Rozdział 4

814 65 43
                                    

Na dniach robimy maraton! :)


Po męczących dniach w biurze, Harry przebrany w wygodniejsze ubrania, niż te od garnituru czuł się znacznie lepiej. Mógł swobodnie związać włosy w kitka, jeśli miał na to ochotę, ubrać powyciąganą koszulę i ulubione rurki, te z dziurami na kolanach. Nie musiał ukrywać pod garniturem swoich licznych tatuaży, nie wszystkich misternych. Posiadał na swoim ciele również takie, które po upływie czasu uznał za bezmyślne, jednak nawet i te, nauczyły go czegoś.

Dzisiejszego ranka, minęły dokładnie trzy dni, od spotkania po latach Penelope. Przez cały czas nie mógł zapomnieć o jej ciemnych oczach. Miały dokładnie taką samą głębię jaką zapamiętał. Były zupełnie inne niż oczy Laury, nie były tak jasne i lodowate jak jej. Spoglądając w swoje odbicie w lustrze, pokręcił głową. Nie mógł myśleć o Penelope w ten sposób, był zaręczony a Penelope była organizatorką. Zarzucając na siebie szarą bluzę z kapturem w akompaniamencie dziurawych rurek, był gotowy do wyjścia.

Zbiegł po schodach do kuchni, gdzie spotkał Barbarę - kobietę w podeszłym wieku, która pracowała, jako gosposia. Parzyła właśnie herbatę z dodatkiem pomarańczy, bo przyjemny zapachy roznosił się po kuchni.
- Dzień dobry, panie Styles. - Powiedziała, uśmiechając się w jego kierunku.
- Oh... witam. Proszę, niech mi pani nie mówi per pan. Jestem po prostu Harry.
Kobieta skinęła głową na potwierdzenie, włączając zmywarkę. Podała Harremu jego herbatę, zamierzając zapewne wyjść z pomieszczenia. Oparzając swój język wrzątkiem, wzdrygnął się o mało, co nie wylewając na siebie ciepłego naparu. Chciał zatrzymać Barbarę, przecież nie musiała zaraz wychodzić.
-Niech pani zaczeka! - Powiedział wycierając buzię. - Może wypijemy razem herbatę?

Uśmiechnął się promiennie w kierunku kobiety, która od razu skinęła głową z uśmiechem. Powiedział, aby usiadła na jednym ze stołków barowych, gdzie w tym czasie parzył napój w kubku dla kobiety. Rodzice Laury wpadli na pomysł z gosposią w ich domu, chociaż chłopak był temu przeciwny. Miał dwadzieścia pięć lat, nie potrzebowałby ktoś sprzątał jego brudy, lecz z kolei jego narzeczonej było to na rękę. W zasadzie gdyby miał większe prawo głosu, najzwyczajniej w świecie nie chciałby mieszkać w tak dużym domu jak ten, wychował się w małym domu, mieszkając w piwnicy i było mu tam dobrze.Harry nie był przyzwyczajony i nie potrzebował, aż takich luksusowych warunków mieszkalnych.

- W zasadzie, dlaczego mnie tu zaprosiłeś? - Spytała zdziwiona.
Harry popatrzył na Barbarę równie zaskoczony. Przypomniał sobie po chwili o słowach Laury. Zapewnie, dlatego, kobieta była zdziwiona jego propozycją.
-Chciałem spędzić miło czas. - Wzruszył ramionami. - I przeprosić za Laurę, wiem, jaka czasem bywa.
- Oh... Nie ma, za co przepraszać. Pani Laura w głębi duszy na pewno jest dobra.
Zaśmiał się na jej sformułowanie, co prawda Laura miała dobre serce, ale w większości robiła z igły widły, była zbyt wielką perfekcjonistką.
Wyjechała teraz na kilka dni, ponieważ dostała się na jakieś praktyki organizowane przez Cambridge. Robiła jakieś coś podyplomowe, co miało jedynie jej dać wyższą pozycję w społeczeństwie.
Przynajmniej Harry właśnie tak to interpretował.
- Ta... cokolwiek - zaśmiał się. - Nie chciałaby pani wolnego? Laury nie będzie kilka dni a ja sam wielkiego syfu nie robię. Posprzątać po sobie też potrafię. Na pewno ma pani swoje sprawy. - Uśmiechnął się szczerze.

Widać było, że kobieta wyraźnie ucieszyła się na jego propozycję. Harry również się cieszył, że zaczął dzień, od sprawienia komuś radości. Bezinteresownie, nie za pieniądze, jak w przypadku domów, które sprzedawał. Reszta rozmowy upłynęła im na rozmowie o codziennych sprawach. Barbara opowiadała chłopakowi, o swoich wnuczętach i dzieciach. Była miłą i ciepłą kobietą. Czasami przypominała mu babcię Eleanor, jednak nie była tak bardzo szalona.

Perfect | Home |h.s| ✔️Where stories live. Discover now