Rozdział 32

811 65 23
                                    

Zdawać by się mogło, że Ginny z minuty na minutę płakała coraz bardziej. Dodatkowo zupełnie niepotrzebny komentarz Lou, nie pomagał w tej sytuacji. Patrzył on ciągle na Ginny bez słowa, prawie, że nie mrugając. Irytacja w Penelope rosła, bowiem jej przyjaciel stresował tylko dodatkowo i tak wystarczająco już roztrzęsioną kobietę.
Zwyczaj Porter wyglądał następująco: podała ona koc przyjaciółce, którym natychmiast się okryła, a Louis'a wysłała do kuchni, żeby zrobił ciepłej herbaty. W ten sposób dała Gi trochę wytchnienia i ciepła w postaci wielkiego, mocnego przytulenia. Widząc opłakany stan przyjaciółki, jej samej chciało się płakać. W tym czasie, przyszedł Lou, który postawił kubki z ciepłym kakao na blacie stolika do kawy.
Usiadł się z drugiej strony Ginny i objął obie kobiety, bardzo mocno.

- Jestem pewien, a raczej nawet bardziej, że powinienem pójść do domu. Po co wam ja?
- Dobry pomysł. - Powiedziała bez ogórek Porter. - Nie waż się nikomu nic wspominać, nic nie wiesz.
- Dlaczego powiedziałaś to takim tonem?!
- Bo jesteś pierwszy do plotek!
- Nie jedyny! - Spojrzał na nią znacząco.
- Ale mnie łączy solidarność jajników. Do jutra Louis.

Zamrugał kilkakrotnie, zdziwiony jej argumentem nie do przebicia. Wypuścił głośno powietrze z płuc, po czym przytulił jeszcze raz mocno Ginny, całując ją w czubek głowy, uspokajając marnie, że będzie dobrze, albo test się myli. Oberwał za to po głowie, od Penelope i wyszedł z mieszkania.

Ginny popatrzyła na nią szklistymi oczętami i ponownie wybuchła płaczem, wpadając wprost w ramiona przyjaciółki. Penelope starała się nie płakać z nią, ale niestety nie dała rady i tak po chwili obie kobiety płakały. Porter wiedziała, że Ginny będzie wspaniałą mamą a Niall tatą, i tyle w temacie.

- Nie płacz! - Wychlipała Pen. - Będziecie idealni! Jak się dowiedziałaś?

Penelope przez chwilę przestała obejmować roztrzęsioną, przyszłą mamę, aby otworzyć paczkę miękkich chusteczek. Podała jej kilka nowych, by mogła wydmuchać nos i mówić do niej bez przeszkód. Po chwili kontynuowała.

- Więc... wtedy, kiedy weszłaś mi na psychikę, postanowiłam pójść wreszcie do lekarza, skierował mnie na podstawowe badania i no... do ginekologa. Pepe, ja się boję.
- Kochana, nie masz czego! Przecież sobie poradzicie!
- Ale jak ja mam to powiedzieć Niall'owi? Przecież to będzie... - Zaczęła ponownie płakać. - Porażka!

Serce Pen właśnie powoli rozpadało się na małe kawałeczki, jej empatia była stanowczo na zbyt wysokim poziomie, jednak, cholera. Niall był wspaniałym człowiekiem, nosił w sobie wiele miłości a swoim pozytywnym nastawieniem do życia, zawsze wspierał drugiego człowieka, oraz zarażał go pozytywną energią. Nie mógłby się nie cieszyć, że jego potomek, młody następca właśnie rozwija się w ciele, jego ukochanej.
Penelope nie wyobrażała sobie innego scenariusza, niż happy end'u.

- Kochanie... - Westchnęła brunetka, podając kolejną chusteczkę przyjaciółce. - Wszystko będzie dobrze, odwiozę cię do domu, kiedy się uspokoisz i porozmawiacie. Niall będzie przeszczęśliwy!
- Ale jesteśmy młodzi... czy to nie za wcześnie?
- Macie razem więcej niż pięćdziesiąt lat! - Zaśmiała się Porter. - Według wszelakich badań, jesteś w idealnym wieku na pierwsze dziecko, a Niall jest przecież bardzo odpowiedzialny. Tylko wyobraź sobie, jak będzie uczył grać na gitarze wasze maleństwo!

Ginny mimowolnie się uśmiechnęła, spoglądając na wszystkie brudne chusteczki, które miała w dłoniach. Penelope wiedziała, że ten argument był idealny na to, by kobieta wreszcie się uspokoiła i zaczęła się cieszyć z tej nowiny. Po chwili, Gi, przytuliła się brunetki, całując ją w podzięce w policzek za wszystko.
Z każdą minutą było coraz lepiej, na jej twarz wstępował uśmiech a potem wreszcie oczekiwana radość, zmieszana wciąż z niedowierzaniem.
Gdy wypiła ziółka na uspokojenie do końca, śmiało mogła powiedzieć, że pozbyła się z siebie całej złej energii.

Szybko przeszły do tematu prezentów na zbliżające się święta. Co prawda bardzo powoli, ale obie kobiety wolały kupić większość przed początkiem grudnia, ponieważ obie nie miały ochoty przeciskać się przez tłumy dzikich ludzi, kiedy będzie ''sezon''.
Penelope miała prezenty już dla Tomo, Niall'a, Babci i jej chłopaka i nawet dla wiecznie zapracowanej mamy.
Zostawała kwestia prezentu dla Harry'ego. Pen chciała, żeby prezent był idealny, żeby miał niepodważalną wiadomość, że żadne jego słowa nigdy nie uchodziły jej uwadze. W ten sposób narodził się pomysł, by podarować kędzierzawemu stary aparat fotograficzny na kliszę. Współczesne aparaty nie posiadały takiej samej ''duszy'' jak te stare. Harry nie raz wspominał niby obojętnie o jednym modelu, ale nie znalazł takowego na aukcjach, zazwyczaj przez brak czasu.
Penelope jednak znała Horan'a, - najlepszego licytatora wszechczasów. Dzięki niemu, miała pewność, że zdobędzie wymarzony aparat dla Styles'a.

Harry coraz częściej wspominał jej o zamieszkaniu razem, jednak ona bała się, że to jeszcze zbyt szybko. Z drugiej strony, czuła podekscytowanie na myśl o wspólnym mieszkaniu. Nowy etap ich być może, wspólnego życia, jej miłość będzie mogła uwiecznić, zdjęciami z duszą i historią. Im częściej o tym myślała, tym bardziej ekscytowała się kupnem nowego aparatu. Chciała podarować wszystkim idealne prezenty świąteczne. W końcu miała oszczędności a święta były raz do roku.

Ginny podzielała jej entuzjazm, co do prezentów i ogólnej magii świąt, jednak musiała wracać już do domu, gdzie czekał na nią Irlandczyk. Penelope pożyczyła jej ciepły sweter na drogę i zobowiązała się odwieźć przyszłą mamę do domu.
Pod domem Horan'ów, Ginny upewniła się po raz kolejny, czy nie chce wejść z nią do środka.
- Gi, dasz radę. To wspaniała nowina, nie bój się.
- Łatwo ci mówić!
Penelope zaśmiała się cicho pod nosem.
- Dasz radę, mała. Napisz mi później, jak zareagował.

Po powrocie do domu, Penelope zamarzyła o ciepłej, długiej, odprężającej kąpieli z olejkami aromatycznymi. W łazience pozapalała pachnące świeczki i puściła cicho ulubione piosenki z telefonu.
Związując swoje włosy w kitka, na czubku, by ich nie pomoczyć, weszła powoli do gorącej wody.
Mięśnie zaczęły się rozkurczać a ciało przyjemnie mrowić. Teraz był jej czas i chwila dla samej siebie. Czas idealny, harmonia i spokój.
Nie wiedząc, kiedy przysnęła na chwilkę.

Ocuciła ją dopiero coraz chłodniejsza woda... przetarła twarz, mokrymi dłońmi, po czym wyszła z wanny, otulając się ciepłym ręcznikiem.
W tej samej chwili, dostała kilka wiadomości sms pod rząd. Wywróciła oczami, bowiem ktokolwiek to był, miał wyczucie czasu.

Po przesunięciu placem po ekranie telefonu, dowiedziała się, że nadawcami byli, Ginny i Harry.

Od: Ginny <3

Chciałaś wiedzieć jak zareagował... powiedział 'będę ojcem' i zemdlał, cymbał jeden! Dobrze, że upadł od razu na kanapę. Jak się obudził, popłakał się ze szczęścia
:)

Penelope zaśmiała się do telefonu, cały Niall.
Następna wiadomość była nieco inna.

Od: Mój mężczyzna.

Mogę wpaść na noc? Chyba muszę się poprzytulać :(


Natychmiast odpisała na obydwie wiadomości.

Do: Ginny <3
Będziecie idealni! Pozdrów Niall'a! :)

Do: Mój mężczyzna.
Czekam, Hazz. Chyba mamy te same potrzeby...

Dobrym argumentem mówiącym, by razem zamieszkać, było wspólne przytulanie. Penelope mogłaby wtedy wtulać się bezkarnie w klatkę piersiową swojej miłości, wsłuchując się w bicie jego serca... kiedy tylko by chciała.

Perfect | Home |h.s| ✔️Where stories live. Discover now