Rozdział 6

1.3K 115 28
                                    

„But that don't mean we can't live here in the moment"

Gdy Penelope Porter po raz kolejny poczuła się wreszcie sobą i mogła jeść coś więcej niż suchary czy biszkopty, ponownie cieszyła się życiem. Bardziej tym, że niedługo koniec szkoły, a najdłuższe wakacje jej życia nadejdą. Założyła swój ulubiony zestaw ubrań, tuż po porannej toalecie, i zeszła na dół do babci Eleanor na śniadanie.


W całej kuchni, która była w przyjemnych, jasnych kolorach, unosił się zapach kawy - ulubiony o poranku Penelope'y.
Dziewczyna zauważyła świeży bukiet białych tulipanów na stole, babcia musiała już być w pobliskim sklepiku, gdzie było wszystko.
- Dzień dobry, najlepsza babciu pod słońcem! - powiedziała, siadając przy stole.
Babcia była tak pochłonięta robieniem naleśników, że o mało co nie zauważyła swojej ulubionej wnusi. Nie żeby ją kiedykolwiek faworyzowała. Nigdy w życiu.
- Och, witaj kwiatuszku. Wyjmij sztućce, babcia już daje śniadanie.
Porter uśmiechnęła się do siebie, nie ważne, ile dziewczyna miałaby lat, dla babci zawsze będzie małą dziewczynką, biegającą po domu jak tornado w dwóch kitkach, które nieustannie były poprawiane.
Gdy obie kobiety usiadły do białego stołu, zaczynając jeść śniadanie, jak zwykle rozmawiały o planach na dzisiejszy dzień, a babcia Eleanor nie odpuszczała swojej wnuczce przyjścia na bingo.
- W zasadzie mogę wpaść, kończę lekcje dość szybko. Pokonamy tego Bernarda, babciu. Obiecuję.
W klubie bingo chodziły pogłoski, że niejaki Bernard regularnie oszukiwał w grze, zbierając nagrody. Babcia Eleanor miała tego dość a jej celem było zniszczenie jego dobrej, nieuczciwej passy.
- Świetnie, kwiatuszku, Edward też przyjdzie, nasza drużyna musi wygrać.
I wtedy Penelope wpadła na pewien sposób. Może nie koniecznie uczciwy, ale...
- Babciu, a co jeśli ja też bym leciutko oszukiwała w grze?
- To bingo. Jak chcesz oszukiwać w bingo? - zaśmiała się.
- Mogę stukać kilka kart równocześnie a jeśli któraś będzie wygrywająca, szybko podam ci ją.
Penelope mówiła absolutnie poważnie, w najgorszym wypadku zostanie wyrzucona ''z wielkiej gry''.
Babcia patrzyła na nią lekko sceptycznie, choć dziewczyna wiedziała, że zaczyna się jej ten pomysł podobać.

Penelope po kimś w końcu musiała odziedziczyć swoją rebeliancką postawę.
- Najwyżej się do mnie nie przyznasz, babciu. Żyjmy chwilą i niczym się nie przejmujmy.

W tym samym czasie Harry Styles zdążył już przespać wszystkie z trzech drzemek, jakie ustawił na ten poranek, w efekcie czego o 7:30 (kiedy dawno był już wychodzić z domu) został obudzony brutalnie głośnymi krzykami swojej mamy.
Spostrzegłszy, która jest godzina zaczął przeklinać na głos swój budzik.
Dzisiaj miał poprawę z historii i nie mógł się na nią spóźnić.
Wkładając byle jak książki do plecaka i kilkustronicowy referat, wzorkiem już szukał jakichś zdatnych do włożenia ubrań. Jego mama była na tyle pomocna, że wyjęła synowi z szafy czarne rurki, białą koszulkę i granatową, flanelową koszulę. Całując rodzicielkę w policzek pobiegł z czystymi ubraniami do łazienki, gdzie szybko przemył twarz. Z włosami sterczącymi na wszystkie strony świata nic nie zdołał zrobić, więc założył tyłem na przód czarną czapkę z daszkiem.
Biorąc zapakowane drugie śniadanie i kluczyki od auta od mamy, wybiegł z domu piętnaście minut przed rozpoczęciem pierwszej lekcji.

Gdy znalazł się na parkingu, biegł przed siebie jak błyskawica. Jego kumple, po zobaczeni przerażonej miny Stylesa, doskonale wiedzieli, co się święci, dlatego jako drużyna pobiegli za chłopakiem, wykrzykując dopingujące rzeczy.
Pół szkoły patrzyło się na drużynę jak na uciekinierów z wariatkowa, ale nie było to ważne, bo zaliczenie Harry'ego z historii stresowało każdego piłkarza. Grali w końcu razem przez całą szkołę średnią i byli dla siebie jak bracia. Na dobre i na złe, na zaliczenie z historii lub nie.

Perfect | Home |h.s| ✔️Where stories live. Discover now