Rozdział 10

74 6 5
                                    

Stoję właśnie przed miastem kości. Nie wiem co się teraz stanie, odrucowo dotykam książki w mojej kieszeni. Jest tam, nie mogę jej oddać. Biorę głęboki oddech.

- Idź już - nakazuje mężczyzna.

- Dobra nie spinaj się - prycham.

Wchodzę przez bramę. Gdy idę po schodach zatrzymuje się.

- Dalej - popycha mnie.

Z impetem upadam na ścianę. Wydaje z siebie cichy jęk z bólu. Zmuszam się by iść dalej. Gdy wchodzimy do głównego pomieszczenia. Nocni Łowcy powalają mężczyznę, a mnie łapie wilkołak.

- Luke - z moich oczu lecą łzy.

- Jesteś już bezpieczna - gładzi mnie po głowie.

- Boję się - szepczę.

- Cii - przytula mnie sprawiając, że nic nie widzę.

- Zapłacisz za to Lucianie! Valentine Cię zniszczy, będziesz go błagał o litość. Zginiesz w agoni, będziesz cierpiał - po ten słuchać jego krzyk.

Sztywnieje.

- Chodźmy stąd - mówi i bierze mnie pod rękę.

Wpatruje się w twarze nefilim. Nie znam ich, może nawet wyglądają przyjaźnie. Luke prowadzi mnie do czasownika, który otwiera portal. Przenosi on nas do Alicante.

- Witaj w Idrysie Martino - uśmiecha się.

- Co oni mi zrobią ? - pytam.

- Tylko zapytają Cię o kilka rzeczy, nie bój się ich. Teraz pójdziemy do mojej siostry dobrze ? - uspokaja mnie.

Kiwam twierdzaco głową.

*Oczami Valentine *

- Panie Clave ich złapało - oznajmia Eric.

- Wy głupcy ! Jak mogliście do tego dopuścić ?! Mają Martine, czy Ty rozumiesz iż ona może mnie pokonać ? Pozostaje nam liczyć na to* że nie będzie walczyć - krzyczę.

- Ktoś musiał ich poinformować - widzę, że jest wystraszony.

- Więc znajdź tego kogoś - warczę.

Mój sługa wybiega z pokoju.

Jak Ci głupcy mogli zrobić taki błąd. Imbecyle! Clave ma kogoś kto może im zapewnić przewagę. Cholera. Biorę kilka głębokich oddechów.
Muszę ją znaleźć! Albo zmuszę Clary.

Godzinę później już trenuje moja córkę.

- Szybciej Clarisso ! -krzyczę.

*Oczami Clary *

Nie mam już sily, ojciec każe mi biec. Z hukiem upadam na podłogę.

- Wstawaj - nakazuje mi.

- Czemu mnie dręczysz ? - pytam.

- Twoja siostra została porwana przez Clave, a ktoś musi mi pomagać.. Po prostu muszę Cię wyszkolić, a potem dołączysz do mnie - oznajmia.

- Na jakiej podstawie sądzisz, że do Ciebie dołączę - fukam.

- Mam swoje sposoby - uśmiecha się.

Boję się go, więc wstaje i biegnę dalej. Moje mięśnie nie dają już rady. Duszę się. Nie mogę złapać oddechu.

- Nie daje rady - dyszę.

- Dasz radę - mówi chłodno.

Biegnę dalej lecz nie daje już rady. Przed oczami robi mi się ciemno i upadam na kolana.

- Jest gorzej niż myślałem - rzuca.

- Nie mam siły - próbuje złapać oddech.

- Poczekaj tutaj - nakazuje.

Kiwam twierdząco głową.
Muszę się zgadzać na wszystko, on może skrzywdzić mamę.. Martwię się o nią. Jeśli on jej coś zrobi ?
Mięśnie mnie bolą.

Nagle ojciec wchodzi do sali z jakąś kobietą.

- Zrób to - nakazuje jej.

Zbyt późno orientuję się, że to demon . Uderza we mnie jakim promieniem, a ja czuję mrok. Chłód przejmuje moje ciało. Serce mnie mnie kuje.

- Co ty mi zrobiłeś - jeczę.

- Zaraz będziesz taka jak ja - uśmiecha się.

- Nie! - słuchać mój donośny krzyk.

* Oczami Martiny *

Mijamy uliczki w Alicante, zwracam na siebie uwagę przechodniów. Nie wiem dlaczego. Może oni wiedzą, że jestem córką Valentine ? Chce mi się płakać. Czuję się jak skazaniec idący na śmierć .

- Luke, czy ja .. zrobiłam coś źle ? - dygoczę.

- Nie, czemu tak myślisz ? - pyta.

- Oni się na mnie dziwnie patrzą - stwierdzam.

- Nie oni po prostu wiedzą, że Cię ocalilismy. Nic więcej, są ciekawi. Nie martw się będzie dobrze - pociesza mnie.

- To moja wina, nie powinnam w tedy wychodzić. Powinnam się domyślić, że on coś planuje. Razielu ! Dlaczego byłam na tyle głupia by tego nie zauważyć - wzdycham.

- To nie twoja wina - mówi.

- Więc czyja ? - pytam.

- Niczyja - oznajmia.

Kiedy już chciałam odpowiedzieć podbiega do nas nocny łowca o złotych oczach i włosach.

- Luke, proszą was do Sali Anioła - mówi chłopak.

- Och! Jace no dobrze, choć to zły pomysł - oznajmia.

- Dam radę - przygryzam wargę.

Wilkołak kiwa głową po czym prowadzi mnie do Sal narad. Wiem co teraz będzie. Wypytają mnie o każdy szczegół. Mam nadzieję, że na tym poprzestaną. Nie wiem do czego są zdolni. Bardziej martwi mnie ojciec.

- Witaj Martino - uśmiecha się do mnie zupełnie obca twarz.

- Witaj - szepczę.

- Nie bój się, teraz będzie już tylko lepiej - obiecuje.

No to na dzisiaj :) Jutro postaram się dodać kolejny xD wiem że krótki , ale daje radę :"D

Sekret złotej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz