Rozdział 1

2.3K 182 47
                                    

"I hope you're sure, what you're looking for,
Cause I'm not good at making promises"

Od imprezy u Trevora Pen towarzyszył pech. Beth, jej (nie)ulubienica, wylała na dziewczynę cały kubek jakiegoś czerwonego drinka, zgubiła wtedy szkło kontaktowe i na wpół ślepo wracała do domu.
Następnego dnia było gorzej, gdyż nastały te dni.
Przeleżała więc dzień w łóżku w męczarniach. Dowiedziała się również, że jej babcia była pochłonięta cotygodniową grą w bingo tak bardzo, że zapomniała kupić dla swojej ulubionej wnuczki nową parę szkieł kontaktowych, aby nie musiała chodzić w okularach.
Każdy, kto musi je nosić, przynajmniej raz słyszał: och, lepiej wyglądasz bez okularów.
Penelope Porter nienawidziła tego stwierdzenia, bo komplementem tego raczej nie nazywała.
Być może to zbyt mocny przykład, ale równie dobrze powiedzieć można łysemu: hej, lepiej wyglądałeś z włosami.

O godzinie zbyt wczesnej jak dla dziewczyny Penelope poszła na śniadanie do babci, która chyba była popularniejsza od niej samej. Babcia Eleanor była najlepszą babcią na świecie i przyjaciółką.
Zajmowała się nią, gdy mama Pen była w delegacjach, aż pewnego dnia zwyczajnie się do niej przeprowadziła. Tak było lepiej.
– Kochanie, przecież wyglądasz ślicznie w tych okularach! – powiedziała babcia, popijając domowe ciasto kawą.
Dziewczyna jedynie wywróciła oczami na to stwierdzenie.
– Babcia tak mówi, bo jest babcią i musi zatuszować jakoś tą sprawę z soczewkami – zaśmiała się, widząc minę starszej kobiety.
– Naprawdę, skarbie, powinnaś poznać Edwarda z bingo. Jest taki kochany i uroczy...
– Lecę babciu, zaraz się spóźnię.

Gdy Eleanor zaczynała rozmawiać o niejakim Edwardzie, który od niedawna chodzi na bingo, Penelope postanowiła się ulatniać. Tak było i tym razem, ucałowała babciny policzek, odciskając na nim różową szminkę i pobiegła na autobus, mając nadzieję, że Issac nie zrobi jej wstydu, gdy tylko przekroczy próg autobusu.
Chłopak jak zawsze miał na głowie różową czapkę polo i wyglądał, jak żywcem wyjęty z tumblr. Zazwyczaj ubierał się w stonowane kolory, chociaż ostatnio polubił szarości i czernie, które podkreślały jego szczupłe i wysokie ciało. Sam Issac był śniadej karnacji, kiedyś podkreślana była przez jego naturalne czarne włosy, aktualnie pofarbowane dla blond.

Usiadła obok niego bez słowa i przytuliła się delikatnie do jego chudego ramienia.

– Och, co się stało z moją przyjaciółką? – obrócił się do niej twarzą i wreszcie zauważył, w czym tkwi problem. – OMG, dziewczyno, wyglądasz jak nie ty, ale jesteś przy tym super urocza, musimy zrobić zdjęcie – powiedział na jednym wydechu, szykując już telefonu.

Penelope od razu się wyprostowała i kazała schować telefon przyjacielowi, tłumacząc, że dzisiaj to nie jej dzień. Reszta jazdy drogi do szkoły upłynęła im na rozmawianiu o wydarzeniach z imprezy, którą opuściła dosyć wcześnie. Issac, jak to Issac, porównał nową fryzurę Beth do lnu, który w błoto wpadł.
– Hej, Pen... Obiecaj mi tylko, że nie dasz się dzisiaj Bethany. Och, i nie zabij jej przypadkiem. Wyglądam zbyt ładnie, aby dzisiaj grzebać zwłoki.
Nic nie obiecuję, kochanie, nie jestem dobra w dotrzymywaniu obietnic.

Harry jak zwykle stał przy swoim aucie, rozmawiając ze znajomymi. W wewnątrz czekał jednak na autubus, którym przyjadą papużki nierozłączki.
Teraz sprawa wyglądała na otwartą.
Penelope wiedziała, kim jest, a dodatkowo miał dobry temat do rozmowy. ''Hej, jak się czujesz?'' jak na sam początek było dobre.
Para przyjaciół szła w stronę szkoły i Harry dostrzegł zmianę w wyglądzie dziewczyny. Miała związane włosy na czubku głowy, kilka ciemnych pasm okalało jej twarz, na której znajdowały się czarne, grube okulary. Nie żeby wyglądała w nich źle, ale z nimi nie wyglądała już na taką rebeliantkę. Teraz wyglądała uroczo, bardziej niż zwykle, jego zdaniem. Chyba, nie wiedział tego na pewno, bo była daleko.
– Jesteś gotowy, stary? – spytał jeden z przyjaciół. – Marzysz o niej przez wszystkie lata w szkole, wie jak się nazywasz. Nie spieprz tego.
Harry kiwnął jedynie głową potwierdzająco.
– Nie spieprzę tym razem.

Wchodząc do budynku, zobaczył ją samą przy ścianie z szafkami. Stała na palcach, grzebiąc w swojej szafce, tak bardzo zaabsorbowana, że nawet nie zauważyła czyjejś obecności. To nie przeszkodziło mu w powiedzeniu tego komplementu, którego ona tak bardzo nienawidziła.
– Wydaje mi się, czy jeszcze ładniej wyglądasz bez tych okularów?
Dziewczyna nagle przestała zaciekle czegoś szukać i nie patrząc, do kogo, odpowiedziała.
– Cóż, wydaje mi się, że gdy ich nie miałam, ty też wyglądałeś lepiej.

Harry wytrzeszczył oczy ze zdziwienia, a Pen wreszcie zamknęła szafkę z posępną miną, dowiadując się wreszcie, kto ''sprzedał'' jej ten cudowny komplement.
Strzeliła sobie mentalnego pstryczka w nos, widząc, że to Harry Styles.

On sam natomiast chciał ratować tą niezbyt miłą sytuację; tonący chwyta się czegokolwiek, a Harry próbował wywrzeć jeszcze dobre wrażenie.
– Wyglądam dzisiaj aż tak źle, czy wtedy byłaś aż tak pijana, że wyglądałem tak dobrze? – zaśmiał się niezręcznie, a dziewczynie zrobiło się jeszcze gorzej.

Nie miała w planach zmieszać z błotem chłopaka, który okazał jej trochę empatii na tej głupiej i pechowej imprezie.

Wzięła głęboki wdech i z trudem przełknęła rosnącą gulę w gardle.
– Wybacz, to nie tak. Nie lubię komentarzy dotyczących okularów.
Harry uśmiechnął się do wyraźnie zawstydzonej dziewczyny.
– Wyglądasz w nich uroczo.
– Nie podlizuj się.
Stali chwilę w milczeniu, co wyraźnie irytowało Penelope (jak z resztą wszystko w te dni), więc odezwała się do wciąż szczerzącego się chłopaka.
– Idę na lekcje, Issac pewnie już poprawił swoje brwi.
– Widzimy się może na przerwie obiadowej? – spytał z nadzieją.
–Być może. Jeśli wciąż będziesz się tak nienaturalnie uśmiechał, to wątpię  – parsknęła śmiechem na schodzący uśmiech Styles'a.
Nic nie mogę obiecać. Na razie, Berry.

    F��>�w�

Postanowiłam dodać jeszcze pierwszy rozdział, żebyście wiedzieli jak mniej więcej będzie pisane ff.

Jak oceniacie? :)

Perfect | Home |h.s| ✔️Where stories live. Discover now