerwać. NA ZAWSZE.
***
Zapaliłam lampkę przy łóżku i wyjęłam ulubioną książkę, którą czytałam w kółko od paru miesięcy. Przykryłam się kocem i oddałam powieści. Wreszcie czas dla siebie...
Składanie nowych ubrań zajęło mi około piętnastu minut nieprzerwanej pracy. Hak zapewne bierze prysznic, bo słyszę szum dobiegający z łazienki. Muszę przyznać, że postarał się dzisiaj poprawić mi humor.
Cieszę się, że jest tu ze mną. W tym momencie nikogo bardziej nie potrzebuję. Mam poczucie bezpieczeństwa i świadomość czyjejś obecności.
Z uśmiechem przewracam kolejną stronę " Zagubionej". Jak ja uwielbiam książki! Sęk w tym, że nigdy mnie na nie nie stać. Bestsellery kosztują fortunę w nowojorskich księgarniach. Najbardziej ze wszystkiego kocham romansy. Stawiam się wówczas na miejscu głównej bohaterki i wyobrażam idealne życie u boku idealnego mężczyzny.
Ale to także jest bzdurą. Ideały nie istnieją, a miłość potrafi jedynie ranić. Po co to komu? Nie lepiej oddać się obowiązkom? Pracy? Po co chłopak, przyjaciółka? Oni i tak koniec końców odchodzą, zostawiając po sobie jedynie pustkę i ból.
" A kiedy nadjedzie ten właściwy, ból minie"
Wzdrygam się na słowa ojca. Ciekawe, co takiego skłoniło go do popełnienia samobójstwa. To, że z powodu stresu się załamał, nie jest wytłumaczeniem. Miał mnie. Miał mamę. Miał rodzinę i pieniądze, które zapewniłyby z pewnością odbicie od dna. Starczyłoby.
Ale nie. On musiał wiecznie uciekać. Od problemów i zmartwień, egoistycznie przegrywając wszystko w ciągu jednego dnia.
Nie powinnam tak mówić, ale go nienawidzę.
Nienawidzę egoistów i ludzi ciągnących innych na dno. Jeśli sami pragną upaść, niech upadną. A nie sprowadzają na złą drogę najbliższych.
Czemu ja w ogóle o tym myślę?
Kręcę głową, próbując odgonić łzy napływające do oczu.
I nagle staję się więźniem przeszłości. Znowu. Przygniata mnie ciężar problemów, o których nigdy nikomu nie powiem. A wiecie dlaczego? Bo będę sama. Ja i demony, jak cienie drepczące za mną krok w krok. Przez całe życie.
W zasadzie...Co mi się w tym życiu udało?!
Nie mam pieniędzy.
Nie mam przyjaciół.
Nie mam ojca.
Nie mam porządnego mieszkania.
Nie mam pomocy ze strony nauczycieli.
Nie mam przy sobie mamy.
Ale mam Haka.
I ten fakt jakimś cudem zastępuje całą pustkę. Mam go. Czyli w zasadzie ktoś jest. Ktoś, z kim mogę porozmawiać. Ktoś, kto mnie ochroni i zostanie, gdy inni odejdą. Ktoś, kto nie chce być z pozoru moim przyjacielem, ale ja wiem, że nim został i to już dawno. W chwili, gdy po raz pierwszy podwiózł mnie do domu. W chwili, gdy zdradził mi kim jest.
Ale nie zdradził mi jeszcze jednego, najważniejszego. W jakim, do cholery, niebezpieczeństwie się znajduję?!
***
Gdy szum wody cichnie, słyszę skrzypienie otwieranych drzwi. To Hak, stoi w progu mojego pokoju z telefonem przy uchu. Moim telefonem.
- Tak. Oczywiście. Mnie także bardzo miło się z panią rozmawiało. Jasne, już ją daję - spogląda na mnie zielonymi oczami, uśmiechając łobuzersko - Alice, do ciebie.
Nieruchomieję. Tylko jedna osoba mogła dzwonić o tej porze. Jedna, której nie wytłumaczę się z męskiego głosu w słuchawce.
- Hej, mamo...
- Hej, słońce - ton rodzicielki sprawia, że wiem, o co chce mnie zapytać.
- Co u ciebie? - staram się brzmieć normalnie. Może uda mi się ominąć temat?
- Dobrze. W zasadzie... mieszkanie jak mieszkanie. Pracę zaczynam jutro. Trzymaj za mnie kciuki - urywa gwałtownie - natomiast bardziej interesuje mnie, co dzieje się obecnie w naszym mieszkaniu...i kto odebrał.
- To...nie tak...- jąkam się beznadziejnie.
- Alice, nie mam pretensji. Jesteś odpowiedzialna, ufam tobie i temu przemiłemu chłopakowi od czarnego Porsche. To świetny pomysł, że zabrał cię na zakupy, wreszcie masz ciuchy jak normalna nastolatka!
- Zaraz...skąd wiesz...?
- Oh, jak ten czas szybko leci! Muszę kończyć, skarbie. Zadzwonię jutro, jestem wykończona po locie! Śpij dobrze!
Po tych słowach się rozłącza.
Czerwona na twarzy gapię się w ekran przez dobre parę minut, aż nie wytrzymuję i idę do salonu. Co to, to nie!
- Hak! Musimy porozmawiać!
Gdy docieram na miejsce, siedzi rozbawiony na kanapie.
- O czym?
- Co jej powiedziałeś?!
- Nic takiego - upija łyk Tigera i ignoruje zupełnie mój wnerwiony ton.
- Czyli co? Skoro nic takiego, możesz powiedzieć!
- Powiedziałem, że zaraz podam cię do słuchawki, bo brałem prysznic, a ty leżysz w łóżku i prawdopodobnie śpisz. Kazała mi cię nie budzić, ale bardzo chciała o mnie coś usłyszeć. Na przykład na jakie studia się wybieram itd...
- Chyba nie chcę wiedzieć, co nazmyślałeś tym razem...chociaż w sumie - roześmiałam się nerwowo - bardziej pogrążyć się nie da!
- Nie powiedziałbym. Otóż idę na medycynę, a konkretnie na pediatrię, bo po prostu " uwielbiam" dzieci. Moi rodzice są prawnikami, mieszkamy niedaleko Times Square, mamy psa imieniem Mumu. Mój młodszy brat jutro kończy cztery lata, a ty pomagasz mi przygotować coś naprawdę niezwykłego na tę okazję.
- Żartujesz?! - stoję, jak wryta - przecież to wszystko jest jednym, wielkim kłamstwem!
- Wolałabyś, żeby poznała prawdę?
Przewracam oczami - ale po co w ogóle odbierałeś?!
Zignorował moje pytanie - pojechaliśmy dziś na zakupy, wybrać coś dla czterolatka, dlatego nie odbierałaś jej telefonów. Powiedziałem, że to moja wina, bo zaciągłem cię do paru innych sklepów...
- Hak...- schowałam twarz w dłoniach.
- Alice, wyluzuj - wyłączył telewizor i przeczesał włosy ręką - Twoja matka jest całkiem miłą osobą.
- Wiem - przyznaję i naprawdę tak uważam. Sęk w tym, że Hak, Obrońca, stanie się od teraz wielką tajemnicą. Taką, która nie ma prawa ujrzeć światła dziennego. A przy mojej dociekliwej matce...będzie to problem.

Niezwyczajna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz