Rozdział 29

750 73 37
                                    

Nie zapomnij tylko o komentarzu i gwiazdce x :)


Penelope w pracy miała urwanie głowy.
Po zakończeniu wszystkich projektów, oraz przygotowaniu wszystkich ceremonii ślubnych swoich podopiecznych, nie miała chwili wytchnienia wbrew pozorom.
Jej praca pod koniec roku, miała polegać na zrobieniu opisów każdych nowych par młodych.
Zdjęcie, opis skrótowy, następnie szczegółowy i na koniec opinia osób, którym Penelope pomagała.

Ogólnie rzecz biorąc równało się to z mnóstwem papierkowej roboty, wielkim segregatorem, brakiem życia towarzyskiego i z jeszcze większą ilością kartek.
Ale przecież kto sprzeciwi się nowym pomysłom Smoczycy?
Nie dość, że Pen musiała mieć swoje portfolio, to teraz musiała robić je jeszcze na rzecz firmy.
WESOŁYCH NADCHODZĄCYCH ŚWIĄT!

Dobrym aspektem chociaż był fakt, że mogła pracować w domu. Niestety bez bieganiny do biura się nie obywało, więc ogólnie rzecz biorąc grudzień dla Penelope ssał lepiej niż nie jedna lepsza prostytutka... to znaczy, ekskluzywna pani do towarzystwa.

Nie mniej jednak, kobieta nie miała ochoty bawić się w przeróżne wyklejanki i uśmiechania się sztucznie do zarządu, bowiem nie miała takiej osobowości. Nigdy nie lubiła pchać się gdziekolwiek na siłę. Wierzyła, że wszystko, co osiągnęła, miała poprzez rzetelną, ciężka pracę i talent. Jej mama powtarzała to samo, mówiąc jak bardzo jest dumna ze swojej córki, jednak ta, czuła, że tylko w tym temacie, potrafiły znaleźć wspólny język, co było raczej smutne niż tragiczne.
A sprawa wspólnie spędzonych świąt, wciąż pozostawała niewyjaśniona.
Na razie plan był taki, że kolację wigilijną zje razem z babcią, Bernardem i Issac'iem. Być może w pierwsze święto odwiedzi Harry'ego i jego rodzinę z Eleanor. Myśląc ironicznie, ciekawa była, czy jej mama znajdzie wolny termin w pracy, dla rodziny.

Zamykając służbowego laptopa, oparła się czołem o biurko, biorąc głęboki wdech. Dzisiejszego dnia na pewno nic już nie wskóra a poza tym, czas gonił ją, bo dzisiejszego popołudnia była zarezerwowana na Ginny. Zabierając po drodze pusty, papierowy kubek po kawie, wyszła z biura z małym laptopem pod pachą.
Niall zawzięcie stukał coś na klawiaturze, gdyby nie podeszła do wysepki by się z nim pożegnać, zapewnie nie zauważył by jej wyjścia.
- To koniec na dziś? - Spytał wpatrzony w monitor. - Kurcze, chciałbym mieć takie elastyczne godziny pracy.
Penelope z uśmiechem wywróciła oczami
- Za to ja, wolałabym siedzieć na recepcji cały dzień jak ty, zamiast biegać jak antylopa po mieście. Właściwie, to co ty robisz? - zaśmiała się.
W całej swojej karierze, nigdy nie widziała by Niall James Horan tak zawzięcie przykładał się do pracy.
- Licytuję piękną gitarę. Nie będę mówił o szczegółach, bo i tak nie zrozumiesz... - Oh, dzięki, Niall. - Muszę ją mieć, tak czy tak. Idą święta, jestem tego wart, cholera. - Ekscytował się.
- Ta, jasne. - Powiedziała. - Idę, jestem umówiona z Gi. Do zobaczenia.
- Pa, przekaż ej proszę, że kupię na kolację chińszczyznę.
- Sam nie możesz?
- Nie, licytuję.

Nieprzyjemne zimno uderzyło ją w twarz, gdy wyszła na zatłoczoną ulicę. Skierowała się szybko do swojego auta, nieopodal budynku firmy, starając się ugrzać, jak najszybciej mogła. Penelope nie znosiła ani wysokich, ani niskich temperatur. Preferowała najbardziej wiosnę i jesień, bo wtedy idealnymi ubraniami były krótki rękawek i bluza. Innymi słowy wolała jak było 'średnio'.
Jakkolwiek.
Stojąc na czerwonym świetle, wyciągnęła szybko telefon z torebki, by napisać sms'a do swojej przyjaciółki, że za chwilę będzie pod jej domem. Zauważając zielone światło, ruszyła z piskiem opon, zastanawiając się, jakie, cholera, tłumy będą w centrum handlowym.



Harry spędzał zaś swoją przerwę z Liam'em, w knajpce nieopodal biura. Myślami jednak cały czas był gdzieś indziej, bowiem coś w tyle jego głowy mówiło mu, że na pozór spokojny i miły dzień nie skończy się zwyczajnie.
Liam przyszedł właśnie z toalety, dlatego chcąc, nie chcąc musiał ''wrócić na ziemię".
Uśmiechnięty Payno, właśnie zabierał się z uśmiechem na ustach, za swój włoski makaron, zaś Harry patrzył na swój jak wrona z gnat.
Tak naprawdę nie wiedział czy był głodny, czy nie. Prawdę mówiąc Harry nie wiedział nic. Harry chciał wrócić do domu i położyć się spać.

- Hej, co ty taki zamulony dzisiaj? - Spytał Liam z troską.
- Nie wyspałem się... - mruknął niezadowolony. - Miałeś kiedyś tak, że czułeś, że coś się zaraz spierdoli w twoim życiu?
Liam był zaintrygowany, ale również i wystraszony tym, co znowu Harry powie.
Gestem ręki zachęcił go do kontynuowania dalej.
- No... mam takie głupie poczucie w sobie i nie mogę się tego pozbyć.
- Miałem tak kiedyś. - Powiedział nabierając porcję makaronu na widelec. - W zasadzie nie ma na to rady, musisz zająć się czymś innym i zapomnisz o tamtej rzeczy.

Harry pokręcił głową z rezygnacją, zmuszając się, by zjeść trochę makaronu. Nie wiedział, dlaczego nagle utracił swój apetyt i chęci do robienia czegokolwiek.

W zasadzie to Liam skończył jeść jego makaron, bo nawet na to nie miał ochoty.

- Harry... nie zamartwiaj się tak! - Powiedział oburzony przyjaciel. - Martwisz się o Pen?
Na dźwięk jej imienia jakby delikatnie się ożywił, ale nie jakoś znacząco.
Liam uśmiechnął się pod nosem na reakcję swojego przyjaciela.
- Nie wiem... będzie dzisiaj z Ginny na zakupach.
- Jedyne, o co możesz się martwić, to o to, że twoja kobieta zbankrutuje, jak zobaczy te wszystkie promocje. - Zaśmiał się. - Jeśli musisz to napisz do niej, albo zadzwoń. Zakochany jesteś to wariujesz.

Harry przygryzł wargę w zamyśleniu, ostatecznie zapinając swój płaszcz, wyszedł z przyjacielem z knajpki, by wrócić do biura. Candy serdecznie uśmiechała się w kierunku dwójki mężczyzn, czym odpowiedzieli tym samym. Każdego dnia, coraz lepiej spisywała się w swojej pracy a Harry nie miał już żadnych zastrzeżeń do jej osoby.
Pożegnawszy się z Payne, skierował się do swojego biura, gdzie zdjął z siebie płaszcz. Włączając ponownie laptopa, napisał szybkiego sms do Penelope. Czysto prowizorycznie.

Do: Moja kobieta.
Wszystko dobrze? Nie wiem, wariuję i chyba zachowuje się jak nadopiekuńczy frajer.

Po tym zabrał się do pracy, po czasie zapominając o tym, że kilkanaście minut szybciej napisał wiadomość do Pepe.

Po jakieś dobrej godzinie, szybkiego i intensywnego klikania na klawiaturze, w zasadzie skończył swoją pracę, na dzisiejszy dzień.
W planach miał jeszcze napisać e-mail do ojczyma, by powiadomić go o wszystkim, co nowego wydarzyło się w oddziale.

Następnie sprawdził telefon, a ten wyświetlił brunetowi wiadomość od Penelope i... cholera, od Laury.
Zamrugał kilkakrotnie, jakby nie wierząc, co wyświetla jego telefon. Najpierw otworzył wiadomość od Penelope. To chyba oczywiste, następnie od Laury.

Od: Moja kobieta.
Jest dobrze, Hazz. Jesteś kochany, nie martw się. X
p.s jest dużo promocji w sklepach... ojej moich ulubionych :)


Od: Laura Burton (nieodbieraj)

Wybacz, być może zawracam głowę, dlatego piszę wiadomość. Moglibyśmy się spotkać? Proszę, oddzwoń.

Co myślicie?! :D

Perfect | Home |h.s| ✔️Where stories live. Discover now