Hak
Otwieram oczy. Na początku wszystko wydaje się być zamazane, jakby otoczone gęstą mgłą. Boli mnie głowa, a gardło pali. Muszę napić się wody.
Pokój, w którym się znajduję, nie wygląda znajomo.
Szereg antycznych, wypolerowanych mebli, kilka obrazów przedstawiających przesadnie poważne twarze. Nic. Nic, co mógłbym skojarzyć.
Okno w pokoju jest uchylone, wlatuje przez nie chłodne, ostre powietrze. Całe szczęście, że mam na sobie prześcieradło i ubrania.
Nawet jeśli ubrania te są brudne i z jakiegoś powodu zniszczone.
Próbuję się podnieść. Nie jest to łatwe, drżą mi mięśnie, a nogi protestują.
Tak czy siak nie mogę tu zostać.
Kiedy przechodzę kilka kroków, drzwi do pomieszczenia otwierają się.
Staje w nich wysoki, ubrany w garnitur człowiek, o bardzo przenikliwym spojrzeniu. Na pewno należy do kogoś z tych wyższych sfer, żądających respektu i poważania. Prawdopodobnie oceniłbym go jako totalnego dupka i sztywniaka, ale wszystkie możliwe domysły psuje natychmiast szeroki uśmiech na jego twarzy.
- Obudziłeś się, wreszcie.
Zamieram i czekam na to, co nastąpi. Dziwne. Ten człowiek mówi, jakby mnie znał.
- Przepraszam...ale...- zaczynam niepewnie i siadam z powrotem na łóżku, gdyż czuję, że tracę kontrolę nad własnym ciałem.
- Spokojnie, synu. To normalne, że czujesz się teraz nieswojo. To przez ten wypadek, przez który omal nie straciłeś życia. Całe szczęście wszystko już dobrze. Jesteś w domu i to się liczy.
- W domu...- powtarzam, jak opętany - w domu...moim domu...
- Tak, Hak. W twoim domu.
- Czyli mam na imię Hak - uśmiecham się ironiczne. Co, do diabła, się ze mną dzieje? Dlaczego nie pamiętam ani jednej, najprostszej rzeczy z przeszłości?!
- Czyli jesteś moim ojcem - podsumowuję, nadal oszołomiony. Mężczyzna wygląda na trochę poirytowanego, ale uprzejmie kiwa głową.
- Ale resztę opowiem Ci później. Teraz idź się nieco odświeżyć. Matylda przyniesie Ci czyste ubrania, a ja zaczekam w jadalni, na dole. Kucharze przygotowali wybornego homara z pureé z batatów. Kiedyś twoje ulubione danie. Porozmawiamy trochę, pokażę ci okolicę. Lekarze mówią, że powrót pamięci może nigdy nie nadejść. Musisz uczyć się wszystkiego od nowa.
- Nigdy? Jak to "nigdy"? - wpadam w panikę - już nigdy nie będę tym, kim byłem?! Muszę wszystkich na nowo poznawać? Co mi się, u licha, takiego stało?! W co musiałem uderzyć, żeby doprowadzić się do takiego stanu?
- Nie dbam o to, co kiedyś miało miejsce - facet odwrócił się do wyjścia - i ty także nie powinieneś. Skupmy się może na teraźniejszości i przyszłości. Oto, co proponuję. Jeśli masz żyć od nowa, niech będzie to dobry, właściwy start.
A potem zniknął w cieniu korytarza.***
Wchodzę do łazienki i gwizdam z zachwytu. Ogromna wanna, wypełniona po brzegi pieniącą się wodą z płatkami róż, cudowne aromaty cytrusów i antyczne zdobienia zapierają dech w piersiach. Najchętniej wskoczyłbym do tych niebiańskich bąbli i zanurzył po czubek głowy od zaraz. Czekam jednak na służącą, aż przyniesie mi odpowiednie ciuchy.
Kiedy ktoś puka, wychodzę z toalety i krzyczę "wejść ".
Natychmiast do środka wparowuje dość sympatyczna z wyglądu kobieta. Mierzy mnie podejrzliwie, ale i z dziwnym przejęciem. Zupełnie,jakby czekała na najgorsze.
- To pani jest Matyldą, tak? - pytam skromnie, na co ta otwiera szeroko oczy, kiwa głową, rzuca ubrania na łóżko i wychodzi. Bez słowa.
Nie rozumiem jej przerażenia. Przecież tylko grzeczne się zapytałem.Wchodzę z powrotem do łazienki i odkładam ciuchy na gzyms pod lustrem. Los chciał, że zajrzałem w taflę zwierciadła.
Zamieram. Wyglądam naprawdę nueciekawie. Już rozumiem, dlaczego ta kobieta tak się wystraszyła.
Lewe oko mam opuchnięte, wargę rozciętą, a na czole dorodnego krwiaka. Odpinam koszulę i widzę dodatkową liczbę siniaków, rozcięć i zadrapań. Na plecach widnieją grube blizny. Te z pewnością nie powstały niedawno. Muszę zapytać o nie ojca przy posiłku. Chociaż w sumie... po co? Miałem zaczynać wszystko od nowa, a one nie nasuwają na myśl dobrej przeszłości. O takiej czasami lepiej nie pamiętać.
Tak czy siak wszystko to nie wydaje mi się skutkiem wypadku samochodowego. No po prostu na takowy nie wygląda.Ściągam spodnie i wskazuję do wody. Zanurzam się w niej i próbuję wprawić mózg w myślenie.
Pamiętaj. Pamiętaj. Pamiętaj.
Ale sęk w tym, że nic nie pamiętam. Mam pod powiekami czyjś obraz. Widzę jakąś postać, która wyciąga do mnie rękę, jakąś kobietę. Ale jakbym nie pragnął, jakbym się nie starał ją przypomnieć, ująć jej wyciągniętą ku mnie dłoń...tak zwyczajnie nie potrafię.
Widzę urywki. Słyszę czyjś śmiech. Wiem, że go lubię, pamiętam jego ton. Ale do kogo należał?
Widzę swój ukochany samochód. Porsche. To nim się rozbiłem? To cacko kosztowało niemałe pieniądze.
Widzę kawiarnię. Zapracowanych businessmanów, filiżankę espresso, latté...miskę z sałatą wyglądającą, jak żarcie dla królika. Ale nie widzę twarzy jej właściciela.
Tak czy siak wiem...po prostu to wiem, że to ta sama osoba, która tak uroczo się śmieje. I ta postać istnieje. Za mgłą, za mrokiem, za niepamięcią. Ale istnieje. I patrzy na mnie, woła mnie i chce za wszelką cenę wrócić.
A moje serce wtedy przyspiesza. Zupełnie, jakby tęskniło...***
(Jake)
Byłem akurat z Kamilą w garderobie. Pomagała dobrać mi odpowiedni garnitur na spotkanie Rady. Nie miałem przygotowanej mowy, nie doczytałem kilku istotnych informacji...a mimo wszystko Connary wytypował mnie na mówcę w sprawie zamknięcia wschodniej granicy dla Wyklętych. Tych, którzy złamali przepisy, ale z powodu wysokiej postawy w społeczeństwie, nie zostali straceni .
- Wyglądasz jak pajac - skwitowała Kamila, pusząc się, jak paw. Aż dziwne, że była moją przyjaciółką.
Cmoknąłem z pogardą - cheriè, teraz wszyscy tak chodzą. Popatrz na resztę zgromadzenia...
- Wiesz, co uważam na temat Przedstawicieli Drugiej Strony. Wszyscy to pajace. Koniec kropka - zanurkowała w wieszakach i westchnęła - gdzie jest ta niebieska koszula...?
- Błagam, tylko nie niebieska - krzyknąłem - ubierz mnie nawet w różową, tylko nie w niebieską...!
- Przesadzasz. Niebieska podkreśla Ci kolor oczu.
Prychnąłem. Znalazła się znawczyni...
- No nic. Tutaj jej nie znajdziemy. Poszukamy w pralni, na pewno Matylda ją wyprasowała i złożyła na półce.Nasza pralnia, wbrew pozorom, jest dosyć skromna. Króluje tu bałagan i chaos. Między wieszakami oraz stertami staroci można znaleźć absolutnie wszystko. Od butów z zeszłego sezonu, po pantofle dziadka Ralpha, sprzed pięćdziesięciu lat.
Zaczęliśmy poszukiwania od pierwszej sterty, spodni i miliarda koszulek.
- Mówiłam, ważniejsze zawsze odwieszaj na swoje miejsce...
- Nie marudź, bo robisz się jak twoja matka.
Spojrzała na mnie wymownie, a ja pomyślałem, że w zasadzie naprawdę lubię, kiedy tak spogląda. Niby zła, a wciąż urocza. Znałem ją od dziecka, w zasadzie od tamtej pory jesteśmy sobie najbliżsi. Byłem świadkiem jej nauki jazdy na rowerze, kłótni z rodzicami i Hakiem...byłem świadkiem jej płaczu, cierpienia po stracie ojca. Byłem świadkiem jej upadków i wzlotów, a także tajnych akcji na rzecz Organizacji przeciw Connary'emu, do której należeliśmy oboje. Ta dziewczyna jest niesamowita - myślałem wiele razy - jak ona to robi?
Że płacze i śmieje się w taki sam sposób, że patrzy na mnie z tym swoim dziwnym błyskiem w oku, że jest tak inna, a jednocześnie taka sama, jak ja.
Oparłem się o ścianę, podczas gdy ona szperała w lawinie skarpetek.
- Co jak co, ale nawet Connary nie układa swoich rzeczy,jak należy - skwitowała - te skarpety na stówę do niego należną. Patrz, jakie wstrętne...
- rozciągła je na kilkanaście centymetrów, a ja wybuchłem śmiechem. To właśnie Kamila, jaką znam.
Miałem już skomentować jej godny uwagi czyn, gdy do pokoju wpadła Matylda. Zapłakana, trzymająca w ręku brudną marynarkę Haka.
- Co się stało? - zapytałem, przerażony.
- Pan Hak je teraz śniadanie z Panem Connary' m...- rzuciła ciuchy na podłogę - zszedł na dół, więc posprzątałam...
- Matylda, do rzeczy - Kamila, tak samo przerażona, jak ja, skończyła szperać w koszulkach.
- Stało się - służąca pociągła nosem - stało się najgorsze.
Zamarłem.
- Co ty mówisz?! Do diaska! - wrzasnąłem, podchodząc bliżej Matyldy.
- Ciszej, Jake - uspokajała mnie Kamila - bo nas usłyszy.
- Ten gnój naprawdę to zrobił! - w oczach zaczęły mi się zbierać łzy. Nie mogłem w to uwierzyć. Hak już raz to przeżył. Już raz tak cierpiał.
- A co z Alice? - zapytałem, z nadzieją.
- Nie wiem. Nigdzie jej nie ma...
- Sprawdzałaś dokładnie? Może poszła się przejść...
- Panny Alice Berry nie ma od dłuższego czasu. Wątpię, aby w taką niekorzystną pogodę...
- Zabiję - otworzyłem drzwi z impetem - Nie daruję mu tego! Nie daruję!
- Jake - Kamila pobiegła za mną - Co ty chcesz zrobić?
- Naprawić błędy z przeszłości. I zakończyć swoje milczenie.
CZYTASZ
Niezwyczajna
Teen FictionZwykła dziewczyna, która z powodu problemów rodzinnych musiała bardzo szybko dorosnąć. Z pozoru zakompleksiona nastolatka z ambicjami, pracująca we włoskiej kawiarni na obrzeżach Nowego Jorku. Obarczona brzmieniem przeznaczenia. Wybrana na Jedyną...