Rozdział 9

1.2K 112 32
                                    

Dziękuję skarbie, za cudowną okładkę :)

„If you like having secret little rendezvous"


@Peny_Berry: Powiesz mi, co miałabym zrobić, jeśli byś wygrał ten zakład?

@Harry_Styles: Nie.

@Peny_Berry: Harry! No powiedz!

@Harry_Styles: Ucz się, lekcje masz, kobieto. Chcesz sobie zaległości narobić?

@Peny_Berry: Napisał to ten z zagrożeniem z historii.

@Harry_Styles: ALE WYSZEDŁEM Z NIEGO!

Penelope siedząc na lekcji etyki, pisała z Harrym na jednym z czatów. Harry tymczasem nudził się na lekcji historii.
Ironia?
Nauczycie w szkole, ostatnimi klasami przestali się jakby przejmować. Na większości, bo nie na wszystkich lekcjach, oczywiście. Jednak, ci, którzy byli bardziej wyluzowani, włączali zmęczonym i znudzonym, prawie dorosłym uczniom jakieś filmy, oczywiście zawsze na temat lekcji (nie) albo zwyczajnie kazano im zająć się sobą.
Na lekcji historii, Harremu nie chciało się oglądać filmu na temat jakiejś wojny na Bliskim Wschodzie, więc grzebał w swoim telefonie dla zabicia czasu.
Później napisała do niego Berry, próbując wyciągnąć od niego, co musiałaby zrobić, jeśli przegrałaby zakład. Harry nie chciał odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ gdyby wygrał, zabrałby ją na jakieś spotkanie... okay, randkę. Nie mogłaby odmówić i byłoby idealnie.
No, ale nie, jak zwykle Berry musiała zepsuć jego idealnie przygotowany plan.
Z drugiej strony czekał na czas, w którym dziewczyna wymyśli, co musi zrobić za przegrany zakład.


Swoją drogą, nie mógł wyjść z podziwu, jakie zdolności gamerskie posiadała.Nikt, nigdy nie ograł go jeszcze w Fife.
Na pewno nie żadna dziewczyna.
Umyślnie lub nie, Penelope Porter zapunktowała jeszcze bardziej u Harrego.

Kiedy lekcja historii dobiegła końca, zajęcia w tym dniu również skończyły się dla Harrego. Niestety, na dworze już w czasie lekcji zaczynało się zbierać na deszcz. Jako że dzisiaj, nie dostał auta od mamy, zmuszony był iść pieszo do domu, mając nadzieję, że nie zmoknie. Ostatnie, czego chciał, to to, aby jego włosy jeszcze bardziej się napuszyły i pokręciły niż zwykle.
Pudel na głowie, to nic fajnego.

Gdy szedł dość szybkim marszem, zaczynając czuć pierwsze krople chłodnego deszczu, przeklinał lekko pogodę. Jak gdyby ten deszcz nie mógł poczekać jeszcze kilkudziesięciu minut.
W pewnej chwili, zobaczył jak biały kabriolet, z założonym dachem zwalnia przy nim.
Samochód Bethany.
Po chwili zobaczył jak szyba, od miejsca pasażera się uchyla a z wnętrza,praktycznie nowego pojazdu wychyla się dziewczyna.
- Harry, wsiadaj, podwiozę cię. Jadę w tamtą stronę, nie musisz moknąć.
Wahał się, to mało powiedziane. Nie wiedział, czego ma się spodziewać,ostatnio, nie mieli ze sobą dobrych kontaktów. Analizując swoją złą sytuację,wsiadł szybko do auta, zapinając pas.
Uśmiechnął się delikatnie w kierunku Batehany, która odwzajemniła jego uśmiech jakieś trzy razy bardziej.
- Dzięki za to, uratowałaś mnie przed potwornym zmoknięciem. - powiedział, patrząc na zewnątrz, gdzie deszcz padał coraz bardziej.
- Uratowałam cię przed pudlem? - zaśmiała się
Harry przytaknął. Nie wiedział, co ma mówić, ponieważ wciąż czuł się trochę niezręcznie w aucie, atmosfera wciąż była napięta. Bethany pomimo tego, starała się podtrzymać ich konwersację.
- Dawno nie rozmawialiśmy, Harry... Co u ciebie?
Tym razem zwrócił się twarzą w kierunku dziewczyny, wzrok miała skupiony na jezdni,ale jej mimika twarzy była inna. Jakby zraniona, aż Styles przez chwilę poczuł niewyjaśnione wyrzuty sumienia.
- Duh... um... - nie wiedział, co powiedzieć - wiesz treningi, musiałem poukładać kilka spraw.
Myśląc, że odpowiedział idealnie i tym samym urwał temat, zakończył to z niezręcznym uśmiechem.
- Ta, powinniśmy się spotkać paczką jak dawniej, każdy weekend był nasz.
I tego tak bardzo Harry się obawiał.
W tej na pozór zwykłej odpowiedzi, kryło się drugie dno. W słowie „nasz'' nie tylko kryła się dawna paczka, ale też Bethany i Harry.
Przez pewien czas, tej dwójce żyło się naprawdę dobrze, nigdy oficjalnie niebyli razem, jako para. Chłopaki z drużyny Harrego, myśleli, że pomiędzy tą dwójką zrobi się naprawdę poważnie, w zasadzie sama Bethany była tego pewna,lecz po czasie Harry zrozumiał, że nie jest ona materiałem na dziewczynę, jaką by chciał. Zostali bliskimi przyjaciółmi, ale Bethany ciągle miała nadzieję, na coś więcej ze strony Harrego.
Mimo tego, że chłopak nie był kapitanem drużyny, dla Bethany wystarczyło, że był na dobrej pozycji w drużynie jak i w szkole. W jej oczach byliby parą idealną, bo gdyby chciał, chłopak zostałby kapitanem. Wolał jednak oddać te stanowisko Cameronowi, który jego zdaniem, lepiej poprowadził drużynę.
- Nie mogę nic obiecać, dzięki za podwózkę, Bethany. To było bardzo miłe.
Gdy dziewczyna zaparkowała przed jego domem, wystrzelił z auta jak z procy,żegnając się z nią.

Po przekroczeniu progu domu, zamknął za sobą drzwi, rzucając mokrą bluzą na wieszak, skąd ubranie i tak spadło. Nie przejmując się tym, poszedł do kuchni,po butelkę zimnej wody.
Pogrążony we własnych myślach, nie spostrzegł jak do pustej kuchni weszła czarno-biała kotka Mercy, która z pomrukiwaniem zaczęła się ocierać o jego nogi, chcąc skupić na sobie jego uwagę.
Wytrącony z amoku, odstawił zimną butelkę na blat i wziął kotkę na ręce.Przytulił ją do siebie, słuchając jak szczęśliwie pomrukiwała. Uśmiechnął się do siebie, starając się trzymać bezpiecznie pupila i zdołać zabrać wodę,kierując się następnie do pokoju.



Późnym popołudniem, gdy leżała na swoim miękkim łóżku, powoli egzystencjując. Zastanawiała się nad tym, dlaczego życie młodych dorosłych jest tak bardzo porąbane.
Prawda była taka, że starała się myśleć o wszystkim innym, niż o swojej mamie,od której czekała telefon aż z Nowej Zelandii, gdzie aktualnie pracowała.
Zawsze, przed taką rozmową się stresowała. Niby rozmowa polegała zawsze na tym samym schemacie: Przywitaj się, powiedz, że wszystko dobrze, nie tęsknisz mocno, uspokój ją, aby nie martwiła się za dużo, pożegnaj się.
Penelope nigdy nie chciała sprawić przykrości swojej matce, albo gorzej wyrzutów sumienia, przez to, że jest tak daleko.
Jej mama wychowała ją samotnie, starając się najmocniej i najlepiej, jak tylko potrafiła. Zrezygnowała przez to, ze swojej pasji i pracy, jaką jest archeologia, na rzecz swojej córki.
Gdy dziewczyna była już wystarczająco dojrzała, aby decydować o samej sobie,wyprowadziła się do babci Eleanor, dając tym samym szanse swojej mamie, aby mogła dalej rozwijać się zawodowo.
Telefon zaczął dzwonić a dziewczynie momentalnie łzy podpłynęły do oczu.
- Dobry wieczór córeczko, kochanie tak się stęskniłam! - powiedziała radośnie kobieta po drugiej stronie.
Penelope uśmiechnęła się, zapominając, że jej mama nie może tego zobaczyć.
- Mami, jak się czujesz? Martwiłam się, że nie będziesz mogła rozmawiać.
- Skarbie, żadna strefa czasowa nie jest mi straszna. Prace idą dobrze,przenieśliśmy właśnie wszystko do laboratorium, gdzie rozpoczną się badania.Niestety nie mogę powiedzieć nic więcej, nawet tobie.
Kobieta zaśmiała się lekko do słuchawki, Penelope pamiętała, że tak samo jej mama chichotała, kiedy piekły razem babeczki, a niegdyś mała Peny zawsze była cała biała od mąki.
- Po badaniach zostanę przeniesiona - kontynuowała dalej - nie martw się kochanie, to dobra wiadomość, bo nie będę już tak daleko! Znowu się zobaczymy i będziemy chodzić na zakupy. Apropo, wysłałam ci paczkę, kilka prezentów, mam nadzieję, że ci się spodobają.
- Omg, mamo! - ucieszyła się, bo nie spodziewała się niczego więcej poza rozmową - masz gust tak samo dobry jak ja, oczywiście, że będzie mi się podobać! Nie możemy się doczekać z babcią, aż wrócisz.
Następnie rozmawiały o typowych sprawach typu, jak czuje się babcia, Penelope opowiadała jej również, w jaki misterny sposób, Eleanor wygrała mikser.Niestety mama nie miała za dużo czasu, więc ze smutkiem obie kobiety musiały się pożegnać.
- Kochanie, pamiętaj, że bardzo cię kocham. Porozmawiamy niedługo.
- Ja ciebie też kocham, nie martw się. Do usłyszenia.

Gdy usłyszała głuchy sygnał po drugiej stornie słuchawki, zagryzła dolną wargę i zamknęła oczy, odrzucając gdzieś w bok telefon.
Tak bardzo za nią tęskniła, chciała, chociaż na chwilkę cofnąć się do czasów,kiedy piekły razem babeczki i usłyszeć jej śmiech, kiedy specjalnie Dorothy,stuknęła jej nosek palcem, całym w mące. Uważała, że jej mama jest najlepszą kobietą i mamą, jaką mogła sobie tylko wymarzyć. Średniego wzrostu, i brązowych, falowanych włosach, szczupła kobieta. Miała w kącikach oczu kilka zmarszczek, od ciągłego uśmiechania się. Posiadała piękny uśmiech, taki, który w najbardziej pochmurny dzień, potrafił odgonić ciemne chmury. Zawsze dobrze ubrana, ale nie przesadnie, z klasą. Piekła najlepsze babeczki pod słońcem i potrafiła przytulić tak dobrze, jakby robiła to zawodowo.
Nie chciała płakać, nie mogła tego robić. Obiecała to sobie i mimo wszystko chciała dotrzymać słowa.
Podniosła się z łóżka i zeszła na dół, wołając swoją babcię, lecz nie usłyszała żadnej odpowiedzi.
W kuchni na lodówce z kolei zobaczyła małą karteczkę, przyczepioną na mały magnes.

Pączusiu, babcia poszła na spotkanie klubu książki. Mam nadzieję, że nie będzie nudno. Wrócę kochanie wieczorem, nie siedź w domu głodna, zjedz coś!

Nie ważne ile lat będzie mieć dziewczyna, zawsze będzie dostawała takie karteczki. Nalewając sobie do szklanki ulubionego soku, marząc o lodach,których nie miała w zamrażarce, skierowała się na górę, starając się wymyślić coś, co poprawiałoby jej nastrój.




Głaszcząc kotkę jedną ręką, drugą przeglądał twittera. Nie miał dzisiaj treningu, więc praktycznie nie wiedział, co ma ze sobą począć. Treningi piłki nożnej zajmowały mu 1/2 wolnego czasu, więc kiedy trener je odwoływał, Harry spędzał swój wolny czas na leżeniu.
Rolując w dół, poszczególne twitty, natknął się na wpis Bethany z serii #TBT,gdzie widniało ich wspólne zdjęcie, gdzie trzymała w dłoniach jego twarz,zgniatając jego policzki, tak, że przypominał rybkę. Twarz dziewczyny z kolei była rozpromieniona i roześmiana.
W tle zdjęcia, było widać wymiotującego Trevora, który tamtego dnia przesadził z alkoholem i wymiotował jak kot.
Opis do zdjęcia brzmiał następująco. „ Stare dobre czasy, czas na reaktywację xx".
Nie wiedział, co ma zrobić. Czuł drugie dno w słowach dziewczyny. Podobno wtedy całowali się, ale chłopak tego nie pamiętał, bo później dołączył do Trevora pod płotem i filmik się urwał.
Jedynym wspomnieniem, jakie pamiętał, był straszny kac następnego dnia i krzyk Ann, który powodował dodatkową dawkę bólu głowy.

@Peny_berry: Masz czas? Już wiem, co chcę abyś zrobił.

Uśmiechnął się do siebie widząc nową wiadomość, od dziewczyny, która skradała jego serce, kawałek po kawałku. Zapominając o tweecie Bethany, odpisał od razu Penelope.

@Harry_Styles: Mam czas, mam się bać? Oh nie czuję, że rymuję.

@Peny_berry: Po prostu marzą mi się lody. Wpadniesz po mnie?

I wtedy jego plan, małej ranki ponownie wcielił się w życie. Uśmiechając się do telefonu wystukał szybko odpowiedź.

@Harry_Styles: Ubierz się ładnie, przyjadę po Ciebie za jakieś 30 min x.

Odrzucając telefon od siebie, poszedł do łazienki przebrać się w jakieś inne,lepsze do noszenia ubrania. W zasadzie przebrał tylko koszulkę.
Poprawił swoje włosy, które zaczynały żyć po swojemu na deszcz, ale im bardziej je rozczesywał, tym bardziej się puszyły. Po raz kolejny założył, więc swoją granatową beanie na głowę i sprawa była załatwiona. Pasowała do białej koszulki, czarnych rurek i ulubionych czarnych butów. Patrząc w swoje nie najgorsze odbicie, wzruszył ramionami i zszedł na dół po kluczyki do auta,które zostawił mu na szczęście ojciec.

Parkując na podjeździe domu Pen, nacisnął klakson, aby dać znać dziewczynie, że jest już pod domem. Nie chciało mu się wychodzić z pojazdu i specjalnie pukać.Po chwili zobaczył jak białe drzwi się otwierają.
Szczęka mu opadła na widok Penelope. Miała na sobie bluzkę w małe kwiatuszki,która odkrywała ramiona i zwykłe, ciemne spodnie skomponowane z białymi trampkami. Wyglądała tak normalnie i jednocześnie tak idealnie uroczo. Harry lubił, jak dziewczyna podkreślała delikatnie swoje spojrzenie. Robiła to rozważnie, była pomalowana ale nie przemalowana, jak większość dziewczyn ze szkoły. Po zamknięciu drzwi wejściowych, skierowała się do auta Harrego, a on jak na dżentelmena przystało, pomógł otworzyć jej drzwi.
Zrobił to niestety zbyt mocno w efekcie, czego, uderzył ją drzwiami, powodując niezłe zachwianie równowagi.
Natychmiast spiorunowała go wzrokiem i wsiadła.
- Hej Pen? - powiedział, bojąc się jej wybuchu. - wyglądasz przeuroczo.
Zapinając pas, zmroziła go wzrokiem.
- Mówisz o tym siniaku na czole, - wskazała siny punkt po prawej stronie czoła- czy może tym nowym, jaki mi wyjdzie, kiedy postanowiłeś mnie staranować drzwiami od strony pasażera?
- Mówię o tym drapieżnym spojrzeniu, jakie posyłasz w moją stronę - zaśmiał się - nie dąsaj się Berry, Harry zaraz kupi lody.

Pojechali do małej, uroczej włoskiej lodziarni, gdzie nieustannie grała jakaś muzyka.Knajpka była urządzona w dość jasnych kolorach, przez co żaden klient nie był tam w złym nastroju.
Oboje zamówili po 3 gałki lodów a Harry zapłacił za dwójkę, mimo sprzeciwów dziewczyny.
Siedząc przy stoliku, Penelope zdecydowała się opowiedzieć Harremu, skąd u niej ten ponury nastrój. Wiedziała, że chłopak to zrozumie, znając ogół sytuacji.
Lubiła w nim to, że on naprawdę jej słuchał, nigdy jej nie przerywał, chyba, że czegoś nie rozumiał. Patrzył prosto w jej oczy, czasami powodując, że przez to się zawstydzała.
Gdy pozbyła się negatywnych emocji, zeszli na bardziej luźniejsze tematy, przy okazji wymieniając się rożkami lodów, bo chłopak chciał spróbować wybranych przez nią smaków.
- Bardzo cię te czoło boli? - spytał po chwili
Penelope spojrzała na niego, ze zmarszczonymi brwiami, zapominając, że chłopak nawiązuje do uderzenia się o półkę.
- Jak ktoś mnie tam dotknie. Dzięki bogu, że mam dobry podkład i tego nie widać.
- Przypomniało mi się, jak kiedyś dostałem od ciebie sierpowego. Boże, miałem siniaka dobry tydzień. - powiedział w zamyśleniu wracając do tamtego pechowego dnia.
Pomimo małej postury i filigranowego ciała, Penelope potrafiła naprawdę dobrze uderzyć. Pamiętał to aż zbyt dobrze.
- Ugh dziwisz się?! - oburzyła się nagle - miałam okres, bolał mnie brzuch i dodatkowo przyjęłam piłkę od jednego frajera. Jak mogłam się nie zdenerwować?!
- Duh, ok. Okres. Rozumiem. Cieszę się, że dzisiaj na naszej randce nie ucierpiałem.
Penelope prychnęła pod nosem, mrucząc pod nosem, że ona cierpi, przez uderzenie drzwiami od pewnej niezdary. Jej myśli zostały zakłócone przez ostatnie zdanie,Harrego, którego teraz sens zarejestrowała.
- Harry... my nie jesteśmy na randce.
- Owszem jesteśmy. Jesteśmy na małej,sekretnej randce Penelope Porter.

Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma, jego twarz była rozpromieniona.Zielone oczy, błyszczały się w świetle lamp lodziarni, na szmaragdowy kolor,który mogła oglądać godzinami, oczywiście nie przyznając tego na głos. Chłopak posiadał kilka cech, które dziewczyna zawsze lubiła w płci przeciwnej, wysoki,o jasnych, pięknych oczach, z ''dobrym'' poczuciem humoru no i tym lekko flirciarskim uśmiechu.
Penelope była zbyt dumna i przestraszona aby przyznać się, że podoba się jej ten pomysł. Bała się odrzucenia, trudno było jej zaufać drugiej osobie i co gorsza, powierzyć serce.
Harry jednak, posiadał w sobie coś, co sprawiało, że zapominała przy nim o swoich obawach, czuła się z nim komfortowo i to było ważne.
Chociaż raz w swoim życiu, postanowiła zaryzykować, mając na uwadze teorię Issaca, dotyczącą zamiarów Harrego.
- W takim razie, Harry Stylesie, nie spieprz tego, bo mam nadzieję, że na oficjalną randkę też pójdziemy.
Powiedziała to grobowym tonem, bez jakiejkolwiek mimiki twarzy. Harry początkowo był mocno skonsternowany, jednak po chwili, zauważając uśmiech rozbawienia błąkający się po jej twarzy uśmiechnął się do niej z wyraźną ulgą,na co śmiech Penelope wypełnił włoską lodziarnię.


Dzisiaj, kolejny dłuższy rozdział, ze względu na to, że wątki poboczne muszą być także rozwinięte. :)

Myślicie, że Bethany zamąci jeszcze w jakże rozkwitającej znajomości Perry?


Komentujcie i gwiazdkujcie, pięknie proszę. To naprawdę cieszy i motywuje do tworzenia.

Perfect | Home |h.s| ✔️Where stories live. Discover now