Rozdział 10

689 72 42
                                    

Wspaniałomyślny pomysł Harrego okazał się być dużo trudniejszy do zrealizowania, ponieważ brunetka stawiała przy tym okropny opór. Widział po jej wzroku, że tak jak on wypiła już swoje, dlatego była jeszcze bardziej uparta niż zwykle. Przez to, że Penelope nie chciała posłuchać Harry'ego, ten robił się zły coraz bardziej. 

Wizja jej, nie daj boże gwałconej lub obmacywanej, przez tamtego obleśnego gościa wywoływała u niego napad drgawek.
Gdy wreszcie znalazł ją siedzącą przy barze, wraz z tamtym namolnym kolesiem, krew zagotowała się w jego żyłach, widząc jej strach wypisany na twarzy, choć starała się to ukryć.

- Penelope, do cholery jasnej, wracamy. Wyjedziesz sama, albo ja cię wyniosę. – wycedził przez zęby.

Równie wściekła kobieta, na to jak zachowywał się mężczyzna, ze złości mrużyła oczy, którymi chciała zabić Harrego.

- Kim ty do cholery jasnej jesteś, żeby mi kazać robić cokolwiek?!

Hary kilka krotnie otwierał i zamykał usta, ale nic sensownego nie przyszło mu do głowy. Usatysfakcjonowana Porter, uśmiechnęła się do niego sarkastycznie, wciąż przekrzykując muzykę.

- Tak właśnie myślałam, wracam do Ginny. I dziękuję za ratunek, resztę szopki mogłeś sobie darować.

Styles pokręcił przecząco głową, wciąż trzymając ją silnie za rękę. Powiedział jej, spokojniejszym już tonem, że wcześniej przekazał jej przyjaciółce, by dołączyła do chłopaków. Penelope tymczasem dostawała kolejnego napadu furii, za to, że zniszczył jej plany na resztę wieczoru.
Pokonana, wyrwała się z jego uścisku, przeklinając na głos.
Przedzierała się przez tłum ludzi w zastraszająco szybkim tempie, biorąc pod uwagę, jak wysokie buty założyła. Chwyciła z szatni swój płaszcz i wybiegła z klubu.

Szła przed siebie, niewzruszona późną porą, obejmując się ciasno ramionami, kompletnie ignorując obecność Harrego tuż u jej boku.
Wiedział, że być może przesadził, jednak było już zbyt późno by to naprawić. Dopiero teraz zauważył, że jej zwykle blada cera, była teraz czerwona ze złości. Teraz dotarło do niego, jaką szopkę uczynił.
- Przepraszam.
Nie zareagowała nawet skinieniem głowy.
- Penelope... naprawdę mi głupio.
Wciąż nic.
- Jestem kutasem, wiem. Odezwij się do mnie.
- Jestem na ciebie wściekła, nie odzywaj się do mnie i wracaj do kumpli i mojej przyjaciółki, albo narzeczonej.
Zabolało.
Bardzo.
Należało mu się.

Potarł ze zmęczenia i frustracji twarz, która była cała gorąca. Nie wiedział jak ma to niej dotrzeć, ponieważ kiedy ktoś ją rozwścieczył, był na straconej pozycji.
Harry martwił się, gdzie zmierza Penelope, było zimno, było późno a ona ubrana była w zdecydowanie zbyt cienkie ubrania jak na jego gust.
Jesienne noce były chłodne i dodatkowo dzisiejszej nocy wiał silny wiatr.
Okryła się szczelniej płaszczem, zamaszyście przerzucając włosy na plecy.
- Powiesz mi, chociaż dokąd masz zamiar iść? Dotarło do mnie moje zachowanie, ok?

Kobieta popatrzyła na niego protekcjonalnie prychając pod nosem, skręciła w ostatnim momencie w prawo, sprawiając, że Harry jak ten ostatni idiota poszedł sam jakiś metr do przodu.
- Idę do całodobowego McDonald's. Z tej złości zgłodniałam i alkohol ze mnie schodzi.
- Mogę iść z tobą?
- Przecież i tak pójdziesz, nawet jak się nie zgodzę.

Harry uśmiechnął się do niej półgębkiem, powiedziała to takim tonem, że nie mógł się nie uśmiechnąć, zrobił to jednak na tyle dyskretnie, by tego nie widziała.
- Mam kilka kuponów, jakieś zestawy czy coś.
Zwolniła kroku, patrząc wprost na jego twarz z nieodgadniętym wyrazem.
Ściągając ze sobą brwi, po szybkim namyśle, powiedziała wolno, zupełnie tak jakby się jeszcze nad tym zastanawiała.
- No dobrze, możesz iść ze mną.
Drogą do uspokojenia Penelope Porter, było jej nakarmienie i to było Harry'emu bardzo dobrze znane.


Widok tak wystrojonej kobiety jak Penelope, tamtej nocy w Mc był dość niecodziennym widokiem. Zwracała uwagę każdego, kto był blisko kasy fiskalnej, również pracownicy nie ukrywali swojej ciekawości względem jej osoby.
Niewzruszona i głodna, zamówiła dwa powiększone zestawy i w akompaniamencie odgłosu swoich przecudownych szpilek, dołączyła do stolika, przy którym siedział Harry.

Na początku jedli w ciszy, jednak później Harry czuł się zobowiązany do tego, by wytłumaczyć jej, dlaczego postąpił właśnie tak a nie inaczej.
Penelope jedząc frytki i popijając je colą z pokerową twarzą, czekała na mowę Styles'a.
- Gdy zobaczyłem jak tamten typ się do ciebie dobierał, krew we mnie zawrzała i nie chciałem żeby stała ci się krzywda. – Wzruszył ramionami, ignorując spojrzenia innych osób, które z zaciekawieniem przyglądały się ich stolikowi. – Zachowałem się jak nadopiekuńcza matka, ale co zrobisz?
Uśmiechnęła się delikatnie w jego kierunku.
- Powinnam ci jeszcze raz podziękować, ale strasznie mnie zdenerwowałeś i nie ukrywam, że zepsułeś damski wieczór.
- Teraz też nie bawisz się dobrze? – Spytał smutny.
- Nie no, frytki potrafią poprawić nawet najgorszy wieczór. – Zaśmiała się, wiedząc, że nie o to mu chodziło.
Harry wrócił oczami dokładnie tak, jak robiła to Porter, kiedy była zirytowana czy znudzona, czy obserwowała innych ludzi, którzy irytowali ją swoim istnieniem.
- A co na to Laura? Nie masz jeszcze miliona wiadomości od niej gdzie podziewasz się, o drugiej w nocy? – Spytała, udając, że jest to obojętne.

Harry spiął się na jej pytanie, starając się przyjąć pozę, by wyglądało to tak, jakby było to zwykłe pytanie.
- Nie, pojechała na weekend do rodziców. Nie jestem pod jej nadzorem. – Odpowiedział z goryczą

Penelope o nic więcej nie spytała, ponieważ wyczuła, że był to dość delikatny temat do rozmowy.
Po zjedzeniu kolacji, czy też wczesnego, niezdrowego śniadania, Harry zamówił dla nich taksówkę.
Powietrze na zewnątrz było coraz ostrzejsze i oboje marzli coraz gorzej, przez wypite zimne napoje.

Harry zamyślony, patrzył przed siebie, w ciemną alejkę. Po pytaniu Penelope, zupełnie nieświadome poczuł ogromną pustkę w sercu.
- Czy ty też czujesz się taki wybrakowany i pusty w środku, Harry?
Zupełnie jakby czytała w myślach.
- Czuję się tak od długiego czasu, Penelope.

Coś się zmieniło.
Oboje pogrążeni byli we własnych myślach po wyjściu z Mc. Wiatr plątał ich włosy, drażniąc swoim zimnem i tak zmarznięte już ciała.
Gdy taksówka podjechała, oboje usiedli obok siebie, na tylnym siedzeniu a Penelope podała kierowcy swój adres.

W pewnej chwili, nie patrząc na nią, ani na jej reakcję, wyciągnął powoli dłoń w kierunku jej i powoli, delikatnie, złączył ich dłonie razem. Gdy kobieta nie zabrała ręki, poczuł się pewniej i ciaśniej splótł ich palce, wciąż patrząc przez okno, ze swojej strony a Penelope do swojego.
Żadne z nich się nie odezwało, ani też nie przerwało tego małego momentu.

Gdy taksówka zaparkowała pod blokiem Penelope, Harry odprowadził ją pod same drzwi wejściowe klatki schodowej.
Uśmiechała się do niego lekko, mając czerwone i podkrążone oczy ze zmęczenia.
To była ciężka noc dla ich obojga.
- Dziękuję za wszystko, dobranoc, Harry.
- Śpij dobrze, Penelope.

Wtedy pod wpływem emocji, jakby zahipnotyzowany przez jej ciemne, odbijające światło latarni, czarne oczy, pochylił się na nią i szybko pocałował jej usta.
Pocałunek był namiętny, delikatny i szybki, jednak nie żałował.
Dopiero po fakcie, zorientował się, co właśnie uczynił.
Czekał na spoliczkowanie z jej strony, jednak tego nie zrobiła. Patrzyła na niego zdziwiona z wciąż uchylonymi ustami.

Z otępienia wyrwał ich klakson, kierowcy taksówki, który wciąż czekał, aż Harry wróci.
Licznik wciąż tykał.
- Do zobaczenia.
Powiedział wciąż zdziwiony i pobiegł do pojazdu.     

Perfect | Home |h.s| ✔️Where stories live. Discover now