Rozdział XVII

131 10 2
                                    

W motelu był kryty basen. Ku uciesze Haka, siedzącego na leżaku i sączącego drinki. Weszłam do wody, czując na sobie jego spojrzenie.
- Zboczeniec - syknęłam, na co on odpowiedział szelmowskim uśmiechem. Zwykle wkładał na siebie czarne T-shirty. Teraz jego umięśniony brzuch opinała materiałowa koszula, której podwinięte rękawy odsłaniały tatuaże .
Zarumieniłam się, gdy to zobaczyłam. Jeszcze bardziej zarumieniłam się, gdy odstawił drinka, wstał, zdjął koszulę ukazując swój wyćwiczony tors i wskoczył za mną do basenu.
- Nie, nie! - zapiszczałam, gdy chwycił mnie w pasie i delikatnie do siebie przyciągnął - Nie chcę zamoczyć włosów- wyjaśniłam.
- Rozumiem - odparł poważnie, a potem zaciągnął moją osobę pod wodę.
- Ty draniu! - warknęłam, ale się  śmiałam.
- Jak myślisz, czy Jake skorzysta z możliwości opalenia się na dachu?
- W kurtce i apaszce? Wątpię - zachichotałam - zapewne chce mieć zdrową, jasną cerę. A ty, co obstawiasz?
Zrobił zamyśloną minę. Jego włosy, teraz wilgotne, roznosiły zapach męskiego żelu pod prysznic. Wykorzystałam sytuację, że był tak blisko i delektowałam się jego wonią.
- Uważam, że poszedł sobie kupić olejek do opalania. I pragnie dodać sobie oliwkowego wdzięku.
- Hmmm całkiem możliwe - podpłynęłam do drabinki.
Jake jednak nas rozczarował. W ogóle nie wszedł na dach twierdząc, że jest za zimno na dworze. Rzucił Hakowi gniewne spojrzenie, ponieważ znów musiał prowadzić samochód.
- Też miałem ochotę na drinka - zdjął koszulkę od Armaniego i zamoczył stopę w wodzie.
- Ciepła - odparłam jednocześnie z Hakiem. Blondyn nieufnie zbliżył się do krawędzi.
A potem razem z moim Obrońcą wciągnęliśmy go do wody.
- To było zamierzone! To był podstęp! - pluł wodą na wszystkie strony.
A my się śmialiśmy. Na chwilę zapomniałam o zagrożeniu i o tym, dokąd właściwie zmierzamy. Chciałam się zaszyć gdzieś z tą dwójką, raz na zawsze. I zostawić za sobą wszystko to, co uniemożliwiało mi pójście dalej, ku przyszłości.
*
Ponieważ Hak przesadził z ilością drinków, odsypiał dwie godziny w swoim pokoju. Ja w tym czasie suszyłam włosy, pakowałam wszystkie niezbędne rzeczy na dalszą drogę i rozmawiałam z Jake'm.
Siedział u mnie na łóżku i oglądał moją ulubioną książkę, którą ze sobą zabrałam.
- Brzmi ciekawie - stwierdził i opadł na poduszki - wiem, że jestem facetem i w ogóle...ale nie chciałabyś może sięgnąć po coś z innej półki? Nie wiem...horror? Thriller? Romanse są dobre na chwilę - uciął nagle, jakby przyznał się do czegoś złego.
- Czytasz romanse?
- Tak tylko mi się powiedziało - wytłumaczył, lekko podenerwowany.
- Nikomu nie powiem. Przecież to nie wstyd! Facet może...
- Nie o to chodzi. W naszym świecie to zabronione, Alice. Wiesz o tym, prawda?
Zamrugałam.
- Nie  chcę brzmieć oschle ani być chamski, ale widzę, jak patrzysz na Haka. I widzę, jak on patrzy na ciebie. Coś ci powiem. To wspaniały gość. Silny, sprawiedliwy, honorowy i lojalny. Znamy się naprawdę długo. Gdyby był człowiekiem...nawet uznałbym, że do siebie pasujecie. Ale nim nie jest, Alice. A to znaczy, że  wiążąc się z tobą, ściągnie na siebie naprawdę poważne problemy. Romans z Panem... w ogóle jakikolwiek romans po Drugiej Stronie to...
Westchnął widząc moją minę.
- Nie chcę cię urazić. Tylko...tylko ostrzegam. Bo naprawdę bardzo was dwoje lubię. Jeśli jego ojciec się dowie...on jest przewodniczącym Rady. To nie może dobrze się skończyć.
Skinęłam. Byłam zszokowana. Tak się starałam, żeby nikt nic nie zauważył. A jednak Jake mnie rozszyfrował.
- A jeśli jest jakiś sposób - zaczęłam.
- Nie, mała. Nie ma.

(Hak)
Kiedy przyszedłem zobaczyć, jak się mają, z trzema energetykami w reklamówce, nie odzywali się ani słowem.
Jake siedział, jakby połknął kij, a Alice nie raczyła nawet spojrzeć w moją stronę. Obydwoje zachowywali się jak po ostrej kłótni.
Ale ja znałem ich zbyt dobrze. Alice była zbyt niepewna co do Jake'a, a Jake zbyt dobrze wychowany,  by sprawić jej przykrość.
- Coś się stało? - zapytałem, nieco zbity z tropu.
Zaprzeczyli chórem.
Dałem im spokój i zmieniłem temat na bardziej praktyczny. A konkretnie  - gdzie wyruszamy tego wieczoru.
Nawet, gdy przedstawiłem im cały plan dnia, nie zaprzeczyli. Pokiwali tylko mrucząc pod nosem, że dobrze i w ogóle niech będzie.
Czułem się trochę poza nawiasem, jakby  coś mnie ominęło. Tylko nie wiedziałem, co.
*
Kiedy Alice się przebierała  ( chyba po raz trzeci ), zapytałem mojego przyjaciela, o co poszło.
A on spojrzał na mnie tak poważnie, jak jeszcze nigdy dotąd.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
Zmarszczyłem brwi. Oczywiście, że wiedziałem. Nie byłem aż tak pijany, żeby źle przemyśleć wszelkie  możliwe trudności  i trasę dojazdu.
Ale nie o to mu wtedy chodziło. Wyprawił mi długie kazanie na temat tego, jak niby patrzę na Alice. Nie rozumiałem, o co ma pretensje.
Aż w końcu to powiedział.
- Ty jej chyba nie kochasz, prawda?
Zamurowało mnie.
A potem się roześmiałem. Ja? Kochać? Co za bzdura. Poklepałem go po ramieniu, kpiąco spoglądając na pokój, do którego udała się Alice.
I chociaż naprawdę wątpiłem w moje uczucia co do niej...
Zganiłem w myślach siebie samego, że nie potrafiłem też głośno temu zaprzeczyć.

Niezwyczajna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz