Rozdział 26

753 62 36
                                    

Przy zamieszaniu przy przeprowadzce, oraz rosnących obowiązkach w pracy, Harry zmuszony był zaniedbać sprawy artystyczne. Jego dziennik leżał przez cały czas nietknięty, w sypialni, na biurku. Przez to, że nie pisał w nim kilkanaście dni czuł się pośrednio pusty w środku, bowiem przyzwyczajony był do tego, że cokolwiek przyszło mu do głowy, mógł w każdej chwili zapisać, czy narysować, w prawdzie z dość średnimi zdolnościami artystycznymi.

Gdy zaparzył sobie herbaty jaśminowej, skierował się do sypialni, by zabrać dziennik. Tamten wieczór na szczęście zapowiadał się dla niego bardzo spokojnie, więc planował spędzić go na relaksacji i wyciszeniu. Włączył płytę, Kodaline, której był dumnym posiadaczem i zasiadł wygodnie na kanapie, otwierając dziennik na nowej stronie.
Specyficzny zapach, jakby starej książki z biblioteki, dostał się do jego zmysłu węchu, na co uśmiechnął się połowicznie.
Wsłuchując się w pierwsze wersy „Honest", wrócił myślami do sytuacji, jakie spotkały go kilka tygodni temu.
Konfrontacja z Laurą, płacząca Penelope, ich wspólna noc, która doprowadziła wreszcie do zerwania jego zaręczyn, a on zapanował nad pędzącym życiem. Ostatnio dużo się wydarzyło.
Od zwykłych bazgrołów kreślonych na pożółkłej kartce, które pomagały mu się skupić, jego długopis zaczął kreślić słowa, z których znowu powstało coś.

I to w porządku,
Prosić kogoś, aby obejmował cię dzisiejszej nocy.*

Penelope wtedy płakała, jedyne, co tamtego momentu przyszło mu do głowy, było to, by ją przytulić. Mocno. Okazało się to strzałem w dziesiątkę.

Penelope nie była dla niego tylko jedną z tych najważniejszych ludzi, ale także przyjacielem i osobą, która była w pewnym rodzaju ostoją. Wiedział, że mógł liczyć na kobietę w każdej, nawet najbardziej żenującej sytuacji i z wzajemnością. Powierzyli sobie (choć nie oficjalnie) swoje serca, dla których byli strażnikami.

Kiedy jesteś zagubiony, ja znajdę sposób
I będę twoim światłem.**

Narysował pod tym wpisem... Stop.
Starał się narysować palącą się świeczkę, podobną do tej, jaka paliła się teraz na stoliku do kawy. Efekt nie był powalający, ale zadowalający.

Zamknął dziennik, jak zawsze starannie zabezpieczając okładki rzemykami. Odłożył go obok pustego już kubka herbaty i świeczki, zaczął rozglądać się po salonie. W zasadzie był niczego sobie.
Szaro-białe ściany, skutecznie powiększały optycznie, niezbyt wielką przestrzeń. Burgundowo-kremowe sofy i fotele miały jasne, szare poduszki. Pozostałe meble były białe, a telewizor czarny. Podłoga pozostawała neutralna, były to jasne panele, które należały do tych najzwyklejszych.
Mimo nowoczesnego umeblowania, był pewien, że przydałaby się tutaj kobieca ręka.

W pewnej chwili, chwycił telefon do ręki i wystukał wiadomość, do Pen, z głupim uśmiechem na twarzy.

Do: Pepe-Pen.
Będziesz moją dziewczyna? :) x

Przypomniało mu się wtedy, że kobieta może być u Ginny, więc nie odpisze zbyt szybko. Mylił się jednak, bowiem odpisała szybciej niż myślał. Zupełnie w jej stylu.

Od: Pepe-Pen.
Nie :),postaraj się bardziej. Zabierz mnie chociaż na randkę.

Szczerząc się jeszcze bardziej, zaczął chichotać pod nosem jak nastolatka, oglądająca Justin'a Bieber'a.

Do: Pepe-Pen.
Ok. Kupię Ci nawet kwiaty.

Od: Pepe-Pen.
I co ja niby z nimi zrobię? :/

Do: Pepe-Pen.
Do wazonu sobie wstawisz, niewdzięczna kobieto.

Niestety, musiał przerwać ich jakże romantyczną wymianę wiadomości, sms, ponieważ ktoś znowu dobijał się do jego mieszkania.
Idąc niespiesznie w stronę drzwi, szurał skarpetkami o podłogę, zupełnie tak samo, jak był mały.
Przed drzwiami stała jego ulubiona sąsiadka, mieszkająca z kilkoma - jak mu się zdawało - kotami. Ubrana była w różowy płaszcz w akompaniamencie śmiesznych, dość dziwnych kaloszach. Na rękach trzymała biało-czarnego kota, który wszędzie się rozglądał.

- Um... witam? - Odezwał się pierwszy.
- Witam, Panie Styles. Mogłabym mieć małą prośbę? Puszek się pochorował i muszę iść dla niego po jakieś lekarstwa, ale nie mogę zostawić go z Cynamonem. Mógłby pan go popilnować?

A więc Harry miał rację, kobieta miała kilka kotów.

Patrzył chwilę w kocie oczy i gdy kot delikatnie miauknął, jakby mówiąc „zabierz mnie od tej wariatki", Styles zgodził się.
Odebrał kota od kobiety i zamknął nogą drzwi.
Puszek przyjemnie pomrukiwał, ocierając łepek o jego szyję. Harry podrapał go za uszkiem, siadając na kanapie w salonie.
- Witam w męskiej jaskini, kolego.
- Miau. - Odpowiedział po swojemu kot.

Penelope z kolei, odpisawszy na ostatniego sms'a swojemu ''przyszłemu chłopakowi", zapukała do drzwi Horan'ów. W progu stanęła uśmiechnięta Ginny, witając się z przyjaciółką. Nie wiedziała jednak, że zmartwiona jej stanem Penelope Porter, nie przespała pół nocy, mając w torebce jeden test ciążowy.
Niespodzianka?

Zdejmując ubranie wierzchnie, weszły razem do brudnej kuchni. Ginny starała się zrobić jakąś super zapiekankę, na którą przepis znalazła w internecie, jednak w trakcie okazało się, że to zadanie mogło ją odrobinkę przerosnąć.
Talentu do gotowania, niestety nie odziedziczyła po ojcu, kucharzu.
Penelope widząc ten bałagan, zakasała rękawy do góry i zabrała się za pomoc w posprzątaniu tego bałaganu.

Kobiety jak zawsze plotkowały o codzienności, lub wymieniały się na temat nowinek muzycznych, czy wieści o ulubionych artystach muzycznych. Później, Penelope myła brudne naczynia, a Ginny wycierała je ręcznikiem, wkładając suche do szafek.
W takim tempie, przy pomocy muzyki, granej z małego radia i małych tańcach, robota szła znacznie szybciej.
Peneope nie mogąc wytrzymać rosnącej w niej niepewności, wreszcie odważyła się zmienić temat rozmowy.
- Więc... jak się czujesz po wczoraj?

Ginny jakby nie rozumiejąc, do czego pije jej przyjaciółka, odpowiedziała jak gdyby nigdy nic poważnego się nie stało.

- Wieczorem cały czas źle się czułam, chyba nie mogę jeść tego ostrego sosu z Nandos.
Później, w domu, Niall zrobił mi herbaty i poszłam spać.
Penelope niewzruszona i zmotywowana do dalszego działania, brnęła dalej.
- Ok. Ginny, spytam wprost. A ty w ciąży nie jesteś?

Kobieta o mało, co nie upuściła talerzy na podłogę, słysząc pytanie swojej przyjaciółki. Spojrzała na nią przerażona. Wzięła głęboki wdech, marszcząc przy tym brwi, starając się sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia.
- Pen... stresujesz mnie.
- No wiem, ale, Ginny... martwię się o ciebie! Kupiłam test, tak na w razie czego. To dość długo trwa, jak się tak źle czujesz.
- Jeśli go zrobię, nie będziesz mnie ciągle straszyć ciążą?
- Nie będę.
- Obiecujesz?
- Obiecuję, jak babcię kocham.

Z kubkami nowej kawy, obie kobiety poszły do toalety, która spokojnie mogłaby pomieścić jakieś sześć osób. Pen zawsze chciała mieć dużą łazienkę, z taką dużą wanną z masażem, jak miało przyszłe państwo Horan.

Ginny usiada na desce klozetowej a Penelope odstawiła ich kubki na szafeczkę z kosmetykami kobiety. Usiadła na blacie, pomiędzy dwoma zlewami i patrzyła nieprzerwanie na Ginny.
- Nie zacznę sikać, jeśli będziesz się tak gapić.
- Wybacz. - Powiedziała Pen, mrugając kilkukrotnie.
- Idź, zobacz czy zapiekanka się upiekła, zawołam cię, ok?

Penelope wyszła z łazienki a jej serce waliło tak mocno, jakby to ona zaraz miała się dowiedzieć czy jest w ciąży. Wyłączyła piekarnik, bowiem jej zdaniem, kolacja przyjaciółki, była już gotowa.
Chodziła, wkoło kuchni, pocierając ze zdenerwowania dłonie, a kiedy Ginny zawołała ją, natychmiast pobiegła w stronę łazienki, uderzając się łokciem w ścianę, tak mocno, że o mało, co się nie popłakała.
- I co?! - Spytała, wchodząc.
- Jeśli jeszcze raz będziesz chciała wmówić mi ciążę, zabiję cię.
- Ups.

Ginny z wyraźną ulgą wybuchła śmiechem, otwierając apteczkę, by wręczyć swojej niezdarnej przyjaciółce maść na uderzenia, ponieważ nie mogła wyprostować ręki.
- Prędzej ja samą siebie wykończę, musisz się spieszyć, Ginny. Ja już się rozpadam.

It's not the time to be pregnant. :)

*It's alright
Calling out for somebody to hold tonight

**When you're lost, I'll find the way
I'll be your light

Perfect | Home |h.s| ✔️Where stories live. Discover now