Rozdział 18

66 5 2
                                    

Ojciec pokazał mi salon z dostępem do informacji, a raczej telewizorem.
Nie wiem jak to się stało, ale on mnie złamał.. Myślę, że złamał by każdego. Czuję się z tym naprawdę źle.. Wręcz okropne. Kim ja jestem ? Przecież ja się nie uginam.

Przerzucam kanały. Jonathan jest na treningu.. Zaczynam się nudzić. Chociaż ojciec ćwiczył już ze mną zaraz po naszym powrocie. Nie wiem czemu, ale zakazał mi wchodzić na sale z kimś innym niż on. Może chce mieć wpływ na to czego się uczę. Boję się, że dałam mu się zbyt zmienić.

Nagle drzwi się otwierają, do pomieszczenia wchodzi ojciec.

- Martino, wstawaj idziemy - oznajmia.

- No dobra.. Tylko gdzie ? - pytam podnosząc się z sofy.

Pokój w który byłam był mały, miał tylko kanapę, stok i telewizor. Ojciec nie lubi elkektroniki i nowoczesności jest dość tradycyjny jeśli mogę to tak ująć.

- Musimy zaplanować atak na Alicante, tak musisz iść - uprzedza moje pytanie.

- Czemu muszę tam być ? - szepczę.

- Bo jesteś moja córka i będziesz tam tylko obserwować. Tym bardziej, że pójdziesz ze mną na wojnę.. - oznajmia.

- Na wojnę ? Ja nie chce tego oglądać - szepczę.

- Dasz sobie radę - mówi i łapie mnie za nadgarstek.

Wyciąga mnie z pokoju.

- Idziemy do sali konferencyjnej - rzuca.

- Tato - mówię błagalnie.

- Bądź posłuszna, a obiecuję że nie zabije dużej ilość ludzi - stwierdza.

- Dobrze - poddaje się.

Ojciec prowadzi mnie do piwnicy, jeszcze tam nie byłam. Gdy docieramy do sali konferencyjnej. Jest w niej mnóstwo ludzi, wyposarzona jest w wielki stół i cholaera.. dwa trzy fotele na końcu. Na jednym siedzi już Sebastian. Nie uda mi się już uniknąć spojrzeń. O ile córka samego Valentine może się od nich obejść. Idę z ojcem na koniec sali. Jest mi okropnie głupio. Wstyd mi za to jak bardzo mu uległam. Mimo iż wiem, że części mnie bardzo się to podoba, ale druga część mówi nie.
Ogarnij się! Widzisz tych ludzi, oni mogą oddać życie dla ciebie.  Doceń to co ojciec Ci oferuje!
Nie tak nie może być. Jak mogę o czymś takim myśleć.. Nie, nie, nie..

Gdy zajmujemy miejsca ojciec zaczyna tym swoim donośnym głosem.

- Pora zacząć posiedzenie wojenne. Jak po mojej lewej stronie mój syn Jonathan, którego wszyscy dobrze znacie, zaś po prawej moja najmłodsza córka Martina. Mniemam iż będziecie wyrozumiali dla niej, nie będzie walczyła. Na nieszczęście wychowano ją o za Kręgiem zdaleka ode mnie. Jeszcze nie przyswoiła naszych poglądów. Jak się domyślacie to kwestia czasu. Wszem i wobec ogłaszam,  że jej rozkazy są drugie w kolejności do moich. Tak samo jak w przypadku Jonathana. Innymy słowy nie wolno jej opuszczać rezydencji bez mojej zgody.  Tyle słowem wstępu - oznajmia.

Nigdy nie miałam takiej wewnętrznej potrzeby wypowiedzenia się jak teraz..

- Oczywiście Panie - zgadzają się.

Przypomina mi to czasy gdy w państwie Osmańskim rządzili Sułtani. Władza absolutna i te sprawy. Brakuje tu tylko haremu.  No chyba, że ojciec ma go w wersji gejoskiej. To Ci ludzie się nadadzą. Ej zaraz!? O czym ja na Raxiela myślę. Wiem, że Rey uwielbiał historię, ale żeby spaczył mi umysł.. No i muszę z tym żyć..

- Jakieś wieści z Alicante ? - pyta Valentine.

-  Ściągają nocnych łowców z całego świata - melduję jeden z mężczyzn.

-Wybornie zaatakujcie więc instytut Lightwoodów. Jak wiadomo Robert z nami współpracuje, więc to nie problem. Jego żonę i dzieci jakoś przekonamy - stwierdza.

Tak jak mnie ? Mam ochotę walić głowa w ścianie.. Dzięki tato..

- Dobrze - kiwają głowami.

Fajne ma ojciec mariontki.

- Przeprowadzić mi tu Jace i Clary. Na dziewczynę uwarzajcie. Jest ważna dla Martiny - oznajmia. 

Więc ty masz ją głęboko .. w poważaniu..

- Już się robi - zgadzają się.

- Strategie dopracuje i przedstawię na natepnym spotkaniu. Rozejdzcie się - rzuca.
Po chwil wszyscy wychodzą. Sala staje się pusta. Wzdycham. 

To już na tyle trzymajcie się koteczki :* Komentujcie i klikajcie gwiazdki xoxo

Sekret złotej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz