Rozdział 21

46 3 2
                                    

Im dłużej o tym myślę tym bardziej czuję, że popelniłam błąd. Nie powinnam wracać, a może ja nie powinnam nawet...
Chce jak najszynciej odrzucic tę myśl. Uciec gdzieś czy coś...
Może powinnam zginąć ? Chwileczke czy ja serio zaczymam o tym myśleć? Śmierć porównywalna z najwiwkszą tragedią, ale i wyzwoleniem. Zabawne. Wrecz uroniczne porównanie, a jakże trafne i właściwe.
Najgorszą jej formą jest powolna i bolesna agonia. Ona krok za krokiem odbiera ci świadomość, kropla za kroplą pozbawia jakiejkolwiek chceci do życia. Ale nie może sie równać z jednym. Z ciosem zadanym przez osobę która sie kocha, ktora jest nam bliska. To zdecydowanie boli najbardziej. Nawet przez te ostatnie sekudy życia.
Wiem czym się to różni, ból psyhiczny , a ból fizyczny. W zasadzie nie ma to zadnej różnicy obie formy wykanczają nas. Wręcz o wiele gorsza jest zlamana psyhika. Złamany duch nadzieji. Wlaśnie tak się teraz czuję, ale czy ból jest nieodłącznym elementem egzystencji w tym jakże odkrytym świecie?
Gdy leżę teraz w tym pokoju i patrzę na biały jak śnieg sufit wszystko jest obce, a za razem. Tak odlegle.
Zostaje jedno pytanie. Jak długo będę się jeszcze mogła cieszyć spokojem? Nie wiem kiedy on po mnie przyjdzie. Podniosłam swoją rekę i spojrzałam na nią. Czy zabilabym nią kiedyś kkogoś? Dla bym radę zabić siebie..?
Nie dowiem się tego... Dopiero gdy stanę przed wyborem. Chyba, że ja już... Podjęciem jej było oddanie się w rece ojca. Nie. Nie zrobię tego...
Nagle rozlega się pukanie.

- Proszę - prostuję się siadając na łóżku.

Do pokoju wchodzi nie kto inny. Ojciec. Tak od niego to ja się w rzuciu nie uwolnie. Nawet nie mogę sobie pomarzyć.

- Witaj córeczko - uśmiecha się tym swoim usniechem, który z pewnością zapamieram do końca życia.

- Witaj ojcze - odpowiadam niepewnie.

Nawet nie potrafię już sobie powtórzyć czemu to robię. Moje myśli one... Zaczynają ze sobą kolidować, znaczy chodzi mi o to, że w moim umyśle budzi się coś innego. Nowego, wręcz mrocznego? Czy to niebezpieczne ? Ja tylko nie chce być... Może chcę być zła? Jeśli to prawda ? Nie to nie możliwe.

- Wstawaj, już czas. Musimy iść - oznajmił wyciagając w jej kierunku dłoń.

Przyjęłam ją ukrywając niechęć jaką teraz do niego czuję. Już wiem co oznacza zakładać maskę by ukryć emocję.

- Oczywiście - podniosłam się.

- Grzeczna dziewczynka - posłał mi uśmiech z tak wyraźną nutą wyższości, że aż zakuło mnie serce.

Cholerny sadysta. Nie moge uwierzyć, ze cieszy go coś takiego. Nie wspominając o tym, że zaraz zapadę się pod ziemie...

- Więc czego oczekujesz ? - pytam.

- Twojej obecności - rzucił i wskazał drzwi.

Weszłam tak jak mi kazał. Może nie będzie tak źle?  Oby tak było...
Korytarz jest prawie pusty, rozglądam  się za Sebastianem. Niema go oczywiście...

- Poznasz kogoś - rzuca nagle.

- Jasne - oznajniam z lekką ignorancją.

Najzwyczajniej jest mi to obojętne. Cóż i tak nie mam wyjścia, nie z Valentine'm. Ojciec prowadzi mnie do jakiegoś salonu.

- Poczekaj tu on zaraz przyjdzie - uśmiecha się lekko.

On, czyli to chłopak. Czyżby on chciał mi tym coś zasugerować?

Gdy wychodzi do pokoju wchodzi chłopak o czarnych włosach i niebieskich oczach. Jest niezwykle przystojny i chyba trochę starszy niż ja.

- Cześć - rzuca z wyraźnym francuskim akcentem.

Francuz jak miło.

- Hej - uśmiech się lekko.

Tylko się nierumień durna...

- Jestem Sylvian - podaje mi dłoń.

- Martina milo mi - usmiecham sie.

Sekret złotej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz