Rozdział 5

110 8 6
                                    


Wpatruję się w niego zaskoczona. Oddycham dość płytko. Czuje jak serce wali w mojej piesi.

- Dlaczego chcesz je porwać ? Co ty chcesz osiągnąć ? - pytam.

- Mhhmm.. Analizujesz sytuację? To się ceni. Chce mieć całą rodzinę przy sobie - oznajmia.

- Z żoną, która ci uciekła i będzie próbowała to powtórzyć. Z córką, która znienawidzi cię za rozłąkę z najlepszym przyjacielem ? Tego właśnie chcesz - rzucam.

- A jednak to co słyszałem to prawda.. Jesteś do mnie podobna córeczko - znów się uśmiecha.

Nagle mężczyzna którego spotkałam na moście przychodzi z Luke'm .

- Rozumiem, że teraz mam wybór, albo idę z  tobą, lub go zabijesz.. Mam rację ?

- Oczywiście, że tak - kiwa głową.

- Dobra - przewracam oczami zrezygnowana.

- Nie ! Martino nie rób tego !- krzyczy Luke.

- Dam sobie radę - uśmiecham się blado.

Trochę problemów to ja mu zrobię.. Tak teraz sobie przypomniałam, że jestem weganką o wrażliwej skórze..  Coś mu tam powymyślam..

Naglę słyszę trzask drzwi łazienki.  Spoglądam na Luke, próbuję do niego podejść, ale ojciec łapie mnie za nadgarstek.

- A ty gdzie - rzuca.

- Chce podejść do Luke - mówię stanowczo.

- Po co ? -  pyta.

- Muszę sprawdzić czy wszystko z nim dobrze, nie próbuj mnie powstrzymywać - próbuję iść w jego stronę.

Valentine o dziwo puszcza moją rękę, a ja podchodzę do wilkołaka.

- Jesteś cały ? - pytam.

- Mam parę zadrapań, nic wielkiego.. Proszę nie pozwól mu skrzywdzić Jocelyn i Clary - prosi.

 - Oczywiście, zrobię wszystko co w mojej mocy - szepczę i czuję jak ojciec szarpie moje ręce.

 - Idziemy - rzuca stanowczo.

Spogląda, jeszcze na mamę i siostrę. Obie są trzymane mocno. Gdy moje oczy spotykają spojrzenie matki. Oczami wskazuję Luke. Kobieta mruga na znak tego, że rozumie. Gdy znów patrzę przed siebie widzę portal.. Czuję jak mnie pochłania..

Czuję się jak bym spadała, czuję wiatr.. Otacza mnie cisza.  Nagle napotykam dno i wraz z ojcem stoję w jakimś domu. Mężczyzna wpatruję się we mnie i zmusza mnie do stawienia kilku kroków do przodu. Gdy już pojawiają się widzę na jego ustach cień uśmiechu.

- Zaprowadzić je do pokoju!

- A tobą Martino, zajmę się sam.. - oznajmia.

Po czym wychodzimy z tego dziwnie pustego pokoju.

Ojciec prowadzi mnie przez długi korytarz z mnóstwem drzwi.

- Gdzie mnie prowadzisz ? - pytam.

 - Do sali treningowej - oznajmia.

- Po co ? - unoszę brwi.

- Chcę zobaczyć na jakim poziomie jesteś, a poza tym potem skoczymy na obiad - oznajmia.

 - Wspominałam, że jestem weganką ? - pytam przybierając pokerową twarz.

- że co ? -sztywnieje.

Sekret złotej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz