Rozdział 14

910 80 21
                                    



„And if you like cameras flashing every time we go out"


Kiedy wybiła godzina dziewiąta rano, po raz pierwszy w te wakacje, Penelope Porter wyskoczyła z łóżka jak poparzona. Chwyciła w biegu swoje ubrania, przygotowane specjalnie wcześniej i pobiegła do łazienki aby wyszykować się najlepiej jak tylko potrafiła.
Wykonała perfekcyjny makijaż, ułożyła lepiej niż zazwyczaj swoje brązowe włosy i ubrała ulubione ubrania.
Wszystko to było z okazji przyjazdu jej mamy.

Będąc wyszykowaną jak ta lala, zbiegła na dół aby ze szczęścia uściskać babcię. Nawet Issac postanowił wstać wcześniej, aby przywitać panią Porter.
Penelope usłyszawszy dzwonek do drzwi, pisnęła radośnie i poszła szybko w ich kierunku, otwierając je na oścież uśmiechając się od ucha do ucha.
Zobaczyła tam swojego przyjaciela i jej twarz przybrała normalnej mimiki.
- Och, to tylko ty... wchodź.
Wpuściła swojego przyjaciela, ubranego w szarą bluzę i czarne spodnie.
Wyjątkowo skromnie jak na niego.
- Ciebie też miło widzieć kochanie, tylko nie oszalej z radości na mój widok.
- Tylko się nie popłacz z tego nadmiaru ironii.

Babcia Eleanor przytuliła chłopaka i zaprowadziła do kuchni pytając co chciałby do picia i zjeść na śniadanie, bo od razu uznała, że chłopak jest głodny.
Nie był ale i tak zjadł jogurt, bo wiedział, że bez tego nie zostanie wypuszczony z kuchni.
Następny dzwonek na szczęście, powiadomił o obecności mamy.
Penelope ze łzami szczęścia otworzyła drzwi i rzuciła się w ramiona rodzicielce, u której od razu wyczuła kwiatowe perfumy.

Dorothy, miała lekko opaloną cerę, zmarszczki w kącikach oczu były większe gdy uśmiechała się, pokazując śnieżnobiałe zęby. Jak zawsze miała delikatny makijaż, który zakrywałby jej popękane naczynka - zmorę każdej kobiety.
Była ubrana w białe spodnie i jeansową koszulę, bo wygodny ale modny ubiór był jej znakiem rozpoznawczym. Długie, brązowe włosy, naturalnie falowane były spięte w koka.
Wyglądała idealnie.
- Boże, córcia, jak ty wydoroślałaś!
Odsunęła dziewczynę na odległość swoich ramion aby móc przyjrzeć się jeszcze dokładniej, następnie jeszcze raz przytulając.

Chwilę później, przeszły do salonu gdzie czekali już Eleanor i Issac.
Po przywitaniu się z babcią, Dorothy wzięła w ramiona chłopaka, który od razu przytulił ją mocniej.
- Wiedziałem, że jest pani w pracy ale nie wiedziałem, że Nowa Zelandia wpłynie tak bardzo na pani urodę. Laska z pani... - wybuchnął śmiechem
- Dobrze, że jesteś gejem, kochanie. Inaczej bałabym się, że mnie podrywasz.
- Dobrze, że mój chłopak tego nie słyszał.

Siadając do stołu na oficjalnie śniadanie, towarzyszyły im śmiechy, pokazywanie zdjęć swoich drugich połówek i anegdotki Eleanor z gry bingo. Dorothy natomiast opowiadała im o pracy w NZ, miejscowych tradycjach i rzeczach najbardziej urzekających ją w tym miejscu.
Nie trzeba było wskazywać palcem, czyje historie były najciekawsze.
Po śniadaniu babcia zaparzyła jeszcze kawy i pokroiła placek na talerzyki.
Każdy wymieniał pojedyncze spojrzenia mówiące, że to zbyt wiele ale nikt z nich nie miał odwagi powiedzieć tego na głos.
Nawet Dorothy, bo znała swoją mamę i jej wielką troskę.
- Harry kiedy przyjdzie? - spytała - chcę poznać tego przystojniaka ze zdjęć.
- Nie wysyłałam ci naszych zdjęć... - odpowiedziała skonsternowana Pen
- Przeglądałam jego konto na twitterze, skarbie. - Dorothy zaśmiała się - Wysyłaliście mi jedynie prywatnie z tego co pamiętam, Issacka, udającego lampę.
- Oh moja droga, - przyszła Eleanor z sernikiem - Edward jest doprawdy przystojnym młodzieńcem. Pokochasz go od razu.

Jasne, wychwalajcie mojego chłopaka, zupełnie zapominając o waszej córce i wnuczce, która też jest niczego sobie.



Po południu, razem ze swoim przyjacielem kierowali się we wcześniej umówione miejsce. To było coś w stylu podwójnej randki, bo spotykali się Issac, Trevor, Harry no i Pen. Dziwnie czuła się ze świadomością, że będzie jedyną dziewczyną w towarzystwie.

Miało być to coś w rodzaju ich wspólnego pożegnania, bowiem ostatni raz przez najbliższy czas mogli się nie spotkać całą czwórką.
Harry dostał się na uczelnię sportową w Londynie.
Issac robi sobie rok przerwy aby popracować jako YouTuber, ponieważ dostał ofertę trasy.
Trevor będzie pracował w firmie mamy, która zajmuje się szyciem garniturów.
Penelope dostała się na Uniwersytet w Kalifornii, gdzie jest zmuszona się wyprowadzić, bo tam jej mama dostała propozycję pracy a Eleonor chce iść do domu starców.

Ogólnie rzecz biorąc sytuacja nie była zbyt ciekawa i gdyby mogła, dziewczyna zostałaby razem z Harrym, który miał rozwinąć swoją karierę sportową.
Siła wyższa jednak tak chciała, lecz żadne z nich nie myślało o tym aby nie wprawiać siebie wzajemnie w zły nastrój.
Może tak zwyczajnie musiało być?
Są zwykłymi pionkami w grze zwanej życiem i nie mogli złamać zasad narzuconych z góry.


Cała czwórka umówiła się nad rzeką, gdzie Harry zabrał trzy miesiące temu Penelope, na pierwszą oficjalną randkę.
Zostało im podarowane kilka swędzących ukąszeń od komarów ale i tak wspominają ten wieczór bardzo dobrze.
Wszyscy usiedli wokoło, opierając się o drzewa i rozmawiali o typowych dla nastolatków przyziemnych sprawach.
Penelope jak zwykle wyciągnęła telefon tym razem z Issackiem i robili tysiące zdjęć na pamiątkę tego wyjścia.
Harry zaczął powoli ślepnąć od błysku fleszy.
- Matko, zaraz oślepnę przez was, przysięgam.
- Boże, co z wami jest nie tak. - powiedział Trevor zasłaniając twarz, bo Pen i Issac zaczęli już specjalnie używać fleszu.
- Za każdym razem kiedy gdzieś z nią jestem, towarzyszy nam błysk fleszy.
Po wygranej małej bitwie, gdzie Harry i Trevor się poddali, dwójka przyjaciół wyłączyła aparaty mając w galerii kilkadziesiąt nowych zdjęć na pamiątkę.


Dwie godziny później, każde z nich musiało zbierać się do siebie i do swoich spraw. Penelope za namową mamy i babci, zaprosiła Harrego na kolację aby poznał wreszcie jej mamę, o której się tyle nasłuchał.
Chwyciwszy dziewczynę za rękę, wszedł po drodze jeszcze do kwiaciarni, skąd kupił dla kobiet kwiaty. Penelope czekała przed sklepem, nie mając pojęcia co Harry kombinował.
Kiedy zobaczyła chłopaka z bukiecikiem kwiatów, otworzyła szerzej oczy, chcąc już coś powiedzieć, jednak ten położył palec na jej ustach.
- Pamiętam, że ich nie lubisz. Są dla mamy i babci. Muszę się jakoś przypodobać. Będę jedynym mężczyzną.
- Ale jesteś przebiegły.
- Ode mnie dostaniesz coś potem... - powiedział tajemniczo, śmiesznie brew kując brwiami na co dziewczyna zaśmiała się kręcąc głową.

Będąc przed drzwiami domu babci, stanęli jeszcze na chwilę, bo Harry poprosił Pen aby poprawiła mu koszulę i włosy. Schylił się do dziewczyny aby swobodnie mogła poprawić jego włosy, jednak to nie zdało sprawdzianu, bo znowu zaczynały mu się puszyć.
W pewnej chwili drzwi się otworzyły a w nich stanęła babcia Eleanor. Harry i Penelope natychmiast odskoczyli od siebie i z uśmiechem przywitali się z babcią.
Następnie Pen, przedstawiła Harrego mamie, która już uśmiechała się tak bardzo, jakby zaraz miała zacząć piszczeć z zachwytu.
Harry wręczył kwiatki dla babci i mamy, ściskając przy okazji dłoń pani Porter.
- Harry, przestań, skarbie. Jestem Dorothy. - uśmiechnęła się przyjaźnie i przytuliła go.
Chłopakowi wciąż serce biło jak szalone, ze stresu oczywiście.
- Teraz już wiadomo, dlaczego Penelope jest taka śliczna. Piękne geny, pięknych pań nie giną.
Zaśmiał się ze swojej wypowiedzi a Penelope strzeliła sobie mentalnie z otwartej dłoni w czoło.
Harry wyszczerzył się do dziewczyny a ta pokazała mu na migi 'tu się uderz' wskazując na swoją skroń.
- Edward kochanie, usiądźcie z Pene, zaraz będzie kolacja.
Oboje skinęli głowami i usiedli przy stole, obok siebie.
Porter widziała, że chłopak wciąż nie czuł się do końca komfortowo, więc chwyciła jego lewą dłoń w swoją i głaskała kciukiem w uspokajającym geście.
- Gotowy?
- Duh, bardziej chyba nie będę.
- I tak już obie cię pokochały, chyba bardziej ode mnie.

Zaśmiała się i ucałowała go szybko, bo mama i babcia już wchodziły z posiłkiem.




Do końca został jeszcze jeden rozdział i epilog :(

Perfect | Home |h.s| ✔️Where stories live. Discover now