„ If you like midnight driving with the windows down"
Penelope Porter była mieszanką wybuchową. Lekko pyskata, bystra. Zdawać by się mogło, że również nieustraszona, oczywiście, ale nie zawsze. W sprawach sercowych potrafiła być stanowcza i odesłać adoratora do miejsca skąd przyszedł.
Jednak, kiedy każdego dnia poznawała Harrego Stylesa, wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka o zielonych oczach i chłopięcej urodzie, przestawała być zdecydowana. Po jego poznaniu cały jej światopogląd i opinia na temat chłopaka zmieniła się diametralnie i dosłownie nie wiedziała nic.
Po jakże niezręcznym dla dziewczyny spotkaniu w Tesco, zaszyła się po swoim ulubionym kocem, mino dość wysokiej temperatury na zewnątrz i zaczęła wszystko dogłębnie analizować.
Lubiła Harrego Stylesa. Bardzo.
Widząc jego wspólne zdjęcie z jej wrogiem numer jeden – Bethany, coś w niej pękło, była zazdrosna, zła, zraniona i smutna. Powiedzenie, że nawet najmniejszy szczegół, może zranić dziewczynę, której podobał się jakiś inny osobnik był absolutną prawdą.
Nawet, jeśli nie chciała przyznać to przed samą sobą a dopiero, co przed kimś.
Dlatego, przez kilka następnych dni, za wszelką cenę chciała ograniczyć kontakty z kędzierzawym jak tylko się dało, albo do zera.
W szkole, widząc go w towarzystwie Bethany, szczerzącej się do niego, kręcącej swoje wypielęgnowane włosy na palcu, jej serce pękało i pękało coraz bardziej.
Dlatego chciała go unikać, tym bardziej cheerledearki widzieć nie chciała. Mimo jego wiadomości czy propozycji o wspólne wyjście, pozostawała nieugięta. Po raz pierwszy nawet Issac nie potrafił do niej dotrzeć.
Domyślał się jednak, co może być na rzeczy, gdyż Bethany coraz częściej dodawała zdjęcia, na których był Harry. Jedynym pocieszeniem na to wszystko, był fakt, że nie były one teraźniejsze. Łatwo było to stwierdzić, bo jego włosy były na zdjęciach krótsze.
Na dużej przerwie, gdy Penelope weszła do łazienki poprawić swoje włosy i sprawdzić stan ogólny kręconych dzisiaj włosów, natknęła się na Beth, wychodzącą z kabiny. Wywróciła oczami na kusy strój dziewczyny, szczotkując włosy. Cheerlearka posłała jej fałszywy uśmiech, chcąc sprowokować brunetkę.
- Tylko rączek nie zapomnij umyć. – powiedziała z przekąsem do Beth, która miała zamiar wyjść z toalety.
- Zawsze troskliwa Porter... Wiesz, czasem się zastanawiam, co widział w tobie mój chłopak. Może lubił tą twoją troskę o takich frajerów, jak ty.
Penelope spięła się jej kąśliwą uwagę. Tak bardzo chciała wyzwać Beth od najgorszych, jednak wiedziała, że tylko na to czeka.
- Twój chłopak? Który z tobą wytrzymuje więcej niż trzy dni? – zaśmiała się.
Bethany była popularna w szkole, to nie uchodziło niczyjej uwadze, wiązało się to też z faktem, że chłopakami również się bawiła. Lub to oni bawili się nią.
- Oh proszę. Harry szaleje na moim punkcie, – zrobiła pauzę, jadowicie uśmiechając się w odbiciu lustrzanym do Porter – po naszym powrocie do siebie, jest lepiej niż było na początku.
Po tych słowach, strzepując nadmiar wody z dłoni, wyszła z łazienki a Penelope została sama.
Czuła, że jej mały świat, właśnie zaczyna się zawalać. Popatrzyła w swoje odbicie, szok i ból, tylko to zdołała wyczytać ze swojej twarzy. Łzy podeszły do jej oczu, ale ze wszystkich sił starała się ich nie wypuścić.
Nigdy nie płacz przez faceta, żaden nie jest tego wart.
Ostatni raz, jaki pamiętała, że to właśnie mężczyzna był powodem jej łez, był odchodzący od rodziny ojciec.
Przyrzekła sobie i mamie, że nigdy więcej przez żadnego nie będą płakać.
Nie przejmując się makijażem, opłukała twarz zimną wodą, doprowadzając się do stanu użyteczności. Wyszła z toalety z pokerową twarzą i skierowała się na trawę, niedaleko boiska, gdzie zawsze z Issackiem jedli obiad.
W oddali Issac czekał już, siedząc na trawie. Penelope cały czas starała się trzymać swoje emocje na wodzy, jednak z każdym krokiem było ciężej zachować pozory, zwłaszcza pod czujnym okiem przyjaciela, który zdążył już wcześniej coś podejrzewać.
Usiadła na swojej bluzie i bez słowa wyciągnęła z torebki kanapkę.
Issac wciąż ją obserwował bez słowa.
- Mam coś na twarzy, że taką dziurę we mnie wiercisz?! – uniosła się, posyłając mu mordercze spojrzenie
Chłopak ani trochę się nim nie przejął, ponieważ znał doskonale swoją przyjaciółkę i jej nagły wybuch, dowiódł tylko tego, że naprawdę coś się stało.
- Ciężko przeoczyć te zaszklone oczy, więc będę wiercił dziurę dopóki mi wreszcie nie powiesz, co się dzieje! – uniósł się identycznie, co Penelope.
Dziewczyna natychmiast skuliła się od jego podniosłego tonu a łzy poleciały z jej oczu. Natychmiast przytuliła się do przyjaciela, który jak gdyby tylko na to czekał. Nie płakała rzewnie jak gdyby wodospad miałby polecieć z jej oczu.
Pochlipywała cicho w ulubioną bluzę przyjaciela a on udawał, że wcale nie martwi się o zacieki po smarkach Penelope, na logu Adidasa.
- Powiesz mi wreszcie, co się dzieje? Pen, możemy gadać o wszystkim, przecież wiesz.
Dziewczyna usiadła prosto, wycierając łzy z policzków.
- Harry Styles się stał. Do cholery naprawdę go polubiłam. Mam na myśli naprawdę. I wiesz, co zrobił?! Do cholery wrócił do Bethany, to tej szmaty, Bethany.
Issac wytrzeszczył momentalnie oczy na słowa dziewczyny, która zaczęła się dopiero rozkręcać w swojej wypowiedzi. Musiała z siebie wyrzucić wszystko, co ciążyło na jej sercu.
- Na początku unikałam go, po naszym spotkaniu, co rzeczywiście mogło być dziwne, ale do cholery, serio?! Tydzień po naszym spotkaniu on wrócił do swojej byłej. Ma czelność jeszcze wydzwaniać do mnie i pisać ''co się dzieje'' albo uważaj, to jest najlepsze „czemu mnie unikasz Berry?'. Ugh, bo po tym wszystkim, co ci powiedziałam, nie wierzę, że będziesz taki perfidny i wrócisz, do dziewczyny, która zatruwa mi życie. – Ostatnie zdanie powiedziała z ironią, przesiąkniętą żalem, którą teoretycznie miała wysłać w odpowiedzi na jego wiadomości.
- Omg Penelope... - Issac zakrył usta dłońmi – przecież to do niego nie podobne. Skąd to wiesz? Tylko nie mów, że to wszystko przez te zdjęcia, które wstawia Beth.
Dziewczyna przez chwilę nic nie powiedziała, ponieważ musiała dokładnie wszystko przeanalizować w środku. Chociaż i tak znała na to odpowiedź.
- Nie. Przez zdjęcia zrobiłam się chyba jedynie zazdrosna. Spotkałam Bethany w łazience i tam mi wszystko powiedziała. To wyjaśnia i te zdjęcia, oraz dlaczego znowu tak bardzo klei się do niego na przerwach. – powiedziała smutno.
Bethany świadomie lub nie, dostała właśnie to, czego chciała. Issac popatrzył smutno na swoją przyjaciółkę, po czym objął ją ramieniem, mówiąc, że to wciąż jest tak nieprawdopodobne, ale z drugiej strony było realne, no i teoretycznie mięli dowody, które potwierdzały by cały ten syf.
- Na pewno nie chcesz z nim porozmawiać? Strzelić prawego sierpowego jak kiedyś, przy całej szkole? – spytał cicho.
- Nie, Issac to zupełnie coś innego. Ja naprawdę nie mam ochoty z nim rozmawiać.
- Obydwoje jedziemy na tym samym wózku, mała. Pamiętasz jak tydzień temu byłem na siłowni z Trevorem?
Dziewczyna przytaknęła, czekając na dalszy rozwój wypowiedzi swojego przyjaciela. Czuła, że coś się wydarzyło, po tym, jaki ton głosu przybrał Lopez.
- Przy robieniu drugiej serii brzuszków, puściłem pawia na pół sali.
Usta Penelope dygnęły w małym uśmiechu, jednak nawet to nie wywołało u niej śmiechu.
W oddali zobaczyli jak Trevor zmierza w ich kierunku z uśmiechem. Issac delikatnie się zarumienił na widok chłopaka, ale zaraz w trosce, zwrócił wzrok na swoją przyjaciółkę, która szybko wycierała z policzków resztki łez.
Trevor przytulił ją z uśmiechem na powitanie i to samo uczynił z Issackiem.
- Słuchajcie, musicie mi pomóc z moją imprezą pożegnalną na zakończenie roku. Pen, mogłabyś zrobić jakąś playlistę? – spytał Trevor
Przez tą całą akcję z Harrym i Beth, dziewczyna kompletnie zapomniała o swoim zaproszeniu na wielkie, ostatnie wydarzenie, jakie organizował chłopak. Jej humor i ogólna niechęć do życia sprawiała, że nie miała ochoty również się tam pojawić.
- Jasne, ale tylko podrzucę ci pendrive. Nie mogę zostać na imprezie.
Issac spojrzał w jej kierunku, posyłając dziewczynie mordujące spojrzenie, które starała się zignorować. Wiedział doskonale, że dziewczyna kłamie, ale nie chciał na nią krzyczeć przy Trevorze, który wyraźnie posmutniał.
- Jak to? Penelope, nie możesz nam tego zrobić. Miałaś zatańczyć z Issackiem do Sorry, Beyonce.
- Wybacz, muszę zając się Tomem. – wzruszyła ramionami, podnosząc się z ziemi.
Żegnając się z chłopakami chciała oddalić się, lecz Trevor przypomniał jej o dzisiejszym, ostatnim meczu, na którym oczywiście nikogo ze szkoły nie mogło zabraknąć. Issac z kolei chwycił ją za ramię, będąc naprawdę zdenerwowanym jej zachowaniem. To zupełnie nie było w stylu Penelope, co przed chwilą zrobiła. Upewniwszy się, że Trevor nic nie usłyszy, powiedział do przyjaciółki cicho, puszczając jej rękę.
- Rozumiem, że jesteś smutna, ale i tak przyjdziesz na tą imprezę, Penelope Porter.
Po lekcjach, gdzie kolejnego dnia nie spotkał swojej ulubionej brunetki, skierował się na parking do auta.
Harry nie mógł dotrzeć do Penelope, nie wiedział, co się dzieje, czuł się jakby ktoś wymazał mu pamięć, bo nie pamiętał, kiedy sprawy się tak bardzo skomplikowały.
W skrócie, Bethany uczepiła się do niego zbyt mocno a Penelope zapadła się pod ziemię.
Dzisiaj wieczorem dodatkowo grał ważny mecz i miał nadzieję, że zobaczy tam Berry.
Była jedną z nielicznych osób, jakie chciał naprawdę zobaczyć na trybunach, dopingującą jego drużynę.
Do Berry:
Naprawdę mam nadzieję, że będziesz na meczu. Chciałbym cię zobaczyć na trybunach. Proszę.
Czuł, że nie dostanie od niej odpowiedzi, schował telefon do kieszeni spodni, odpalając auto.
Odjechał z piskiem opon, widząc machającą do niego Bethany, wraz z innymi dziewczynami.
Udając, że tego nie widział, wyjechał z terenu szkoły. To nie tak, że uciekł od cheerleaderki.
No dobrze, on chciał uciec od cheerleaderki.
Trzy godziny później, oświetlany przez sztuczne światło wszedł na boisko razem z chłopakami z drużyny. Cała szkoła wykrzykiwała pocieszające słowa w ich kierunku, machając szalikami i pomponami w kolorach drużyny.
Cheerleaderki tańczyły właśnie swój układ, pobudzając publiczność do kibicowania. Harry nie był zestresowany samym meczem, a tym, że nie widział jednej twarzy, na której tak bardzo mu zależało.
Gdy obie drużyny uściskały swoje dłonie, mecz zaczął się na dobre. Publika skandowała różne slogany jeden przez drugich, w efekcie, czego, Harry nic nie rozumiał.
Podawał do chłopaków, każdą zdobytą piłkę. Coraz bardziej drużyna z drugiej szkoły, działała mu na nerwy, ponieważ ciągle chcieli faulować oraz chamsko przytrzymywali ich za koszulki.
W drugiej połowie, stało się nieszczęście. Gdy Harry odebrał piłkę od Marka, nie zauważył nadciągającego przeciwnika po lewej stronie. Chłopak chciał odebrać mu piłkę a drugi już nadciągał. Zamiast zatrzymać się, Harry tylko przyspieszył a jeden z dwójki nadciągających chłopaków, podstawił mu nogę a drugi pchnął chłopaka.
Upadł na murawę i momentalnie poczuł przeszywający ból jego ciało. Sędzia przerwał mecz słysząc jego krzyk a publika wstrzymała oddech.
Drużyna zbiegła się dookoła cierpiącego chłopaka, który był badany przez trenera.
Nie mógł zgiąć swojego kolana, ponieważ czuł zbyt mocny ból. Kolano jednak nie było złamane. Trener i reszta chłopaków, pomogli mu się podnieść i zejść z boiska.
Wszyscy na trybunach zaczęli klaskać i pocieszać drużynę, która straciła dobrego piłkarza na ostatnim meczu.
Harry położył się na ławce wciąż czując okropny ból, trener zaczął okładać jego nogę lodem, bo nie zgodził się, aby wezwać karetkę, która miałaby zawieść go na pogotowie. Gdy poczuł lód w bolącym miejscu, jego ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze, przez co jeszcze bardziej zacisnął zęby.
Nie wiedział ile czasu minęło, cały czas czuł jedynie ból, który na szczęście łagodniał.
Po chwili usłyszał cichy głos i rękę na ramieniu.
Penelope.
- Harry, boże jak się czujesz? – spytała wystraszona
Patrzyła na niego, czekając na odpowiedź, uśmiechnął się do niej delikatnie, kłamiąc, że wszystko jest dobrze. Nie uwierzyła mu.
- Cieszę się, że przyszłaś.
Gdy brunetka miała coś powiedzieć, przyszła spanikowana Bethany, która natychmiast zmroziła wzrokiem dziewczynę. Ukucnęła obok zirytowanego chłopaka, który chciał pogadać z Berry.
- Harry, masz odpoczywać. – powiedziała Bethany twardo – nikt nie powinien ci przeszkadzać, kochanie.
Tym razem skierowała swój morderczy wzrok w stronę Penelope, która przewróciła oczami na ten widok, który również zabolał.
Chłopak nie chciał, żeby Penelope odeszła, bo musiał z nią porozmawiać. Mając w zamiarze się odezwać, nie zauważył jak Bethany oparła się ręką o jego kontuzjowane kolano. Wstrzymał oddech z bólu, który uniemożliwił mu zatrzymanie Penelope. Ta, powiedziała jedynie cicho, że cieszy się, że Harry wyszedł z tego w miarę cało odchodząc.
Posłał Bethany mordercze spojrzenie, na co ta, przeprosiła go, całując jego spocone czoło.
- Bethany... co ty robisz?
- Pocieszam cię Harry, odpoczywaj, muszę wracać do dziewczyn.
Chłopak żałował, że nie ma przy sobie telefonu komórkowego, zatrzymałby w ten sposób Penelope i porozmawiałby z nią, o ile by odebrała.
Cameron przyniósł jego torbę z ubraniami, bo postanowił zbierać się do domu. W zasadzie trener mu kazał, miał nadzieję, że mama Harrego nakłoni chłopaka do pojechania jeszcze tego wieczoru do szpitala, aby zbadać kolano.
Kuśtykając w kierunku swojego auta, czuł, że wciąż go boli, ale nie aż tak bardzo jak na początku. Zastanawiał się, co robić, bo był pewny, że nie da rady prowadzić auta.
Zirytowany wziął głęboki wdech, zamykając oczy. Marzył, aby znaleźć się wreszcie w domu i obłożyć bolące miejsca lodem.
W oddali zobaczył kierującą się wolnym krokiem Penelope. Zupełnie jakby spadła mu z nieba. Znając obecną sytuację (w zasadzie nie znając) postanowił zawołać ją, poprosić o pomoc. Cokolwiek, by móc z nią porozmawiać.
- Berry! Poczekaj, musisz mi pomóc! Nie zostawiaj mnie.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i chwilę zajęło jej, aby dostrzec Harrego. Przygryzając wargę podeszła do niego z pytającym wyrazem twarzy. Wiedziała, czego może się spodziewać. Prawdą było, że Penelope Porter miała prawo jazdy, nie przyznawała się jednak do tego, bo nienawidziła prowadzić auta.
Gdy znalazła się blisko Harrego, ten spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Nie dam rady prowadzić auta. – podrapał się niezręcznie po ramieniu
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i otworzyła z niechęcią drzwi od strony pasażera.
Z ledwością utrzymała Harrego, będącego wtedy na jednej nodze i pomogła mu wsiąść do auta.
Szybko okrążyła czarny pojazd, zapewne jego ojca, siadając na miejscu pasażera.
Harry wręczył jej kluczyki do auta, oraz powiedział gdzie, co jest, aby poczuła się pewniej.
- Nie odpowiadam za szkody auta, dobrze, że o tej porze nie ma ich dużo na drodze. – powiedziała cicho, patrząc w lusterko, wyjeżdżając z parkingu. – Mocno cię boli?
- Już mniej, wytrzymam.
Skupiając się na drodze, prowadziła pojazd najlepiej jak umiała. Ze stresu było jej tak strasznie duszno, że prawie nie mogła oddychać, bo i atmosfera była zbyt gęsta. Harry nie spuszczał z niej oczu, co dodatkowo potęgowało jej stres.
Stając na czerwonym świetle, poszukała guzika otwierającego okna. Zsunęła obie szyby całkiem w dół, biorąc głęboki wdech świeżego, ciepłego powietrza.
- Jeśli będzie ci zimno zamknij te okna, to twoje auto. – powiedziała cicho, wciąż bacznie obserwując drogę.
- Lubię jeździć z szybami na dole, Penelope. Lubię jeździć z tobą. – ostatnie zdanie powiedział nieco ciszej.
Gdy wreszcie chciał zacząć rozmowę, na dość trapiący do temat, usłyszał dzwoniący telefon.
Wstrzymał oddech widząc na wyświetlaczu mamę.
Ledwo wcisnął zieloną słuchawkę i usłyszał jej spanikowany głos, pytający czy wszystko z nim dobrze i jak doszło do wypadku. Spokojnie opowiedział jej, że jest w aucie z Penelope, na co Ann wystarczająco głośno odetchnęła, aby jej syn wiedział, że się uspokoiła.
Po chwili zamiast skręcić w prawo, Penelope skręciła w lewo, czyli w zupełnie odwrotną stronę do jego domu.
- Pen, co ty robisz? Mieszkam tam... - wskazał uliczkę, która była coraz dalej.
- Podaj mi telefon – powiedziała twardo.
Harry posłuchał jej, widząc wyraz twarzy dziewczyny, nieznoszący odmowy.
Ta, przywitała się z jego mamą i wytłumaczyła jej, że zawodzi Harrego do szpitala, aby zbadał go lekarz. Powiedziała jeszcze dokładnie gdzie się znajdują, na co pani, Styles przytaknęła i powiedziała, że zjawi się tam jeszcze przed nimi.
Harry był zły, nie chciał jechać do szpitala ani tym bardziej, żeby jeszcze była tam jego panikująca mama, co oczywiście powiedział na głos. Brzmiał jak zdenerwowany trzylatek.
Drażniło go jeszcze bardziej przy tym, zupełnie oschłe zachowanie dziewczyny. Skrzywił się nagle, gdy jego kolano mocniej zabolało.
- Zamknij się wreszcie. – powiedziała wjeżdżając na parking szpitala – Skoro nic ci nie jest, to może pobiegniesz do rejestracji? Oh no tak... nie możesz.
Oboje byli wyraźnie zezłoszczeni tym wszystkim.
Penelope kazała mu zaczekać w aucie, podczas gdy ona poszła biegiem do rejestracji, gdzie załatwiła dla Harrego wózek, aby nie nadwyrężał nogi.
Po podaniu wszystkich informacji pielęgniarce, dziewczyna z ledwością pchała lokowatą kalekę pod odpowiedni pokój.
Patrzyła na niego z troską jednak nic nie mówiła. Chciała jedynie, aby ze Stylesem było wszystko dobrze, pomimo sprawy z, Bethany, jaką naprawdę zranił dziewczynę.
Kilka minut później, ubrana w szare spodnie dresowe, przyszła zmartwiona Ann, która od razu wzięła Penelope w ramiona, dziękując jej za przywiezienie jej upartego syna do szpitala.
Dziewczyna skromnie powiedziała, że użyła podstępu, dlatego poszło w miarę dość prosto, na co kobieta się uśmiechnęła.
Następnie powiedziała, że będzie się zbierać, bo jest późno.
- Oh kochanie, możemy cię zawieźć do domu, ale nie wiem, która będzie godzina.
Penelope naprawdę doceniała jej troskę, ale naprawdę chciała wydostać się z tego szpitala, chcąc zwyczajnie popłakać sama, nie wytrzymując tego natłoku emocji.
Pożegnała się jeszcze raz ze Stylesami i skierowała się do wyjścia.
Harry ponownie zirytowany tym, że nie mógł z nią porozmawiać, siedział podpierając brodę o pięść.
Musiał jeszcze jakoś przetrwać gadaninę swojej mamy o zdrowiu, odpowiedzialności itp.
Świetnie. Po prostu świetnie.
YOU ARE READING
Perfect | Home |h.s| ✔️
FanfictionCzęść 1: Pisana na podstawie piosenki 'Perfect' One Direction. [zakończone] Byli kompletnie różnymi osobami, Dzieliło ich wiele, A mimo wszystko byli podobni, Byli dla siebie perfekcyjni. Część 2: Pisana na podstawie piosenki...