Rozdział 17

58 6 3
                                    

Czasem mam wrażenie, że moje życie jest już zaplanowane do samego końca. Mam ochotę przestać być nefilim, lecz nie chce być podziemną. Chodzi mi o bycie przyziemną, chce by to wszystko zniknęło.Rozpadło się pośród wspomnień.
Nie zmienię tego kim jestem..

- Martino.. - zamyślenia wybija mnie głos ojca.

-Tak ? - pytam.

- Chodź, chce Ci coś pokazać kiwa na mnie głowa.

- Dobrze - zgadzam się.

Valentine prowadzi mnie do swojego gabinetu. Gdy do niego wchodzimy zamyka drzwi na klucz.

- Czy coś się stało ? - pytam.

- Nie chce by ktoś nam przeszkodził - stwierdza.

Kiwam głową na potwierdzenie.

* Oczami Valentine *

Nie wierzę, że udało mi się ją poskromić. Chyba, że udaje.. Sprytna dziewczynka.

Wyciągam grubą książkę z pod biurka.

- Przetlumaczyla mi to - rzucam książkę na biurku.

Gdy o nie uderza dziewczyna wzdryga.

* Oczami Martiny*

Nie wierzę.. Mam mu tłumaczyć cholera.. Muszę mu dobrze przetłumaczyć bo będzie źle.

- Emmm no ... - jąkam się.

- Po prostu przetłumacz tytuł - wzrusza ramionami.

Zerkam na książkę.

- Początki nefilim - oznajmiam biorąc książkę do ręki.

- Mhhm - zastanawia się Valentine.

- Serio tylko po to mnie tu zabrałeś ? -pytam.

- Głównie to chciałem Ci coś powiedzieć - stwierdza.

- Konkrety ? - unoszę brwi.

- Dzisiaj dam wybór Alicante.. Mają mi oddać władzę lub ich zaatakuje - oznajmia.

- Nie możesz tego zrobić - podchodzę bliżej.

Ojciec łapie mnie za nadgarstek.

- Mogę, mam każdy z darów anioła, no lustro to jezioro.. Ale wiem gdzie jest. O za tym pojedziesz ze mną - rzuca.

- Nie ma takiej opcji - próbuje zabrać mu nadgarstek.

Jest zapina kajdanki na mojej lewej i swojej prawej ręce. Nie mogę się mu wyszarpać.

- One są magiczne, nie licz na to, że je zdejmjesz - mówi.

- Czemu mnie do tego zmuszasz? - pytam.

- Musisz się nauczyć nie okazywać uczuć, pokerowa twarz to podstawa.. - stwierdza.

- Więc bez uczuć - szepczę.

- Uczucia są po to by je ukrywać przy ludziach. Rozumiesz ? - głaszcze mnie po głowę.

Powstrzymuje się od wyzdrygnięcia.

- Tak - poddaję się.

- Idziemy Martino - oznajmia.

Gdy jesteśmy już pod salą anioła nie jestem w stanie podnieść głowy. Patrzę za swoje buty, tylko tyle mogę. Ludzie ojca bezceremonialnie otwierają drzwi. Czuję lekkie szarpnięcie, Valentine zmusza mnie bym szła. Stawiam każdy krok jak by miałbyć moim ostatnim.

- Witam was wszystkich tu zgromadzonych, szczególnie Ciebie Lucianie - mówi mój ojciec.

Zmuszam się do podniesienia głowy. Oczami szukam Luke. Nasze spojrzenie się spotykają. Posyłam mu smutne spojrzenie tak by ojciec nie zauważył po czym rozglądam się po sali. Mają tu chyba jakieś zebranie.

- Valentine - syczy przewodniczący Clave.

- Tak, ale jak mogliście już zauważyć nie przybyłem sam. Muszę wam podziękować z opiekę nad moją córką. Nie wspominając o tym jak łatwo było ją stąd odebrać, razem z mieczem anioła - uśmiecha się.

Wiem, że to robi mimo iż na niego nie patrzę.

- Pochwalić się przyszedłeś ? - warczy wilkołak.

- Raczej złożyć im propozycję - oznajmia.

Powinnam zacząć krzyczeć co kolwiek.. On mnie pokonał.

- Martino nie odezwiesz się ? - pyta jeden z Clave.

- Nie licz na to, że Ci odpowie. Złamałem ją. Teraz wykonuje tylko moje polecenia, prawda Martino - zwraca się teraz do mnie.

Przypominam sobie co powiedział mi przed wejściem do portalu, Pamiętaj. Tylko Ty możesz pomóc swojej siostrze i mamie. Ty też na tym zyskasz.. Pamiętaj!

- Tak, ojcze - rzucam bez emocji.

- Widzicie ? Posłuszna -uśmiecha się.

- Co ty jej zrobiłeś ? - krzyczy Luke.

- Nic wielkiego - oznajmia.

- W dodatku kajdanki ? Nawet do tego ją zmuszasz - warczy.

- Mam dla was propozycje.. Albo oddacie mi władzę teraz, nie będzie wojny. Jak się nie zgodzicie. . Zniszcze was - stwierdza.

- Nie ma takiej opcji Valentine - mówi jednogłośnie Clave.

- Jak chcecie - wzrusza ramionami.

- Powalcie go! Tylko nie krzywdzić dziewczyny - krzyczy przewodniczący.

Nie wiem jak, ale znikamy i pojawiamy się w rezydencji.

- Uwolnisz mnie już? - podnoszę prawą rękę.

- Jasne, bardzo dobra postawa w sali anioła. Jestem z Ciebie dumny. Gdy Luke zaczął się odzywać bałem się, że coś powiesz, Ale zachowałaś się wspaniale - mówi zdejmując kajdanki.

- Czy tego właśnie ode mnie oczekujesz ? - pytam.

- Tak.. Więc udało mi się Cię przekonać ? - kładzie mi dłoń na ramieniu.

- Chyba tak - szepczę.

To na tyle wiem, że macie przerwę w publikacji Ale nie mam Internetu..

Sekret złotej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz