Rozdział 15

66 6 2
                                    

- Kto nie ryzykuje ten niepije szampana - patrzę mu prosto w oczy.

- A więc czegoś się ode mnie nauczyłaś - uśmiecha się.

Prycham i odwracam na chwilę wzrok.

- Czemu ci tak zależy bym tu była ? Nie rozumem po co mnie tu trzymasz na siłę ? - pytam.

- Jesteś moją córką nie pozwolę by Clave robiło ci pranie mózgu - rzuca.

- A ty dalej swoje ? - przewracam oczami.

- Pozwolisz im się okłamywać ? Wodzić za nos ? - podchodzi bliżej.

- Ludzie mieli rację.. Na prawdę jesteś dobrym mówcą. Sądzisz, że mnie przekonasz ? - przestaje być ta Martina, którą znam.

Śmieje się. Dziwny chłód ogarnia moje ciało. Czuję się inna.. Zupełnie jak by jakaś część mnie odeszła.. Na zawsze.. To już nie wróci mogę zapomnieć..

- W końcu zaczynasz przypominać prawdziwego Morgernsterna córeczko. Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy. Zmieniasz się pod moim wpływem.. Bardzo dobrze. Pamiętaj, że twój tatuś może Ci wiele dać. . Nie odrzucaj tego - uśmiecha się.

Zamykam oczy i szukam w umyśle czastki, która krzyknie Nie nie rób tego, przestań .. Słyszę tylko ciszę..
Żadnego protestu, zupełnie nic. Gdy je otwieram czuję, że ojciec nie jest taki jak go opisują. Nie jest głupi. Może wręcz genialny. On wie co robić by wygrać.. Widzę to w jego oczach, zupełnie jak by smak wygranej był dla niego zwyczajny. Prosty i codzienny.

Uśmiecham się lekko.

- Co mi proponujesz ? - pytam.

- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo liczyłem na to pytanie Martino Mirgernstern - mówi przeciągając samogłoski.

- Proponuję Ci zawieszenie broni, bądź grzeczna. Jeśli spełnisz to o co Cię proszę pozwolę Ci uratować twoich przyjaciół.. W ostateczności też psa - rzuca.

- Zdajesz sobie sprawę, że magia runiczne pozwala na odmienienie z likantropa czy wampira - palcami przeczesuję włosy.

- Więc po użyciu kielicha stał by się by się nocnym łowcą ? - Valentine usmiecha się szyderczo.

- Oczywiście tato - oznajmiam.

Właśnie nawłam to tata na Raziela ! Co się ze mną dzieje.. Cholera ja się już nawet nie poznaję. Czy to jest moje prawdziwe ja ? Tak właśnie jestem?
Taka jak on? Jak ja mogłam się zacząć z nim dogadywać. Chyba, że moja podświadomość próbuje zyskać jego zaufanie.. Ta myśl jest pocieszajaca. W porównaniu z tym co robię. Ehh.. Nie jest zbyt dobrze.

- Odzyskałbym siłę jaką daje runa Parabatai, a to mi bardzo na rękę.. Zgoda zrobisz to jeśli chcesz.. O ile będziesz grzeczna - stwierdzam

- Mam być grzeczna. Myślałam, że mam być jak Mirgernstern.. Postaram się być słodka i różowa księżniczką - prycham.

- Dobra masz się słuchać po prostu mnie pasuje - wpatruje się we mnie.

- Jasne, że tak - kiwam głowa na zgodę.

*Oczami Clary *

Gdy się budzę Luke chodzi nerwowo po pokoju. Głowa mi pęka.. powrócił do mnie natłok utraconych wspomnień. Czuję się jak by kamień spadł mi na głowę.

- Cześć - szepczę.

- O! Clary obudziłaś się.. Dzięki Bogu - rzuca.

Rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu siostry.

- Gdzie Tina? - pytam.

- Ten zdrajca Hodge wydał ją Valentinowi po czym wrócił z nim do kregu. Nie wiem jak mogłem być tak głupi i pozwolić jej odejść. Ona miała rację twój ojciec chce ją mieć.. Podobno uspił ją jakimś ziołem i nie dała rady się obronić. Nawet nie wiesz jak dumnie Valentine pracował z twoją siostrą na rekach... - rzuca.

- On jej nie skrzywdzi - oznajmiam.

- Co on Ci zrobił? - pyta wilkołak.

- Jakaś demoniczna Pani zaczarowała mnie tak bym była potworem. To bardzo bolało. Mówił, że nie będę w stanie zastąpić Martiny.. O ma co do niej jakieś plany... Nie słyszałam nic konkretnego - szepcze.

- Cholera nie dobrze.. Przydzielili ci trenera nazywa się Jace.. Na pewno go polubisz, a teraz prześpij się to było silne zakelecie - mówi troskliwie Luke.

Nie jestem w srmtabie zasnąć. To co się wydarzyło...

Luke myśli, że śpię ale ja postanwiam podsluchiwać jego rozmowę.

- Wiedziałem, że niepowinnismy Ci ufać. Valentine dostał to co chciał - stwierdza jego rozmówca.

- Fakt nie powinenem jej puszczać samej, ale skąd mogłem wiedzieć, że trafi na Hodge ? - broni się Luke.

- Mogłeś to przewidzieć - oznajmia.

- Myślałem, ze idzie się przejść - twierdzi w ilkolkolak.

- To źle myślałeś - walczy.

To okropne. On go o to obwinia. Powinnam go obronić czy coś, ale nie mogą wiedzieć, że ich podsluchuje.

To na tyle rozdział sponsoruje pies (Niunia aka Kama ) która postanowiła mnie obudzić o 4 po przez lizanie po rękach co skończyło się wypuszczeniem na podwórko..
Czekam na komentarze bo to one są najważniejsze i najlepiej motywujące. Gwiazdka też nie pogardze do następnego c:

Sekret złotej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz