Rozdział 6

95 7 3
                                    


*oczami Jonathana*

Gdy ojciec zostawił u mnie Martinę, nie mogłem się powstrzymać. Oczami badałem, każdy centymetr jej bladej skóry. Jej oczy, niczym czarne węgielki wpatrywały się we mnie. Było w niej coś uroczego, a zarazem morderczego. Nie była zbyt wysoka, na oko miała coś ok. 1.65 m. Była drobnej postury. Zaintrygowała mnie.

- Cześć - uśmiecham się do niej.

Widzę jak niepewnie się czuje. Dłonią poklepuję miejsce na wielkiej sofie, te obok mnie. Nie do końca wiem czym są uczucia, czy ja widzę w niej moją siostrę. Wydaje się taka bezbronna.. Mam ochotę ją chronić. Co to za dziwne uczucie ? Potrafię sobie wytłumaczyć fakt, że jestem bezwzględnym mordercą, ale nie potrafię wyjaśnić tego co teraz czuję. Czy to są właśnie emocje ?

- Cześć - mówi cicho siadając koło mnie.

Robi to tak delikatnie. Dopiero teraz czuje jej zapach. Jest słodki, może z małą nutą arbuza? Mam nieodpartą chęć dotknięcia jej więc dotykam jej ramienia, a ona podnosi na mnie wzrok.

- Wszystko będzie dobrze - głaszczę jej ramie.

Gdy jej dotykam czuję coś co można chyba nazwać radością. Czuję w środku dziwne ciepło.

- Mam nadzieje - stwierdza i kładzie głowę na moim ramieniu.

Robi mi się ciepło.

- Nie przeszkadza ci to ? - pyta tym swoim słodkim głosem.

- No co ty, a może chcesz na kolana co ? Siostrzyczko. - delektuję się tym słowem.

- A mogę chcieć ? - po jej głosie słyszę, że trochę ją rozbawiłem.

- Tak - uśmiecham się.

- To chce - odpowiada głosem małej dziewczynki.

Gdy już siedzi na moich kolanach wtula się we mnie. To tak nowe uczucie, ale mi się podoba. Ona mnie nie ocenia, nie krzyczy o tym jakim to potworem nie jestem. Ufa mi i czuję się dobrze w moim towarzystwie. To naprawdę przyjemne. Czuję jej ciepło. Przyjemnie ogrzewa moje ciało.

- Braciszku ? - pyta.

- Tak ? - gładzę ją po włosach.

- Nie jesteś taki jak wszyscy mówili, cieszę się, że cię poznałam - uśmiecha się.

- Dziękuję. Cieszę się, że tu jesteś - uśmiecham się szczerze.

* Oczami Valentine*

- Nie powiem ci - stwierdza.

- Myślę, że jesteś mądrzejsza i chcesz szczęścia Clary, zawsze mogę jej wstrzyknąć krew demona.. - stwierdza.

- Nie zrobisz tego - syczy.

- Oczywiście, że tak i będziesz temu winna ty - patrzę w jej oczy.

- Edwardzie ! Przynieś mi tu demoniczną krew! - krzyczę.

- Tak Panie ! - odzywa się głos z zza drzwi.

- Jest w karcie tarota wyciągnę ci go - mówi zrezygnowana.

- No i taką cię kocham - uśmiecham się i wychodzę.

Podchodzę do jedynego przyziemnego, jest to mój osobisty służący.

- Panie, Jonathan kazał ci przekazać, że zabiera swoją siostrę na wycieczkę po rezydencji, oraz byś się o nią nie martwił - uśmiecha się.

- Idź powiedz głównej gwardii, że mają się udać do domu Jocelyn i znaleźć karty tarota! - rozkazuję.

- Oczywiście - kłania mi się i biegnie na dół.

Skierowałem się powolnym krokiem do mojego gabinetu, mam jeszcze trochę papierkowej roboty. Potem planowanie strategii i tego czego nauczyć jeszcze Martine. Z nią i tak mam mało roboty, ale Clary będzie już trudniej. Nie ma żadnej cholernej podstawy po za krwią. To będzie dość trudne.. Dam sobie radę, zawsze daje..

Resztę dnia zajmują mi same sprawy biurowe..

* Oczami Martiny*

Sama nie wiem czemu, ale ufam Jonathanowi. Nie jest taki jak mówią wszyscy. Nawet nie mogę sobie wyobrazić tego jak mama mogła go zostawić. Przecież on nie jest zły.. Czuję od niego zapach wanilii, jest delikatny mimo to wyczuwalny. Uśmiech ma ciepły, no może z nutą chłodu.. Jest dla mnie miły.

- Może pokazać Ci rezydencje ? - proponuje nagle po chwili milczenia.

- Tak, z chęcią ją zobaczę, a tak właściwie to gdzie my jesteśmy ? - pytam.

- Przy granicy z Idrysem, Niemcy. Wybacz Tini, ale nie mogę ci powiedzieć więcej - wykrzywia lekko usta.

Tini to fajne zdrobnienie, podoba mi się.

- Rozumiem - uśmiecham się do niego.

Gdy wychodzimy na korytarz Jonathan mówi mi gdzie co jest, lecz no niewielu pokoi wchodzimy, to głównie kilka zbrojowni, biur, łazienek i pokojów służby. Nic ciekawego, ale gdy dochodzimy do środkowej części tego wielkiego budynku robi się ciekawiej.

Pokój mojego brata był dość prosty, urządzony w szarościach i bieli. Na wielkiej szafie miał lustro. Pokój był dość zwyczajny, chociaż wyróżniało go obrazy. Były piękne, a zarazem mroczne.

- One są nieziemskie - podchodzę do nich bliżej.

- Kupiłem je we Francji, a ten nad łóżkiem we Włoszech - uśmiecha się.

- Podróżujesz ? - odwracam się do niego.

- Tak trochę.. Głównie to wykonuje polecenia ojca, ale staram się znaleźć chwilę na zwiedzanie. Uwielbiam sztukę, a kraje Europy mają zdecydowanie najlepszą - uśmiecha się.

- Zazdroszczę ci - stwierdzam.

- Czego ? - dziwi się.

- Wiesz gdy mnie ukrywano, podróżowałam tylko po stanach, ale i tak kończyło się na siedzeniu w ukryci. Dopiero Rey pozwalał mi wychodzić.. Zmieniali mi ,, opiekuna" co roku. Nie wiem czemu.. Jak się do kogoś przywiązałam to bolało najbardziej. Nigdy nie mówił skąd pochodzę i kim jestem - oznajmiam.

- Przykre.. Jeśli ojciec się zgodzi, a ty obiecasz nie uciekać zabiorę cię gdzieś - uśmiecha się ciepło.

- Naprawdę zrobisz to dla mnie - przytulam się do niego.

- Oczywiście - gładzi moje włosy.

Jego dotyk jest taki przyjemny, o na pewno nie jest taki jak mi mówiono. Czuję to. Może jest trochę zagubiony.. Nic więcej..

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tym o to akcentem kończę :3 Mam nadzieję, że się wam podobało :D

Pozdrawiam Tini <3


Sekret złotej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz